Wisła Kraków – Lech Poznań 2:0. Katastrofa!

Takiego wyniku chyba nikt się nie spodziewał. Wisła Kraków po prostu rozniosła Kolejorza, a grający słabo, bez przekonania i nieskutecznie poznaniacy nie mieli żadnych szans z krakowiakami.

Podczas tego meczu wyszły – i to po raz kolejny – wszystkie najgorsze wady lechitów: brak nie tylko skutecznej, ale jakiejkolwiek obrony, brak szybkości i kondycji, co sprawiało, że przegrywali wszystkie pojedynki z przeciwnikami, nie wspominając już poziomie umiejętności technicznych i kompletnym braku ataku.  

Wisła rozpoczęła mecz z energią, która ewidentnie zaskoczyła lechitów. To zawodnicy z Krakowa od pierwszej minuty dominowali na boisku i robili na nim, co chcieli. Z pewnością nie można powiedzieć, że lechici im w tym w jakikolwiek sposób przeszkadzali. Jedyna dobra akcja w pierwszej połowie to uderzenie Teodorczyka, które z trudem obronił Miśkiewicz. Ale przez resztę gry dominowała Wisła i doprawdy cudem udało się poznaniakom nie dostać gola przez pierwsze pół godziny…

Później było już tylko gorzej. Po faulu Wołąkiewicza na Burlidze sędzia podyktował rzut karny – strzelał Brożek i trafił, jako że Krzysztof Kotorowski rzucił się dokładnie w przeciwny narożnik bramki. Wisła prowadziła 1:0.

Dosłownie po kilku minutach Garguła, który wcześniej już zaliczył kilka groźnych akcji pod bramką lechitów, ponownie strzelił – tym razem skutecznie, ustalając wynika na 2:0.

Kibice liczyli, że lechici odbiją od dna w drugiej połowie, chociaż pokonanie tak grającej Wisły przez tak grającego Lecha nie wchodziło w grę i chyba nikt już nie miał takich złudzeń. Niestety, tak się nie stało. Bramka Miśkiewicza okazała się nie do zdobycia, zwłaszcza przy poziomie, jaki reprezentowali lechici podczas tego spotkania.

Właściwie należałoby się cieszyć, że wynik to tylko 2:0.