Chcę działać solo

Sen o przyszłości się spełnił. Dzisiaj jest szczęśliwa, bo robi to, co kocha. „Co z nami będzie” to już przeszłość, bo teraz śpiewa solo. I to z sukcesami. Rozmowa z Sylwią Grzeszczak, wokalistką.


Stanisław Furmaniak: Cudowne dziecko muzyki czy ciężka harówka od dzieciństwa? Co bardziej pasuje do scharakteryzowania postaci Sylwii Grzeszczak?

Sylwia Grzeszczak: Myślę, że do tego, co osiągnęłam potrzeba było dużo pracy i wyrzeczeń, a przede wszystkim misji, jaką musiałam mieć od małego (śmiech). Dziś nie żałuję, bo jestem szczęśliwa.

Czy, aby osiągnąć sukces, trzeba zaczynać już w dzieciństwie? Czy w Pani życiu był czas nie tylko na naukę, ale też książki, wyjazdy, kółka zainteresowań?

Przygodę z muzyką zaczęłam w wieku 5 lat. Tak to czułam, nikt mnie nie zmuszał do gry na fortepianie. Wiedziałam, że muszę ćwiczyć. Czasu było bardzo mało, ale byłam ruchliwym dzieckiem i zawsze odnajdywałam czas na przyjemności. Z rodzicami chodziliśmy po lesie, jeździliśmy na rowerach, zbieraliśmy grzyby. Wiele innych zainteresowań pojawiało sie w moim życiu.

Rok 2011 na rynku muzycznym należał do Pani. Nowa płyta, przeboje, koncerty. Jak się osiąga tak duży sukces w wieku zaledwie 22 lat?

„Sen o przyszłości” jest moją pierwszą solową płytą. Właśnie zdobyła podwójną platynę i chociaż starałam sie zrobić wszystko jak najlepiej, to tak naprawdę nie mogłam założyć, że to, co zrobię, okaże sie strzałem w dziesiątkę i będę mogła osiągnąć taki sukces… To dla mnie piękny moment w życiu i doceniam każdą chwilę.

Co najbardziej pociąga w muzyce: komponowanie, śpiewanie, a może pisanie tekstów? Jakie są inspiracje do tworzenia?

Ogólnie, gdy słucham utworów innych artystów, pociąga mnie wszystko w muzyce. Ważne są dla mnie nie tylko melodie, ale też teksty i sposób śpiewania. Te wszystkie czynniki muszą sie uzupełniać. Ale kiedy sama tworzę, najbardziej interesujący jest etap komponowania. Wtedy mogę sama siebie zaskoczyć, odkrywam kolejne dźwięki, wymyślam melodie na bieżąco – to jest super moment!

W 2011 r. skomponowała Pani hymn Warty Poznań. Czy to przypadek, zamówienie czy może zainteresowanie piłką nożną; dyscypliną raczej zarezerwowaną dla mężczyzn? I dlaczego nie hymn Lecha, z którego Poznań bardziej słynie?

Bardzo lubię football, dlatego zdecydowałam się zupełnie hobbystycznie skomponować hymn Warty Poznań. To była ciekawa przygoda. A propos kibicowania, lubię, kiedy cały stadion śpiewa, kiedy robimy fale, a szczególnie ten moment, kiedy piłka wpada do bramki i za chwilę słychać takie jeeeeeeeeeeest (śmiech).

Dlaczego doszło do rozstania z Liberem? Ten duet był bardzo znany w Polsce, ta współpraca Panią wypromowała. Czy najbardziej twórcze są tylko kariery solowe?

Współpraca z Liberem była dla mnie bardzo ważna. Pozwoliła mi się rozwinąć i pójść w kierunku, w którym teraz się poruszam. 3 single grane w radiu zadowoliły nas pod względem rozwoju i nie chcieliśmy tego zepsuć, nie warto było dawać np. kolejnego singla tylko po to, żebyśmy byli bardziej wypromowani, albo kontynuować duet tylko dla zasady, dlatego że on istnieje… Od początku nagrywania z Marcinem wiedziałam, że nagranie wspólnej płyty – to etap, na którym nasz duet sie zakończy. Chciałam działać solowo. Tego potrzebowałam. Mimo że zagraliśmy mnóstwo wspaniałych koncertów i fani odbierali nasze utwory bardzo ciepło, to jednak etap nagrania wspólnej piosenki na dzień dzisiejszy jest już zakończony.

Jest Pani dzisiaj osobą publicznie bardzo rozpoznawalną. Czy to przeszkadza w życiu codziennym, czy bywają kłopotliwe i uciążliwe sytuacje?

Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę mieć tylu fanów. Wiem, że właśnie dla nich komponuję piosenki. Takie myśli miałyby spowodować, że życie codzienne jest uciążliwe? Nie, absolutnie nie jestem tym zmęczona! To miłe kiedy usłyszysz na ulicy, że twoja muzyka jest dobra. To dla mnie bardzo ważne.