Magdalena Prask: w drodze po Śnieżną Panterę

Przed Magdaleną Prask, poznańską podróżniczką i alpinistką, ostatni etap walki o “Śnieżną Panterę” – prestiżowe odznaczenie górskie. Etap bardzo trudny, ponieważ jej celem są niezwykle trudne szczyty: Chan Tengri oraz Pik Pobiedy.

Szczyty, które zostały Magdalenie Prask do zdobycia, nie są najwyższymi górami świata: Chan Tengri ma “zaledwie” 7010 metrów wysokości, Pik Pobiedy jest wyższy o nieco ponad 300 metrów. Nie oznacza to jednak, że jest to zadanie łatwe – wręcz przeciwnie, góry te są niezwykle wymagające, a wielu alpinistów straciło już na nich życie. Dlatego zadanie, które postawiła przed sobą poznańska podróżniczka, nie będzie zwykłym spacerkiem.

Wyprawa jest realizowana w ramach programu „2011 – 2013 Śnieżna Pantera”, którego celem jest zdobycie w ciągu trzech lat wszystkich 5 najwyższych szczytów byłego Związku Radzieckiego. Szczyty, które zamierza zdobyć Magdalena Prask, leżą w górach Tienszan na pograniczu Kazachstanu i Kirgistanu oraz na pograniczu Kirgistanu i Chin. Pasmo Tienszan, zwane Niebiańskimi Górami, ma długość 2500 kilometrów i stanowi potężną, naturalną barierę dla mas powietrza pomiędzy Syberią a centralną Azją.

Tuż przed wyruszeniem na wyprawę Magdalena Prask odwiedziła redakcję Codziennego Poznania i opowiedziała nam o zadaniu, którego się podejmie w najbliższych tygodniach.

Krzysztof Nowicki: Może na początku powiesz, czym jest ta wyprawa?

Magdalena Prask: To jest ostatni etap z cyklu wypraw, które mają na celu zdobycie odznaczenia górskiego zwanego “Śnieżna Pantera”. To jest 5 siedmiotysięczników, zlokalizowanych na terenie centralnej Azji – Kirgistanu, Tadżykistanu i Kazachstanu.

Jest to jakaś alternatywa dla ośmiotysięczników, ale “Śnieżna Pantera” jest odznaczeniem bardzo prestiżowym, ponieważ są to bardzo trudne szczyty. Nawet niektóre z nich uważane są za trudniejsze niż ośmiotysięczniki. Nie zawsze jest tak, że im wyżej tym trudniej, tym bardziej prestiżowo. Mount Everest nie jest już uważany za jakiś super wyczyn, a Pik Pobiedy, na który jadę, wiąże się z dużym szacunkiem znawców tematu

Ta góra jest dość niebezpieczna, zginęło na niej wiele osób, więcej niż ją zdobyło…

Bardzo niebezpieczna. Występuje tam dużo róznych niebezpieczeństw, ale do takich wyjątkowych rzeczy na tej górze należy fakt, że są tam bardzo duże odległosci między obozami. Zwykle jest to przewyższenie 500-600 metrów, co zajmuje – w zależności od aklimatyzacji – ok. 8 godzin, a tutaj te odległości każdego dnia są powyżej tysiąca metrów, co automatycznie przekłada się na kilkadziesiąt godzin ciągłego marszu, z ciężkim plecakiem, w bardzo głębokim śniegu. Na tej górze jest też bardzo dużo śniegu. Oczywiście nie ma tam szlaków czy wydeptanych dróg, trzeba wszystko samemu przejść i zrobić.

Ile czasu zajmuje zdobycie takiego siedmiotysięcznika?

7-tysięczniki, niezależnie od ich trudności, to ok. od dwóch do trzech tygodni wspinaczki. Niektórym zajmuje to jeszcze dłużej, w zależności od predyspozycji do wchodzenia na dużą wysokość, bo sama wysokość też jest niebezpieczeństwem i ryzykiem.

Mówisz o ryzyku – a ostatnio Polska wspinaczka nie jest w najlepszym stanie. Jest dużo wypadków, można wręcz mówić o czarnej serii.

Trudno mi jest to skomentować, bo to jest sytuacja wyjątkowa. Ta ostatnia sytuacja dotyczy oczywiście takiego człowieka (Artur Hajzer, o którym mówiono, że jest nestorem polskiego himalaizmu, zginął podczas wyprawy na szczyt Gaszerbrum – przyp. red.) i dlatego jest tragiczna. Chociaż każda śmierć jest tragiczna, ale ta jest medialna. Ten wypadek nie był jakimś wydarzeniem wszech czasów, po prostu to sie zdarza w górach wysokich i to dość często. Zmęczenie, duża wysokość i pośpiech powodują małe błędy, a małe błędy skutkują fatalnymi wypadkami.

Zaczęło się jednak mówić o niezdrowej rywalizacji wśród podróżników. Czy nie jest tak, że porywają się oni na coś, co jest ponad ich siły, ponad siłę nawet najsilniejszej ludzkiej jednostki?

No tak, teraz żeby zrobić coś wyjątkowego, trzeba przekraczaś granice ludzkości. Są tacy, którzy podejmują te wyzwania, ale to jest nieliczna grupa, bo tylko nielicznych na to stać. Ja się nie porywam na takie rzeczy, dlatego ktoś może mi zarzucić, że nie robię nic wyjątkowego, natomiast dla mnie jest wystarczające to, co ja robię. Oczywiście nie jest to coś wyjątkowego, bo w Polsce “Śnieżną Panterę” ma pięć osób. Można dyskutować, czy to mało czy dużo, ale na pewno nie będę pierwsza. No i nie mam takich aspiracji. No ale porównując do Mount Everestu, gdzie ja byłam jako 28 Polak, to “Śnieżną Panterę” ma chyba jednak mało osób.

Podobno wyprawy na Mount Everest to już takie niemalże turystyczne wypady.

Ja bym nie przesadzała też w drugą stronę, na pewno nie można mówić o jakimś super wyczynie, ale też nie można mówić, że każdy, kto ma na to ochotę i pieniądze może tam pójść, bo to też nie jest prawda. Bardzo dużo ludzi tam ginie, statystyka wejść też nie jest taka najlepsza, bo zdaje się, że 50 proc., osób nie wchodzi a więc to nie jest tak, że każdy może wejść. Natomiast w kategoriach wyczynu to można rzeczywiście dyskutować.

Czego zatem pod względem fizycznym i psychicznym potrzeba, żeby wejść na górę?

Mówi się o takim zespole cech, gdzie na samej górze tego zbioru jest siła woli, psychika. To oczywiście nie wystarczy, bo nie jest tak łatwo. Do tego dochodzi doświadczenie i umiejętności, ale też znajomość gór wysokich, czyli tego, co się może tam zdarzyć i jak my się powinniśmy tam zachowywać, bo tam o sukcesie decydują drobiazgi, a o tragedii również. Trzeba to wszystko mieć opanowane, żeby się w miarę bezpiecznie tam poruszać. Do tego dochodzi bardzo dobra kondycja fizyczna, wydolność, oczywiście sprzęt… to sa takie główne rzeczy.

A w Twoim przypadku? Czego się najbardziej obawiasz?

Obawiam się właśnie tej wydolnościowej kwestii: czy będę w stanie z ciężkim plecakiem, w bardzo niebezpiecznym i stromym terenie, dzień w dzień pokonywać tak duże odległości. To nie jest kwestia jednodniowego wysiłku, tylko dzień po dniu. Do tego dochodzą załamania pogody, bo tam jest bardzo duża zmienność pogodowa, która powoduje, że pogoda może nas uwięzić gdzieś na wysokości. No i oczywiście obiektywne trudonści, które w górach wysokich zazwyczaj występują, ale akurat na tym pierwszym szczycie – Chan Tengri – są wyjątkowo duzym zagrożeniem: lawiny. To jest góra, która jakby wymienić 10 najbardziej niebezpiecznych gór na świecie, na których zginęło najwięcej ludzi, to to będzie jeden z tych szczytów. Obie są niebezpieczne i tak naprawdę dlatego cała ta Śnieżna Pantera jest przedsięwzięciem dość trudnym.

Od kiedy chodzisz po górach?

Chodzę po górach już od dzieciństwa, może bardziej tak od licealnych czasów i to z czasem narastało, czyli stopniowo były coraz wyższe góry. Nie robiłam żadnych rewolucji pod tym względem, na taki etap od 4 tysięcy w górę to weszłam jakieś 10 lat temu. Ciężko powiedzieć, ile szczytów od tamtego czasu zdobyłam. Na co dzień, w weekendy jeżdżę w Polskie góry. Może od 6 tysięcy to mówimy o górach naprawdę wysokich, bo jeszcze alpejskie czterotysięczniki to jest taka klasa średnia. Oczywiście tam już też mamy do czynienia ze zjawiskiem aklimatyzacji i chorobą wysokościową, ale to jeszcze nie jest do końca to. Też oczywiście występują lawiny i szczeliny, czyli są to góry jak najbardziej niebezpieczne, ale jeżeli mówimy o takiej wspinaczce wysokogórskiej to myślałabym o takich górach, gdzie wskazane jest zakładanie obozów wysokościowych. Myślę, że jeżeli chodzi o 6 tysięcy to zdobyłam powyżej 10 takich szczytów.

A czy dużo jest kobiet wspinających się? Bo słyszy się raczej o mężczyznach.

Wspinających się jest bardzo mało, nawet po informacjach prasowych widać, że pojawiają się tam głównie mężczyźni. To jest maksymalnie może 10 proc., zaledwie kilka kobiet na górę. To jest szereg aspektów, m.in. ten, że warunki higieniczno-toaletowe są tam żadne. Nie każda kobieta jest w stanie się przełamać i np. nie kąpać przez tydzień albo przez dwa tygodnie nie myć głowy. Natomiast druga kwestia jest taka, że wspinaczka i całe to chodzenie po górach wysokich to jest ciągłe marznięcie, ciągłe dźwiganie ciężkich rzeczy i duże odległości do przejścia – czyli duży wysiłek. Kobiety z natury są słabsze i trudniej im sobie poradzić w tych sytuacjach. Prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie osiągać takich wyników jak mężczyźni, co nie oznacza, że niektórym się to nie udaje, bo przecież są przykłady bardzo silnych, mocnych kobiet. To wymaga siły po prostu i nie każda kobieta ma siłę i ochotę, żeby tak przez miesiąc się katować.

Jest ciężko, zimno, niebezpiecznie… to co Cię ciągnie do tych podróży?

Ciągle mnie o to pytają. Góry są piękne, dla mnie jest to już środowisko znane, ja wiem, czego mogę się tam spodziewać, to jest takie środowisko oswojone. Wiem, że daję temu radę. Mi sprawia radość przebywanie w górach i realizacja celów, a celem na każdej wyprawie jest po prostu dojście do kolejnego obozu. Później się ten szczyt atakuje, nie jest tak, że od samego początku idę na szczyt. To są takie małe cele i dlatego znajduje się po takim wysiłku, jak dochodzi się do tego obozu, z takim dużym trudem, siłę do dalszego działania. Jest się zmęczonym, ale jest tak duża satysfakcja, że się to udało, że na drugi dzień wstaje się z kolejną porcją energii. To ciągłe takie realizowanie tych małych celów wpływa na to, że ta satysfakcja jest duża. Zwłaszcza, jak się uda zrealizować główny cel. No ale góry są piękne i sam pobyt w miejscach, do których niewielu ludzi dociera, jest pociągający. Natomiast faktem jest, że ludzie, którzy chodzą po wysokich górach, muszą mieć specyficzne uwarunkowania psychiczne. My też mówimy o sztuce cierpienia, która daje dużą satysfakcję.

W takim razie co się dzieje po powrocie z gór na niziny, równiny?

Wtedy zaczyna się planowanie kolejnej wyprawy. Nawet w książkach górskich można przeczytać, że często życie takich ludzi dzieli się na okresy przed i po wyprawie. Po też jest dużo spraw, które trzeba pozałatwiać, podomykać, a potem już się wskakuje w ten kolejny etap przed kolejną wyprawą.

Na razie koncentruję się tylko na tej wyprawie, bo to są tak trudne szczyty, że nie mam śmiałości planować, co będzie później.  Ale nie mogę zakładać, że mi się nie uda. Ja jadę zdobyć te szczyty, wrócić i planować kolejne wyprawy.

Tego właśnie Ci życzymy. Dziękujemy za rozmowę!

Magdalena Prask powróci do Polski 25 sierpnia.2013 roku.

Czytaj też:

Tienszan Expedition 2013, czyli Magda Prask wyrusza na Śnieżną Panterę!