Jest w Poznaniu pewna osoba, która w bardzo szczególny sposób okazuje swoje przywiązanie do Poznania – poprzez organizowanie różnego rodzaju akcji miejskich i pikników, dzięki którym puste przestrzenie w centrum miasta zaczynają żyć. Tą osobą jest Franciszek Sterczewski. Na swoim koncie ma już różnego rodzaju pikniki, m.in. dzienne na placu Wolności. Tym razem jednak Franciszek zajął się – w ramach większego projektu o nazwie Urban Design Wilda, prowadzonego przez fundację SPOT – zaniedbaną działką pomiędzy ulicami Wierzbięcice i 28 Czerwca 1956 r.
– Od ponad 10 lat mieszkam obok, uznałem więc, że zajmę się miejscem, które najbardziej mi się rzuca w oczy – opowiada inicjator akcji. – Tu jest taka ziemia niczyja: w samym centrum dzielnicy, obok Rynku Wildeckiego, kościoła Maryi Królowej i jednocześnie szpitala. Absolutnie w samym sercu Wildy, przy kręgosłupie dzielnicy, jakim jest ulica 28 Czerwca 1956 r. To jest miejsce tak ważne i tak wymagające jakiejś interwencji, jak np. okolica skrzyżowania Św. Marcina i Piekar. Trochę w innym sensie, bo tam jest chaos przestrzenny, reklamowy, wielowątkowy, ale tak samo jeśli tamta działka jest w skali miasta i centrum bardzo ważna, tak np. ta działka jest w skali Wildy jednym z najważniejszych tematów.
Na jeden dzień, a w zasadzie jedno popołudnie, opuszczona działka ożyła. Pojawiły się na niej stoliki, można było zjeść kiełbasę z grilla, wypić kawę (dobrą, parzoną i podawaną przez profesjonalnego baristę, który jednocześnie udzielał wszelkich informacji na temat naparu – łącznie z tym, która jest bardziej kwaskowata, a która pozostawia posmak karmelu i czekolady). Przede wszystkim jednak można było przysiąść wśród ludzi, którzy zapragnęli choć na krótką chwilę odmienić zaniedbaną przestrzeń miejską. Gości pikniku nie brakowało. Symbolem zaś tego oswajania były… parasole zawieszone na rozciągniętej pomiędzy budynkami siatce.
– Oswajamy w ten sposób przestrzeń przez wniesienie naszych domowych atrybutów. Zwracamy uwagę na to miejsce, że tu mogłoby się coś dziać, być inaczej – tłumaczy Franek Sterczewski. – Szkoda, że miejsce i budynek, który należy do miasta, niszczeje i zarasta chaszczami. Wystarczy postawić tu kilka ławek, zadbać o to. Mógłby być tutaj np. zwyczajny skwerek, z którego mogliby korzystać mieszkańcy. Nie widzę przeciwwskazań, żeby w tym budynku działał jakiś NGO’s, jakieś stowarzyszenie czy fundacja. Mogliby dbać o tę przestrzeń, a z drugiej strony robić jakieś warsztaty dla dzieci czy seniorów. Żeby był jakiś opiekun tej przestrzeni.
Miejscy urzędnicy mają pomysł na wykorzystanie działki w sercu Wildy – miałby tam powstać budynek dla Szkoły Muzycznej, która musi się przenieść z ulicy Głogowskiej, gdzie wynajmuje budynek od kurii.
– Bardzo dobrze, bo takie szkoły to bardzo ważna rzeczy i ona bardzo fajnie mogłaby się odnaleźć na Wildzie. Wyobrażam sobie sytuację, że powstałby tu budynek, byłby jeszcze jakiś mały skwerek obok, czy też malutki amfiteatr, na którym mieszkańcy z Wildy mogliby przychodzić i słuchać albo jak jacyś młodzi muzycy piłują gamy, albo mają jakiś specjalny koncercik dla mieszkańców – podkreśla Sterczewski, jednak po chwili dodaje: – Zanim powstanie taki budynek, zanim miasto przeznaczy jakieś fundusze na ten cel, może minąć 5, 10, a może 115 lat. Wydaje mi się, że zanim coś takiego powstanie to warto by się zająć przestrzenią, która już teraz potrzebuje opieki.
Miejmy nadzieję, że urzędnicy miejscy wezmą przykład z organizatora Pikniku pod Parasolem – skoro bowiem jedna osoba potrafiła zachęcić do działania poznaniaków i otworzyć dla nich zupełnie nową przestrzeń w centrum Wildy, to tym bardziej na wygląd zaniedbanej działki mogliby wpłynąć ci, którzy zawiadują budżetem, urbanistyką i miejskimi nieruchomościami. Czyli ludzie zajmujący się naszym miastem zawodowo.