Parkowanie, alkohol i ratowanie życia – czyli straż miejska w 2012 roku

Mniej kłopotów z niewłaściwym parkowaniem, ale więcej z dewastacjami i bezdomnymi – poznańscy strażnicy miejscy tradycyjnie podsumowali rok 2012. Do jakich interwencji najczęściej byli wzywani?

Okazało się, jak to precyzyjnie przedstawił komendant Wojciech Ratman, poznaniacy najczęściej wzywają straż miejską do niewłaściwie zaparkowanych aut. Ponad połowa ubiegłorocznych interwencji  dotyczyła właśnie parkowania, choć jak zauważył komendant, i tak w minionym roku było tych interwencji o 5 tysięcy mniej.

Wiecej natomiast było zgłoszeń o dewastacjach i uszkodzeniach – stanowiły one prawie 16 procent wszystkich zgłoszeń i to więcej o 2,5 tysiąca wezwań niz rok wcześniej. A 13 ponad 13 procent to informacje dotyczące zaniedbań porządkowych.

Nadal powodem licznych interwencji jest alkohol – mówił komendant. – Z powodu nadmiernego spożycia alkoholu w ubiegłym roku miało miejsce ponad 4 tysiące interwencji, a ponad 2 tysiące osób zostało ukaranych mandatami za picie alkoholu w miejscach publicznych.

Przybywa też niestety interwencji w sprawie bezdomnych: straż miejska przed sezonem jesienno-zimowym regularnie wraz z pracownikami Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie obchodzi znane koczowiska bezdomnych starając się ich przekonać, żeby chociaż na zimę przenieśli się do noclegowni. Zimą sprawdzają też, jak im się wiedzie, zwłaszcza podczas dużych mrozów. Takich interwencji w tym roku zanotowano ponad 4 tysiące i jest to o tysiąc więcej niż rok temu.

Kolejnym narastającym problemem są dzikie wysypiska śmieci. W 2012 roku strażnicy znaleźli ich aż 677. To o 190 więcej niż rok wcześniej. Mniej natomiast było interwencji, jeśli chodzi o niszczenie zieleni – strażnicy odnotowali ich 2700, to o 1800 mniej niż w roku 2011. A przy kontrolowaniu, czy nieruchomości posiadają podpisane umowy na wywóz odpadów okazało się, że z 1800 skontrolowanych posesji nie posiada ich 229. Ponad 500 razy musieli też interweniować wobec osób spalających zabronione odpady.

Czym jeszcze zajmowali się strażnicy? Prawie 600 poznaniaków na mocnym gazie doprowadzili do domu lub… CRSiWiT, ponad 120 osób przyłapali na gorącym uczynku, gdy nielegalnie rozwieszały plakaty, usunęli w minionym roku ponad 500 wraków, interweniowali wobec 603 osób palących tytoń w niedozwolonym miejscu, a 130 używających wulgaryzmów i wzywali 756 razy specjalistów ze schroniska dla zwierząt do bezdomnych zwierzaków.

To imponujące dokonania, ale nic nie może się równać z tym, czego dokonali strażnicy Sylwia Pięta i Dariusz Maciejewski z referatu Nowe Miasto. Uratowali człowiekowi życie.

W połowie grudnia ubiegłego roku dróżniczka PKP z ulicy Starołęckiej zaalarmowała przechodzących właśnie strażników, że przed chwilą minął ją dziwnie zachowujący się mężczyzna. Szedł w stronę wiaduktu kolejowego nad Wartą, wyrzucił wszystkie swoje rzeczy i szedł po torach, choć obok nich prowadzi kładka dla pieszych.

Strażnicy od razu wyruszyli za mężczyzną.
– Zauważyliśmy go, gdy stał już za barierkami wiaduktu, od strony wody – opowiada Dariusz Maciejewski.- Tam są takie występy. Już, już chciał skoczyć, ale zdażyliśmy podbiec i złapać go za ubranie. Udało nam się wyciągnąć go w bezpieczne miejsce. Nie myslelismy, nie było na to czasu. To było instynktowne działanie…

Gdy uratowany doszedł do siebie, okazało się, że ten 29-letni ojciec czworga dzieci rzeczywiście zamierzał popełnić samobójstwo z powodów finansowych. Strażnicy uratowali mu życie i oddali meżczyznę pod opiekę psychologa. Rodziną zajęli się też specjaliści z MOPR, którzy pomogą jej wyjść z problemów finansowych.

Mozna więc powiedzieć, że uratowali życie nie tyle jednemu meżczyźnie, co całej rodzinie. Ale oboje bohaterowie gdy to słyszą, bardzo się peszą, bo uważają, że nie zrobili niczego nadzwyczajnego.
– My przecież nie zrobiliśmy nic takiego – mówi Sylwia Pięta. – Każdy by tak postapił na naszym miejscu…

Innego zdania był jednak i komendant, i wiceprezydent Tomasz Kayser, którzy serdecznie gratulowali strażnikom tego czynu i wręczyli im wyróżnienia.