Żorska: kolejny etap walki z jesionami

Zupełnie wydawałoby się niewinne drzewa podzieliły mieszkańców ulicy Żorskiej na dwa obozy. Jedni chcą wycinki, inni zachowania drzew. Kolejnym głosem w sprawie jest Komisja Dialogu Obywatelskiego przy Wydziale Ochrony Środowiska UMP, która wypowiedziała się przeciwko wycince. O co chodzi z tymi jesionami?

By to zrozumieć, trzeba koniecznie wybrać się na Żorską. To niewielka uliczka na Starołęce, niedaleko autostrady, z obu stron porośnięta słynnymi już jesionami, za którymi są wąskie chodniki, a za nimi ogrodzenia jednorodzinnych domków. Jesiony od ogrodzeń dzieli niecały metr.

Dopiero po uważnym przyjrzeniu się widać, że nawierzchnia jezdni, wysypana żwirem, który niesamowicie pyli, gdy jest suchy, znajduje się dobre kilkadziesiąt centymetrów nad poziomem chodnika. A sam chodnik jest nierówny, wyraźnie wypychany przez rosnące drzewa. Ulica wyraźnie wymaga remontu.

Co ciekawe, to właśnie ten planowany remont spowodował wybuch wojny o jesiony. Bo gdy w 2009 roku Zarząd Dróg Miejskich zaczął się przygotowywać do budowy ulicy, to się okazało, że bez wycinki drzew nie da się tego zrobić. I to podzieliło ulicę: część mieszkańców jest za wycinką, część przeciw. Ci przeciw podkreślają, że drzewa mają sto lat,  walory zdrowotne, klimatyczne i krajobrazowe i chronią przed pyłem niesionym od pobliskiej autostrady. To stanowisko popiera Komisja Dialogu Obywatelskiego przy Wydziale Ochrony Środowiska UMP, a także Klub Przyrodników Koło Poznańskie.

– Wycinanie bez dramatycznego powodu starych, zdrowych drzew w wielkim mieście dla wygody, z lenistwa itd. to jest wg obecnych europejskich standardów ekologicznych, urbanistycznych i innych po prostu barbarzyństwo – pisze Lech Mergler z My-Poznaniacy, które włączyło się w walkę o drzewa. – Pomyślcie Państwo o tych drzewach jak o niemal równolatkach zabytkowych, secesyjnych kamienic. Jednak kamienica powstaje w rok-dwa, stuletnie drzewo potrzebuje 100 lat, a po wycięciu znowu 100…

My-Poznaniacy nie rozumieją determinacji władz zdecydowanych na wycinkę drzew.
– Skuteczne przebicie w tej sprawie zdaje się wskazywać, iż “ktoś za tym stoi” z koneksjami… Kto? nie wiemy… – pisze Mergler.

Tymczasem za wycinką opowiadają się… sami mieszkańcy. Ale bardzo się oburzają, gdy ktoś im zarzuca, że chcą mieszkać na betonowej pustyni.
– My chcemy drzewa na naszej ulicy! – zapewnia Zdzisław Duliniec, mieszkaniec ulicy Żorskiej. – Ale takich, które nie będą wysadzać ogrodzeń i płyt chodnikowych. Chcemy też porządnej drogi.

O drodze mieszkańcy mogą mówić bez końca.
– O, proszę zobaczyć – pokazują chmurę pyłu, która została po przejeżdżającym samochodzie. – Ledwie dwa dni nie padało, a już jak się kurzy. Tynki się brudzą, okna też, nie ma czym oddychać. A kiedy spadnie deszcz to kurzu nie ma, ale jest błoto.

– A woda, jak spływa z drogi, to płynie chodnikiem, bo on jest niżej i wlewa się wprost na nasze ogrody – dodaje inny mieszkaniec. Wie, o czym mówi: akurat podwyższa sobie podwórze, żeby deszczówka nie zrobiła mu bagna z ogrodu, jak u sąsiada.

Zarzuty, że chodzi im tylko o sprzątanie liści, uważają za śmieszne, chociaż to też jest problem. Pan Zdzisław przy granicy swojej posesji ma dwa drzewa i co roku zbiera kilkanaście worków liści. Ale to nie najważniejsze, jeśli chodzi o jesiony.
– To bardzo ekspansywne drzewa – wzdycha. – Teraz ten chodnik to jest w ogóle równy, bo kilka lat temu przyjechali ludzie z miasta, zdjęli płyty i odpiłowali korzenie od góry, a potem położyli chodnik na nowo. Ale proszę spojrzeć, już widać, że znowu korzenie wypychają płyty…

– Ten tutaj rośnie nad rurą wodociągową – dodają jego sąsiedzi. – Wie pani, ile razy tak bywało, że korzenie przebiły rurę i woda płynęła ulicą? A ten jest nad rurą gazową. Też zdarzały się przebicia, wzywaliśmy ciągle pogotowie, aż wreszcie gazownia się zorientowała i zabepieczyła.

A czy nie dałoby się jednak wybudować drogi ocalając drzewa? Przecież mają sto lat… Ale to stwierdzenie mieszkańcy kwitują wybuchem śmiechu.
– Bzdura, ja pamiętam, jak były sadzone w latach 60! – mówi pan Zdzisław. – I to nieprawda, że połowa mieszkańców jest przeciwko wycince. Wszyscy są za, z wyjątkiem pani Milewskiej, a ona namówiła swoją rodzinę. Ale ona mieszka w górze ulicy, jej ogrodu nie zalewa…

Grażyna Milewska jest jedną z mieszkanek aktywnie walczących przeciwko wycince drzew. To ona wysłała pisma do ZDM, Urzędu Miasta i Uniwersytetu Przyrodniczego w obronie jesionów. Ona też zwróciła się z prośbą o wsparcie do stowarzyszenia My-Poznaniacy.

Jak się skończy historia przy ulicy Żorskiej? Zarząd Dróg Miejskich nie zamierza wybudować drogi, jeśli się nie wytnie drzew, bo ich korzenie wysadzą każdą nawierzchnię, więc to nie ma sensu. Najwyraźniej decyzję będą musieli jednak podjąć mieszkańcy i wybrać, co wolą: drogę czy jesiony.