Ale zacznijmy od początku: klawesyn dwumanuałowy noszący nr 496 został zbudowany w 1765 roku w Londynie na zamówienie Fryderyka II. Burkat Tschudi, znakomity angielski budowniczy klawesynów i autor tego właśnie instrumentu, od lat 60. XVIII wieku eksperymentował i wprowadzał do swoich instrumentów innowacje. Instrumenty Shudiego były bardzo cenione. Jego klientami były takie osobistości jak cesarzowa Maria Teresa, książę Walii oraz muzycy, m.in. Muzio Clementi czy Fryderyk Haendel.
Tschudi dla króla Fryderyka zbudował pięć klawesynów i to jest jeden z nich.
– Oprócz egzemplarza poznańskiego zachowały się jeszcze dwa – tłumaczy Patryk Frankowski z Muzeum Instrumentów Muzycznych. – Jeden znajduje się w Moskwie, drugi w Poczdamie, a to jest trzeci, najstarszy z zachowanych.
Klawesyn jest cenny nie tylko z racji wieku i utytułowanego właściciela. Jak wiemy z zachowanych dokumentów, to na tym instrumencie grał sam Wolfgang Amadeusz Mozart! Genialny kompozytor miał wówczas 9 lat i działo się to latem 1765 roku w Londynie. A to nie jedyny utytułowany muzyk, którego palce dotykały klawiatury instrumentu – bardzo prawdopodobne, że grywał na nim także Carl Philipp Emanuel Bach, syn Jana Sebastiana, który był nadwornym klawesynistą Fryderyka II.
– To były instrumenty koncertowe, o mocnym brzmieniu do popisowych kompozycji – opowiada Patryk Frankowski. – Tschudi zastosował tu mechanizm pozwalający na płynną zmianę rejestru, czyli dający możliwość cieniowania dźwięku. Pamiętajmy, że to były czasy wojny klawesynu z fotrepianiem i być może to pierwszy klawesyn, w którym zastosowano takie rozwiązanie.
Niezwykły klawesyn zaginął w czasie II wojny światowej. Cenny eksponat znalazł się na liście zaginionych dzieł sztuki, bo nie odnaleziono żadnego jego śladu.
– Ostatnie dane o nim pochodzą z Wrocławia, z lat 40. – opowiada Janusz Jaskulski, kustosz Muzeum Instrumentów Muzycznych.
Wówczas klawesyn znajdował się w pałacu Fryderyka, spekulowano, że być może został wywieziony pod koniec wojny z bombardowanego Wrocławia. Ale tylko nieliczni optymiści uważali, że jest szansa na odnalezienie go gdzieś na Śląsku, a może w Czechach.
– I nagle się pojawił, a teraz stoi tu przed państwem… – podsumowuje z dumą Janusz Jaskulski. – Coś takiego zdarza się tylko w filmach sensacyjnych lub w powieściach.
I rzeczywiście: gdy w październiku 2011 roku Muzeum Instrumentów Muzycznych otrzymało ofertę zakupu klawesynu, pracownicy muzeum nie mogli uwierzyć własnym oczom. Z ofertą bowiem zostały przesłane także zdjęcia, dzięki którym już po krótkich oględzinach można było na poważnie postawić hipotezę, że to najprawdopodobniej zaginiony podczas II wojny światowej klawesyn Burkata Shudiego o numerze 496 z 1765 roku.
– Zdarzył się po prostu cud – podsumowuje dr Alina Mądry z Katedry Muzykologii UAM. – Klawesyn przez lata stał po prostu w pokoju domu swojego właściciela, który nie zdawał sobie sprawy z wartości tego, co posiada…
Skąd jednak klawesyn, który zaginął podczas wojny we Wrocławiu, znalazł się w północno-zachodniej Polsce, i to tyle lat po wojnie? Ustalanie wojennych losów instrumentu nadal trwa, ale już coś niecoś wiadomo.
– Obecny właściciel był synem muzyka, który tuż po wojnie znalazł się właśnie w północno-wschodniej Polsce i tam natrafił na klawesyn w uszkodzonej ciężarówce wieziony przez Rosjan – opowiada dr Mądry. – Kupił go za popularny wówczas środek płatniczy, czyli bimber. Od tego czasu stał w domu. Do lat 60. ubiegłego wieku był nawet ostrunowany, dopiero wtedy właściciel zdjął struny.
Instrument stał sobie w domu muzyka, a później dostał go jego syn. I to on złożył muzeum ofertę kupna instrumentu, nie zdając sobie sprawy z tego, ile jest naprawdę wart.
– Instrument jest bezcenny – mówi po prostu dr Mądry. – Ale właścicielowi zaoferowaliśmy satysfakcjonującą kwotę…
Po kupnie na cały rok klawesynem zajęli się konserwatorzy.
– Stan był bardzo zły, instrument nie stał w najbardziej odpowiednim pomieszczeniu – wyjaśnia Piotr Cieślak, jeden z konserwatorów. – Trzeba go było rozebrać i oczyścić, a przy okazji potwierdzono autentyczność obiektu. Stwierdziliśmy bardzo duże zabrudzenia, ubytki elementów ozdobnych i wielu innych. Teraz jest już odkażony i oczyszczony, a my głowimy się nad tym, czy uda się go przywrócić do gry. Ale najważniejsze jest zachowanie go.
Bo być może instrument mógłby ponownie grać, jednak mogłoby to się źle skończyć dla jego wiekowej w końcu konstrukcji. Dlatego lepszym rozwiązaniem byłoby zbudowanie dokładnej kopii instumentu – by móc usłyszeć, jak brzmiał klawesyn wzbogacony o oryginalne rozwiązania genialnego budowniczego. Ale to wszystko stanie się dopiero w przyszłości, bo instrument czekają jeszcze długie miesiące konserwacji.
Obecnie widzowie będą go mogli podziwiać jedynie w Noc Muzeów 18-19 maja. Później klawesyn Mozarta wróci do pracowni konserwatorskiej na dalsze zabiegi.