Masz bilet w legitymacji studenckiej? To masz problem…

Historia niewiarygodna – ale prawdziwa. Pasażerka ZTM Poznań, studentka UAM otrzymała mandat za nieposiadanie biletu, choć dzień wcześniej jej legitymacja została doładowana. Jednak czytnik kontrolera nie wykazał doładowania, a dowód doładowania, który dziewczyna miała przy sobie, też nie wystarczył. Historia skończyła się mandatem. Jak to możliwe?

Jedna z naszych użytkowniczek, studentka UAM, była bohaterka owej zdumiewającej historii, która spotkała ją nie tak dawno w jednym z poznańskich tramwajów. Podczas kontroli biletów jeden z kontrolerów poprosił ją o pokazanie ważnego biletu przejazdu – co też dziewczyna uczyniła, pokazując mu swoją legitymację studencką, która w wersji eletronicznej może też pełnić funkcję biletu miesięcznego. Studentka doładowała ją na kolejny miesiąc dzień wcześniej w biletomacie na Moście Teatralnym.  

Niestety, czytnik kontrolera tego nie wykazał. Zgodnie z jego wskazaniem legitymacja nie została doładowana, a więc bilet jest nieważny. I nie zmienił tego fakt, że przezorna pasażerka posiadała dowód doładowania legitymacji, który wydał jej biletomat – zapewne uszkodzony.

Okazało się, że… to nie ma znaczenia. Dlaczego? Bo, jak uznał kontroler, nie ma pewności czy dany dowód sprzedaży dotyczy danej legitymacji – bo to legitymacja. Zwykłe KOMkarty posiadają bowiem numer i gdy są doładowane w biletomacie – na dowodzie doładowania jest wybity ten sam numer, więc wiadomo, która KOMkarta została doładowana. Niestety, legitymacja studencka takiego numeru nie posiada – skąd więc kontroler ma wiedzieć, czy dowód doładowania dotyczy tej właśnie legitymacji? Zwłaszcza gdy jego sprzęt pokazuje brak doładowania?

Skoro więc studentka nie była w stanie udowodnić – bo i jak? – że dowód doładowania dotyczy jej legitymacji, kontrolerzy potraktowali ją, jakby jechała bez biletu. A to oznacza mandat w wysokości 280 złotych.

– Jeśli zgłosi się pani do punktu sprzedaży biletów i pokaże legitymację wraz z dowodem kupna biletu, mandat może zostanie anulowany – pocieszyli ją na koniec.

Niestety, okazało się, że to nie takie oczywiste. Bo nasza Użytkowniczka, owszem, może pojechać, ale do Biura Obsługi Klienta. I złożyć pismo. Ale żeby było ono rozpatrzone, musi najpierw… zapłacić karę. Która, przypomnijmy, w ogóle jej się nie należy.

“Użytkowniczka, której dotyczy ta sprawa, powinna złożyć drogą mailową, bądź osobiście w Biurze Obsługi Klientów reklamację” – odpisała Małgorzata Ratajczak z Biura Prasowego ZTM. – “Ma na to trzy miesiące od dnia nałożenia wezwania do zapłaty. Czynność ta jednak nie będzie jej zwalniać od obowiązku dotrzymania terminowego uregulowania zapłaty. W przypadku pozytywnego rozpatrzenia sprawy opłata zostanie zwrócona na jej konto. Dopiero od tego momentu ZTM będzie w stanie podjąć właściwe kroki w ocenie tej sytuacji”.

Wydawałoby się oczywiste, że trudno wymagać od klienta miejskiej komunikacji, aby odpowiadał za awarie i niedoskonałości systemu kontroli biletów oraz samych biletów elektronicznych – bo od tego są stosowne służby. Ta jednak konkretna sytuacja dowodzi, że tak naprawdę to studentka będzie musiała ponieść konsekwencje nie tylko awarii biletomatu, w którym doładowała swoją legitymację, ale także wadliwości systemu i bardzo nieprecyzyjnej umowy podpisanej przez Międzyuczelniane Centrum Personalizacji Legitymacji Studenckich – Uniwersytet im. Adama Mickiewicza jedynie korzysta z usług centrum  w zakresie legitymacji studenckich – z Zarządem Transportu Miejskiego, a dotyczącej doładowania legitymacji.

Czyli w praktyce do straconych z powodu wady systemu 53,50 złotych, bo tyle ją kosztuje bilet – studentka musi dołożyć 280 złotych kary. A później czekać, czy ZTM jej te pieniądze zwróci. O konieczności pisania podań, biegania do Biura Obsługi Klienta i udowadniania wszystkim, że nie jest wielbłądem, już nie wspominając.

A w przyszłym roku ma wejść PEKA – jeszcze bardziej skomplikowana i wszechstronna karta. Czy jest sens wprowadzania tego rozwiązania, skoro już z dużo prostszą KOMkartą nie można sobie poradzić?