Jak kot jechał na gapę na wakacje, a strażnicy go złapali

Wszystko zaczęło się od prośby pewnego poznaniaka o interwencję w sprawie… miauczenia, które wydobywa się spod maski jednego z aut zaparkowanych na Piątkowie. Strażnicy przyjechali, sprawdzili – miauczenie było niewątpliwe, a nawet przybrało ne sile, chociaż wewnątrz auta, jak się strażnicy zorientowali zaglądając przez okna, kota – ani niczego innego, co mogłoby miauczeć – nie […]

Wszystko zaczęło się od prośby pewnego poznaniaka o interwencję w sprawie… miauczenia, które wydobywa się spod maski jednego z aut zaparkowanych na Piątkowie. Strażnicy przyjechali, sprawdzili – miauczenie było niewątpliwe, a nawet przybrało ne sile, chociaż wewnątrz auta, jak się strażnicy zorientowali zaglądając przez okna, kota – ani niczego innego, co mogłoby miauczeć – nie było.

Niezbędne okazało się więc znalezienie i wezwanie właściciela auta.
– Po ustaleniu miejsca zamieszkania właściciela, poproszono go o zejście i otwarcie pojazdu – opowiada Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy straży miejskiej w Poznaniu. – Zguba odnalazła się w komorze silnika.

Niby nic szczególnego, przecież wiele kotów tak czyni. Ale w tym wypadku okazało się, że ten konkretny kot to nie lada podróżnik. Właściciel auta po wyciągnięciu zadowolonego z siebie malucha spojrzał na niego i… zadzwonił do rodziny, od której właśnie przyjechał, a mieszkającej 70 kilometrów od Poznania.

– Czy nie zaginął wam kociak? – zapytał. I tak jak podejrzewał, dowiedział się, że faktycznie zaginął. Od wyjazdu rodziny z Poznania w Zielonejgórze k. Obrzycka trwały poszukiwania kota.

– Nie martwcie się, jest cały i zdrowy – poinformował znalazca kota-podróżnika. – Przyjechał do mnie na wakacje…