Kłopoty z parkiem Wilsona

Na pierwszy rzut oka aż trudno uwierzyć, że ten piękny park może budzić kontrowersje. A jednak od lat trwa dyskusja o przyszłości parku i kierunkach jego rozwoju między radnymi z Rady Osiedla Święty Łazarz a dyrekcją parku. Teraz sprawą zajęła się Komisja Rewitalizacji Rady Miasta.

Dyskusja nosiła tytuł “Park Wilsona – miejsce zamknięte czy otwarte? Pomysły społeczności Łazarza na jego ożywienie”. Bo od kilku już lat radnych bardzo martwi pogarszający się stan parku: niszczenie roślin, mury posmarowane farbą, brudne, śmierdzące stawy i śmieci, a także nocne imprezy z alkoholem, po których zostaje pełno śmieci, mimo że park jest zamykany.

Radni chcieliby ożywienia parku i zrobienie z niego miejsca pełnego atrakcji dla okolicznych mieszkańców, by chętnie tu odpoczywali, jednak w tej sprawie napotykają na opór Zbigniewa Wągrowskiego, dyrektora palmiarni i parku Wilsona, który boi się jeszcze większych zniszczeń w parku, gdy odwiedzających go przybędzie.

Zdesperowani radni osiedlowi przygotowali postulaty dotyczące parku i przedstawili je na posiedzeniu Komisji Rewitalizacji: chcieliby przekazania parku pod władzę Zarządu Zieleni Miejskiej, wybrania do zarządzania muszlą koncertową profesjonalnego podmiotu, wypromowania parku jako miejsca cyklicznych imprez, zorganizowania ścieżki dydaktycznej i wystawy o historii parku, wprowadzenie do niego małej gastronomii i kawiarenek na świeżym powietrzu oraz poprawienie dozoru nad parkiem, a zwłaszcza monitoringu w godzinach nocnych. Wszystkie te działania zwiększą atrakcyjność parku i sprawią, że ludzie chętniej będą do niego przychodzić, a poprawa monitoringu spowoduje, że nie będą w nocy do niego wchodzić wandale, niszczyć urządzeń parkowych i kraść roślin.

Części radnych – jak Mariuszowi Wiśniewskiemu, przewodniczącemu komisji, i radnej Katarzynie Kretkowskiej – postulaty mieszkańców wydają się zasadne. Jednak koncepcja osiedlowych radnych budzi też wątpliwości. Zdaniem Janusza Pazdera, historyka sztuki i byłego radnego, ożywienie parku nie sprawdzi się – może z wyjątkiem wprowadzenia placu zabaw.
– My nie mamy tradycji korzystania z placów i parków – przekonywał radnych. – Albo siedzimy w domu, albo wyjeżdżamy za miasto. A park Wilsona ze względu na swój charakter wielu rzeczy po prostu nie będzie w stanie przyjąć.

Radna Kretkowska jednak była odmiennego zdania.
– W regulaminie parku czytam, że park pełni fukcję estetyczną, a później jest cała lista zakazów – mówiła. – U nas jest w ogóle kultura zakazów, więc nic dziwnego, że ludzie albo zostają w domu, albo wyjeżdżają tam, gdzie im się wszystkiego nie zabrania. Park nie może być jak izba paradna, gdzie wszystko jest piękne, niczego się nie rusza i domownicy nawet na co dzień tam nie wchodzą, bo po co, to jest tylko od święta…

Radna zwróciła też uwagę, że skoro to park częściowo stylu francuskim, a częściowo angielskim, to powinien nie ograniczać się do stylów wyłącznie w nasadzeniach roślin czy sposobie strzyżenia klombów, ale także w całej reszcie dotyczących parków tego typu. A i Anglicy, i Francuzi spędzają w parkach mnóstwo czasu siedząc na trawie, grając w różne gry. Radna przypomniała nawet słynne “Śniadanie na trawie” Maneta, który przedstawia dwóch ubranych mężczyzn i nagą kobietę siedzących właśnie na trawie w parku.

Wizja nagich kobiet na trawie w parku Wilsona spodobała się wyraźnie wszystkim obecnym, jednak Joanna Bielawska-Pałczyńska, Miejska Konserwator Zabytków, przypomniała obecnym, że park jest zabytkiem, a to nakłada pewne ograniczenia w zagospodarowaniu przestrzeni parku.
– Większość postulatów radnych jest słuszna – uznała pani konserwator. – Niepokoi mnie wprowadzenie małej gastronomii, żeby nie naruszyło układu przestrzennego, w parku nie widzę takiej możliwości. Ale są miejsca, gdzie takie stoliki i parasole można postawić, na przykład na tarasie przed palmiarnią.

Radnych zainteresowała też kwestia sprzątania w parku, bo jego estetyka pozostawia wiele do życzenia. Jak wyjaśnił dyrektor Wągrowski, za sprzątanie parku i terenu wokół palmiarni odpowiada… jedna osoba. Na więcej nie ma pieniędzy, chociaż zdaje sobie sprawę, że to za mało. Ale jego zdaniem głównym problemem jest ciągłe dewastowanie parku, z czym nie może sobie poradzić.
– Codziennie rano zgarniamy sterty śmieci – wyliczał. – Z roślin sadzimy tylko duże drzewa, takie,  które wsadza się maszynami, bo wszystkie inne są kradzione.

Jednak mimo to dyrekcja myśli o odbudowie alpinarium, na co trzeba by było około 1700 00 złotych. Park startuje w programach grantowych, by zdobyć pieniądze na ten cel, ale jak dotąd się nie udało. Dyrektor chciałby też zatrudnić kogoś od promocji parku, ale na to także nie ma pieniędzy – chociaż jednocześnie twierdzi, że i tak po parku chodzi tak dużo ludzi, że należy się obawiać jego zadeptania, i to dosłownie.

Jak się okazało, park ma także ochronę – o to, by w nocy nikt nie wchodził na jego teren, ma dbać firma ochroniarska, która rocznie kosztuje 180 tysięcy złotych. Najwyraźniej jednak jej pomoc nie jest skuteczna, skoro dyrektor nadal narzeka na wandali i kradzież roślin.

Kwota wydawana na nieskuteczną ochronę zadziwiła radnych.
– To duża kwota – zaznaczyła radna Kretkowska. – Z jednej strony nie ma pieniędzy na osobę odpowiedzialną wyłącznie za porządek w parku, a z drugiej jest firma ochroniarska wynajęta za duże pieniądze. To trzeba wyjaśnić.

Na inne nielogiczności w zarządzaniu parkiem zwrócił uwagę Filip Olszak z Rady Osiedla Święty Łazarz.
– Parku nie niszczą ludzie, którzy go odwiedzają w dzień, ale ci, którzy wchodzą w nocy – zauważył. – Gdyby ludzi było tam więcej to pewnie zniszczeń też byłoby mniej, bo kto by dewastował przy świadkach. Firma ochroniarska powinna reagować na te zniszczenia.

Radny uważa też, że w kwestii kawiarenek można się zawsze porozumieć z sąsiadującą restauracją Magnolia, która ma przecież taras od strony parku. Kawiarnia w palmiarni, choć miła, ma nielogiczne i niewygodne położenie z punktu widzenia tych, którzy odwiedzają park –  wejście do niej znajduje się z tyłu budynku palmiarni, trzeba wyjsć z terenu parku i wejść druga bramą, w dodatku może to zrobić tylko ten, kto o tym wie, bo kawiarni w ogóle nie widać. Jednak przenośne kioski też by się w parku przydały.
– Nie każdego stać, żeby od razu posiedzieć w kawiarni – argumentował. – Ale kupienie loda w budce to już dużo mniejsze pieniądze. To nie wymaga wielkich inwestycji, a byłoby atrakcyjne dla mieszkańców.

Kilku uczestników dyskusji nie było przekonanych, że to rzeczywiście byłoby atrakcyjne dla mieszkańców – wówczas jednak radny Wiśniewski przypomniał, że tak samo mówiono przed uspokojeniem ruchu na ulicy Żydowskiej czy Taczaka, a teraz, gdy wprowadzono to w życie, to okazało się, że mieszkańcom się to podoba, bo przychodzą na obie ulice – a jak wiadomo, ludzie głosują nogami…

Ostatecznie radni zadecydowali, że doprowadzą do kolejnego spotkania radnych osiedla z dyrektorem palmiarni, by ustalić wspólne działania, a także przygotowali stanowisko, które zostanie przekazane prezydentowi Poznania, a w którym piszą, że zarządzanie parkiem wymaga wzmocnienia w oparciu o kompromis między funkcjami parkowymi a współczesnymi oczekiwanami mieszkańców.
– Rada osiedla jest gospodarzem na swoim terenie, a urzędnicy powinni ją wspierać – podsumował przewodniczący Wiśniewski.

Czytaj także:

Park Wilsona: czyszczą staw, mają dużo pracy