Chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Poznań jest miastem targowym – świadczyć o tym mogą nie tylko Międzynarodowe Targi Poznańskie, ale też m.in. trwający do 30 czerwca Jarmark Świętojański. To wydarzenie miało jednak w sobotę silną (choć niewielką) alternatywę – czwarty już Targ Śródecki.
Mieszkańcy Poznania mieli okazję na kilka godzin powrócić do średniowecza, kiedy to podobne targi na Śródce były czymś normalnym. Czasy nowożytne jednak nie obeszły się z tą tradycją łaskawie – zamiast co tydzień, kupcy pojawiają się na targu… co roku.
– Jest to już czwarty Targ Śródecki. To jest inicjatywa zupełnie oddolna, pochodząca od mieszkańców i dzieci ze Śródki. Kiedy zorganizowaliśmy im zajęcia, na których poznali historię Śródki i dowiedzieli się, że odbywały się tu co środę targi, postanowili wrócić do tej tradycji – tłumaczy Ania Żygulska, animator społeczności lokalnej ze Śródki. – Staramy się co roku zorganizować taki targ. Ale oprócz niego odbywa się m.in. projekt “Pośrodku Śródki”, czas jest więc zaanimowany w wystarczającym stopniu. W zasadzie w każdy weekend coś się tutaj dzieje.
Działo się również na targu – swój kram rozłożył kowal, który na oczach zaciekawionych dzieciaków wykonywał różne cuda z metalu. Tuż obok niego ulokował się płatnerz, prezentując niesamowite zbroje i miecze. Najbardziej spektakularny był jednak kat, który przybył – co oczywiste – z dybami, a na głowie miał maskę. Widać było, że kat nieco deprymuje przybyłe na Śródkę dzieciaki, jednak jak tłumaczy Ania Żygulska – zupełnie nie ma się czego bać.
– W zeszłym roku też był i mnóstwo osób robiło sobie przy nim zdjęcia, bardzo podobał się dzieciakom. Kat też potrafi wytłumaczyć swoją rolę, zatem nie straszy a uczy – opowiada animatorka.
Prawdopodobnie ma rację – podczas naszej wizyty na Śródce nie zauważyliśmy, aby ktokolwiek został zakuty w dyby. Co więcej, kat odważył się nawet na zdjęcie maski. Kto nie widział jego twarzy, będzie musiał uzbroić się w cierpliwość – następny Targ Śródecki dopiero za rok.