Teatr powinien być żywy

Interesuje ją świat muzyczno-teatralny. Ale jest skrupulatna, jeżeli chodzi o sprawy finansowe. Stawia na ludzi doświadczonych i merytorycznie przygotowanych, ale chętnie zobaczy w strukturach Teatru także ludzi młodych, pełnych pasji. Teatr ma być żywy, inscenizacje różnorodne czerpiące ze współczesnych nurtów rozwoju sztuki, nie zabraknie więc także multimediów i ogólnie nowych technologii. Pierwszą premierą pod jej kierownictwem będzie Cyganeria Giacomo Pucciniego. Renata Borowska-Juszczyńska, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Stanisław Furmaniak: W 2010 roku ówczesny dyrektor Teatru Wielkiego zaproponował Ci stanowisko zastępcy dyrektora ds. artystycznych. Czy po dwóch latach przypuszczałaś, że zostaniesz dyrektorem tego Teatru?

Renata Borowska-Juszczyńska: Kiedy zaczynałam pracę w Teatrze Wielkim, w ogóle nie myślałam, że w przyszłości zostanę jego dyrektorem. Myślałam o tym, że dostałam interesującą propozycję i byłam z niej zadowolona. Muzyka była mi bardzo bliska, ale z operą obcowałam głównie jako widz. Propozycja mnie ucieszyła, gdyż lubię nowe zadania, poznawanie nowej rzeczywistości i cenię sobie współpracę z artystami. Oprócz tego, że racjonalnie oceniałam to, ile mogę się nauczyć i zrobić, odpowiadało mi także obcowanie z barwnym światem teatru operowego, który rządzi się swoimi innymi regułami.

Marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak powiedział, że od samego początku konkursu byłaś liderem. Wiedziałaś o tym?

Nie czułam się jak lider (prędzej jak unikat – byłam przecież jedyną kobietą, w ogóle kobiety w tej branży to doprawdy pojedyncze przypadki). W ogóle też nie myślałam o tym czy czuję się liderem, czy nie – szczerze mówiąc jestem typem zadaniowca, więc w „trudnych” sytuacjach ograniczam bodźce i skupiam się na tym, co mam do zrobienia. Miałam tak dużo nakładających się na siebie obowiązków: z jednej strony przygotowania do konkursu, organizacja Festiwalu Wiosny, a z drugiej równolegle zajmowałam się dotychczasowymi obowiązkami, gdyż cały czas byłam zastępcą dyrektora ds. artystycznych. Trzeba było doprowadzić do realizacji dwóch bardzo dużych projektów: Hamlet, którego premiera odbyła się w maju oraz później bardzo skomplikowane działania związane z premierą Slow Man. To miłe, że komisja konkursowa była pozytywnie zaskoczona moją prezentacją, starałam się mówić tylko i wyłącznie o tym, co chcę zrobić w tym Teatrze, o tym jaki ma potencjał i jak ewentualnie można go poprowadzić.

Jakiego repertuaru mogą spodziewać się miłośnicy poznańskiej opery?

To jest dla mnie bardzo proste, od samego początku przygotowywania tej koncepcji byłam pewna jednego – jeżeli chodzi o operę to w głównej mierze budujemy ją na klasyce (80 proc. repertuaru). Oczywiście, opera musi żyć, nie może zamienić się w muzeum z martwymi eksponatami albo magazyn starych rekwizytów i manekinów zastygłych w jednej pozie – dlatego powinna przyciągać stale nową publiczność oraz prezentować dzieła pisane współcześnie. A ponieważ opera to także (a może przede wszystkim?) teatr, więc chcę, aby to był teatr żywy, nawiązujący do naszej rzeczywistości, przyciągający widza czysto teatralnego, któremu chcemy coś powiedzieć o współczesności – tak jak to robią na co dzień teatry dramatyczne z maksymalną możliwą dbałością o jakość strony muzycznej.

A jak pod Twoim kierownictwem będą wyglądały sprawy personalne? W operze działa kilka związków zawodowych, które z poprzednim dyrektorem wchodziły w różne spory. Oprócz tego głośna jest sprawa jednej z solistek, która oddała sprawę do sądu pracy. To chyba niezbyt dobrze wpływa na wizerunek zewnętrzny placówki?

Zawsze powtarzam, że wszystko zależy od ludzi i dzieje się przez ludzi. Oczywiście, nie chciałabym wchodzić w spory zbiorowe ze związkami zawodowymi. Starałam się o taki dobór moich zastępców, aby tworzyli oni razem jak najbardziej profesjonalny zespół. Chcę pracować z najlepszymi, więc myślę, że przy współpracy takiego dyrektora artystycznego, jakim jest maestro Gabriel Chmura, będzie łatwiej wypracować pewne narzędzia weryfikacji kompetencji. Zdecydowałam się też na to, aby na stanowisko zastępcy dyrektora ds. administracyjno-ekonomicznych zaprosić do współpracy Roberta Szczepańskiego – dobrego, sprawdzonego ekonomistę. Zależy mi, aby inaczej spojrzeć na administrację i gospodarkę finansową Teatru. Myślę, że kontynuacja współpracy z takimi osobowościami jak Jacek Przybyłowicz, dyrektor baletu, czy Mariusz Otto, kierownik chóru, daje mi gwarancję tego, bo wiem, jaką wartość stanowi ich praca. Jeżeli chodzi o kwestie sądowych procesów, które Teatr ma głównie z solistami, to zobaczymy – najpierw muszę się z tym szczegółowo zapoznać. Musimy wszyscy mieć świadomość tego, że pracujemy w instytucji finansowanej ze środków publicznych, że wszystkich nas powinny obowiązywać racjonalne zasady. Dlatego obowiązkiem wszystkich pracowników Teatru Wielkiego jest podnoszenie swoich kwalifikacji i wypełnianie misji statutowej, którą mamy. A to oznacza pracę wszystkich na jak najwyższym poziomie oraz etyczne zachowanie w stosunku do pracodawcy, jak i do kolegów z pracy.

W całej gospodarce od kilku lat mamy kryzys finansowy. Tak to już jest, że oszczędza się na kulturze. Jak ta sytuacja wygląda w Teatrze Wielkim?

Moje główne doświadczenie zawodowe jest związane z realizowaniem projektów artystycznych, ale właśnie od strony projektowej, czyli budowania budżetu i zwracania uwagi na to, jak wydaje się te ciężko uzyskane pieniądze. Dlatego, jeżeli chodzi o wydawanie pieniędzy, nie jestem osobą nonszalancką. Teraz, po pobieżnej ocenie już wiem, że pewne oszczędności są możliwe, w takim obszarze, o którym się w takich instytucjach nie mówi, jak chociażby żarówki energooszczędne. Oszczędności można szukać również przy robieniu ilości przelewów, które można zamienić na elektroniczne, przy ilości wynajmowanych mieszkań, bo mamy przecież Dom Aktora itp. Te działania to także racjonalne wykorzystywanie kompetencji zespołu, który jest zatrudniony w Teatrze. Chcę uważnie przyjrzeć się panującej obecnie strukturze i zakresom obowiązków poszczególnych pracowników – z tego co widzę, to niektóre stanowiska się powielają. I może stworzenie innego zakresu obowiązków pozwoli na to, aby nie zatrudniać dodatkowych osób, natomiast dobrze wykorzystać te, które już są. Redukcje zapewne są nieuniknione (nie jest przecież tajemnicą, że w przyszłym roku będziemy mieli o 5 proc. mniejszy budżet w stosunku do tegorocznego, w obliczu kryzysu możemy się jednak cieszyć, że cięcie wynosi tylko 5 proc.). Chcę aby ci ludzie, którzy zostaną, mieli poczucie, że mają dużo fajnej pracy do zrobienia i wykonywali ją z zaangażowaniem i kreatywnością otrzymując w zamian satysfakcję nie tylko zawodową. Praca jest w końcu wartością samą w sobie (śmiech).

Pracujesz w Poznaniu od ponad 20 lat. Byłaś związana m.in. z Fundacją Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta, Towarzystwem Muzycznym im. Henryka Wieniawskiego oraz organizowałaś Festiwal Wiosny. Czy będziesz chciała angażować do współpracy te jednostki kulturalne oraz zapraszać młodych ludzi teatru?

Bardzo stawiam na potencjał tego regionu. I to nie jest takie moje naiwne myślenie, tylko rzeczywistość, w której funkcjonuję od ponad 20 lat. Uważam, że jest możliwa współpraca m.in. z Towarzystwem Muzycznym im. Henryka Wieniawskiego, z fundacją Rozbitek, która organizuje festiwal Transatlantyk. Mamy także w Poznaniu świetne chóry, Orkiestrę Kameralną Polskiego Radia „Amadeus”, Centrum Sztuki dla Dzieci, z którym też chciałabym realizować projekty edukacyjne dla dzieci. Będę stawiała na edukację, na liczniejsze pojawienie się w Teatrze młodzieży ze środowiska teatralno-artystyczno-muzycznego. Chcę doprowadzić do zbudowania wspólnego projektu ze studentami m.in. Akademii Muzycznej, Uniwersytetu Artystycznego czy Katedry Teatru i Widowisk UAM. Widzę w operze stałe miejsce dla publiczności bardziej teatralnej, publiczność repertuarowa jest skupiona bardziej na stronie muzycznej, natomiast publiczność przychodząca np. na projekty typu Dzień Świra czy Slow Man jest raczej publicznością teatralną. Obie publiczności powinny czerpać ze swych potencjałów, powinny się nawzajem edukować. Zależałoby mi również na tym, aby premiery, które będą przygotowywane w Teatrze podczas tych trzech sezonów, posiadały swoją harmonię, czyli łączyły jakość muzyczną z ciekawą inscenizacją teatralną. Za punkt honoru stawiam sobie jednak podniesienie jakości tzw. codziennego spektaklu. Aby nie było tak, że stawiamy akcent na premierze (a to jest w środowiskach operowych nagminne), że premiery tak bardzo się różnią jakościowo od spektaklu piątego, szóstego, dwudziestego – powinniśmy na co dzień prezentować zadowalający poziom wystawianych przedstawień.

Wspomniałaś niedawno, że chcesz wprowadzić abonament na, jak to nazwałaś, „Klasykę XX wieku”. Czy możesz to rozwinąć?

Tak, myślę o abonamentach. Aby je jednak wprowadzić, musimy uporządkować repertuar. I przygotować z wyprzedzeniem informację o premierach na kolejne sezony. Abonamenty mogą być różne, np. obejmować wszystkie premiery, mogą być na spektakle dziecięce czy w postaci prezentu gwiazdkowego – wersji może być wiele. Zastanawiałam się nad tym, co zrobić ze spektaklami, które mają bardzo wysoką jakość muzyczną, i cieszę się, że mamy je w repertuarze, jak chociażby Lady Makbet Mceńskiego Powiatu czy Hamlet i Werther. Ale to nie jest Toska, Cyganeria… Czyli to nie są opery, na które przychodzą tłumy i nie są to frekwencyjne pozycje repertuarowe – gra się je rzadziej i wpływy z biletów są zazwyczaj mniejsze niż w przypadku „operowych hitów”, takich jak Carmen czy Traviata. Abonament „Klasyka XX wieku” może być natomiast karnetem, w którym znajdzie się zarówno Cyganeria, jak i Lady Makbet Mceńskiego Powiatu, zarówno Piotruś i wilki, jak i Niebezpieczne związki. To wszystko będzie miało walor edukacyjny, a nam pozwoli sprzedać więcej biletów, jeśli publiczność zaakceptuje tego typu „transakcje wiązane”.

Biorąc pod uwagę, że opera jest bardzo skonwencjonalizowaną formą teatru – jaki jest Twój osobisty stosunek do wprowadzania nowych mediów na scenę opery?

Myślę, że jest to nieuniknione. Nie możemy obrażać się na rzeczywistość. To jest tak, jak z kontem e-mailowym: trudno znaleźć osobę, która by go nie miała. Nie uchronimy się przed pojawianiem nowych mediów w sztuce. Chodzi tylko o sposób ich wykorzystania, o sposób budowania jakości artystycznej, czyli takiego doboru realizatorów, aby poprzez ich wrażliwość pokazywać, jak można z tych narzędzi korzystać. To dziś bardzo ważne narzędzie ekspresji artystycznej – obecnie żyjemy w świecie, w którym każdy z nas ma telefon komórkowy i może nim nakręcić film, nie mówiąc o robieniu zdjęć, bo to jest już standard. Każdy z nas może to zmontować, ekspresyjnie się wyrazić na swoim koncie facebookowym lub na YouTube. Zadaniem takiej instytucji, jak Teatr Wielki, jest również to, aby zapraszać do współpracy różnych artystów i stosować różną poetykę, w której można pokazać np. Cyganerię czy Toskę. Raz można to zrobić baśniowo, raz tradycyjnie, ewentualnie choreograficznie czy wizualnie. Mocniej można wyeksponować reżyserię lub mocniej operować scenografią. Właściwie, dlaczego nie mielibyśmy współpracować z jakimiś wybitnymi plastykami, a nie tylko z wybitnymi reżyserami? Opera powinna być klasyczna (w sensie muzycznym – tu nic nie będziemy zmieniać), ale jej narracja powinna być nowoczesna, powinna operować współczesnymi środkami wyrazu, aby być bardziej zrozumiałą dla dzisiejszego widza/słuchacza. Przede wszystkim jednak istotne jest prezentowanie ważnych treści w teatrze, bo dla mnie teatr musi być żywy, musi dawać bodźce do interpretacji problemów, z którymi się na co dzień spotykamy, musi pobudzać wyobraźnię, zmuszać do myślenia, rozśmieszać albo smucić, pokazywać nowe drogi.

Pierwszą premierą przygotowaną pod Twoim kierownictwem będzie…

Cyganeria i tutaj kilka słów wyjaśnienia, dlaczego ona. Ma się pojawić szybko, bo 27 października 2012, ale można to zrobić tylko dlatego, że nasze zespoły muzyczne mają ją w repertuarze. Cyganeria była przygotowywana w wersji plenerowej niecałe 3 lata temu, a potem była próba wprowadzenia jej na scenę, lecz się to nie udało, ponieważ później był jubileusz maestro Mieczysława Dondajewskiego, gdzie Cyganeria była przedstawiona w wersji koncertowej. Dlatego teraz możemy ją zrealizować i pokazać naszym widzom. Jeżeli chodzi o realizatorów Cyganerii, to wraz z Gabrielem Chmurą (poprowadzi orkiestrę) zaprosiliśmy do współpracy Marcina Libera, który zajmie się reżyserią, natomiast scenografię i kostiumy przygotuje grupa Mikser, takie poznańskie grono artystów, którzy tak naprawdę rzadko pracują w Poznaniu. Marcin Liber jest na fali wznoszącej, jeżeli chodzi o popularność swoich prac, natomiast nigdy wcześniej nie pracował w operze, a jest poznaniakiem, tak samo jak wspomniana grupa Mikser.