Rewitalizacja jest, ale mieszkań – nie ma

Miało być o rewitalizacji – a skończyło się na pretensjach, że miasto niewiele robi, by rozwiązać problemy lokalowe mieszkańców. Spotkanie na Chwaliszewie poświęcone rewitalizacji lokalowych zasobów komunalnych miało dość burzliwy przebieg.

“Rewitalizacja w budowie. Tworzymy zręby rewitalizacji w Polsce” – tak nazywało się spotkanie, na które zostali zaproszeni mieszkańcy Chwaliszewa. Spotkanie miało być poświęcone ochronie lokatorów, zamianie mieszkań komunalnych i prywatnych, a wszystko to wyjaśniali specjaliści z Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych.

Co wspólnego jednak ma ochrona praw lokatorów z rewitalizacją?
– Remont to przecież też rewitalizacja – wyjaśnia Lech Podbrez, dyrektor Wydziału Rewitalizacji Urzędu Miasta. – Poprawia się wygląd, ulice, rośnie wartość nieruchomości, a ludzie w niej mieszkający tracą, bo  z tego powodu rośnie im czynsz. Czują się zepchnięci, więc staramy się im pomóc. Żeby czynić prorozwojowe działania trzeba chronić niektóre grupy ludzi.

Działania nie są łatwe, bo bardzo często trafiają na ludzi, którym przy obecnym stanie prawnym miasto po prostu nie może pomóc.
– Proponujemy różne zmiany ustawowe, bo my z poziomu miasta nie zawsze mamy wpływ – tłumaczy Podbrez. – Ale i tak nie chcemy siedzieć z założonymi rękami.

Zdaniem dyrektora Podbreza często narzekanie na złą sytuację bierze się z niewiedzy, że można coś zmienić – jednak na dzisiejszym spotkaniu trudno było znaleźć kogoś, kto nie wie, jakie ma prawa czy możliwosci. Większość osób doskonale wiedziała także i to, że miasto nic dla nich nie może – i nie zamierza – robić.

– Te wszystkie informacje można bez trudu znaleźć w Internecie – mówi pani Halina, która zdegustowana wyszła ze spotkania po kwadransie. – Jestem samotną matką z dwójką dzieci, szukam mieszkania. Ale okazuje się, że nie mam żadnych praw, żadnych możliwości, bo za dużo zarabiam. O 20 złotych. Jestem rozgoryczona, opisywałam swoją sytuację wszędzie, szukałam mieszkania jakiegokolwiek, do remontu, bo nie stać mnie na to, żeby wynająć komercyjnie, nikt mi nie da kredytu na kupno. Ale okazuje się, że alkoholicy i bezrobotni dostają, a ja na mieszkanie nie mam żadnych szans. Na stare lata poszłam do szkoły, zmieniłam zawód, zarabiam, nie idę po zasiłek. Ale mam takie wrażenie, że jestem karana za to, że pracuję.

Podobnego zdania jest kolejna lokatorka, która także przyszła tu z nadzieją, że jej mieszkanie może się uda zamienić.
– Mam 700 złotych emerytury, z tego 540 idzie na czynsz – mówi. – To co ja mam zrobić? Zamienić się nie mogę, bo to banku mieszkanie. Jedyna pomoc jaką dostaję, to 270 złotych dodatku mieszkaniowego.

Kolejna niezadowolona ma 1000 złotych czynszu za mieszkanie o powierzchni prawie 80 metrów i też żadnych szans na to, by je zamienić na mniejsze, bo kamienica, w której mieszka, ma nieuregulowany status prawny.
– Ja jestem podgatunkiem człowieka – mówi rozgoryczona. – Wprawdzie sprawa mojej kamienicy jest w sądzie, ale to może trwać i 30 lat. Mieszkam na parterze, mam zimno jak cholera i co ja mam zrobić? Ja wcale nie chcę mieć takiego wielkiego mieszkania, ale co ja mam zrobić? Niemcy wymyślili sposób: takie wielkie mieszkania dzielą na mniejsze, z oddzielną kuchnią i łazienką, a u nas co? Nasze władze wyremontowały kamienice za wielkie pieniądze i co? Wielka stoi, Grobla stoi, nikt nie chce ich brać, bo za duże, za drogie. A nie lepiej było zrobić małe mieszkania, dwupokojowe, dla normalnych ludzi? Ale żeby dostać mieszkanie od miasta, trzeba mieć zaświadczenie od AA. Jak się jest porządnym człowiekiem to nie ma na co liczyć. A co ja zrobię, jak przejdę na emeryturę?

Uczestnicy spotkania zarzucają też prowadzącemu, że mówi dla nich kompletnie niezrozumiałym językiem.
– Mówi: wpłacić wadium, zasoby lokalowe, kubatura – mówi jednak z kobiet. – Nie może po ludzku powiedzieć, o co chodzi?

Spotkanie na Chwaliszewie było drugim z kolei takim spotkaniem po lutowym na Jeżycach w Domu Tramwajarza. Tam, jak zapewnia dyrektor Podbrez, zadowolonych było znacznie więcej osób.