Wstąp do Akademii Przyszłości – i handluj indeksami

Zza drzwi słychać potężne basy. Siedzimy w wąskiej klasie, z jednym oknem. Na ścianach oprócz tablicy wisi kilka kolorowych obrazków. W sali siedzą dwie dziewczyny. Jedna z nich to Wiktoria Kędzierska, uczennica piątej klasy. Naprzeciw niej siedzi Martyna Piaskowska, jej nauczycielka-tutorka. Nie wygląda na typowego surowego i wymagającego belfra. – Bo wymagająca i surowa to jestem tu ja – zaczyna Wiktoria.

Te wrzaski i basy to szkolna dyskoteka. Teraz to dla mnie wrzask, ale kiedy sam byłem w szkole, to był po prostu śpiew i radość z zabawy. Dyskoteka w szkole to wciąż bardzo ważne wydarzenie, więc wiem, że muszę się spieszyć. Inaczej wymagająca i surowa Wiktoria zapamięta mnie do końca swojej edukacji.

– Poznałyśmy się kiedy byłam w trzeciej klasie – informuje Wiktoria.
– W drugiej klasie – poprawia ją Martyna.
Wiktoria od września jest już uczennicą piątej klasy, więc jak już udało się nam ustalić, daje to trzy lata zajęć. Trudno na te spotkania mówić korepetycje, i wcale nie ze względu na to, że to bezpłatne lekcje. W Akademii Przyszłości zajęcia służą odkrywaniu potencjału – zarówno w uczniu, jak i nauczycielu–tutorze.
– Po zajęciach z Wiktorią jestem pełna energii i zapału – tłumaczy Martyna, studentka MISH. – Mam tyle siły, że swoje obowiązki wykonuję dwa razy szybciej. Oprócz tego daje mi to ogromną satysfakcję.

Na każdą lekcję Martyna przygotowuje zadanie i ćwiczenia dla swojej podopiecznej. Wiktoria ma problemy z językiem angielskim, a w szczególności z gramatyką, kolorami i nazwami poszczególnych pomieszczeń w domu.
– Ważne jest podejście kreatywne do nauki. Dlatego bardzo często uczymy się poprzez gry planszowe, albo malowanie plakatów – tłumaczy Martyna.
– Ostatnio malowaliśmy plakat ze zwierzętami, oczywiście po angielsku – dodaje Wiktoria.

Akademia Przyszłości to inicjatywa Stowarzyszenia Wiosna. Opiera się na wolontariuszach–tutorach, którzy spotykają się raz w tygodniu ze swoimi uczniami, i uczą ich, jak być autorem własnego sukcesu. Jak się sami chwalą, w przeciągu 10 lat od powstania akademii odbyło się 314 tysięcy zajęć, co w przeliczeniu daje nam 36 lat nauki.

Osobno do zajęć przygotowuje się też Wiktoria. Ona też musi coś przyszykować dla swojej tutorki. Ostatnio był test z rodzaju lokomotyw.
– Jest lokomotywa parowa, jest lokomotywa elektryczna – próbuje przypomnieć sobie Martyna, ale to chyba na tyle co pozostało w jej głowie po zajęciach.
– Na trójkę wystarczy – śmieje się Wiktoria.

Jak w przypadku każdej edukacji – oceny są ważne, ale nie najważniejsze. To co stanowi istotę Akademii Przyszłości, to motywowanie i mądre pomaganie. Dzieciaki oprócz angielskiego, chemii czy matematyki mają też dowiedzieć się, jak się stawać bardziej samodzielnym, i jak wygrywać. Co w przypadku podopiecznych akademii jest o tyle ważne, bo część z nich startuje często z przegranej pozycji. Każde z nich, mimo młodego wieku dźwiga już jakiś bagaż doświadczeń. I po to jest właśnie tutor, który wspomaga ucznia w dźwiganiu tego bagażu, zachęcając jednocześnie do samodzielnego zaangażowania w proces edukacji.
– Nasze pierwsze spotkania poświęciłyśmy nauce czytania – wspomina Martyna. Do dziś pamięta dzień, kiedy Wiktoria przyszła i położyła przed nią książkę. – Powiedziała wtedy, że to jest książka, którą sama wypożyczyła z biblioteki, i teraz sama ją przeczyta.

Zazwyczaj dziewczyny spotykają się w szkole podstawowej nr 85 im. Kawalerów Maltańskich, bo tam uczy się Wiktoria. Bywają jednak też spotkania poza murami podstawówki. Były już w kawiarni, w muzeum, a nawet na turnieju gry „Dwa ognie”.
– Niektóre dzieciaki same się dopraszają do Akademii Przyszłości, bo widzą, jak dobrze się razem bawimy – tłumaczy tutorka. Jednak zasadą w Akademii jest jeden tutor, jeden uczeń. – To pani pedagog wskazuje, który uczeń może do nas trafić.

Tutorem może zostać każdy student, ewentualnie absolwent szkoły wyższej, o ile nie ukończył 30 roku życia. Inni mogą pomóc poprzez akcję „Kup indeks” wspomagając uczniów finansowo.

– Pani Martyna lubi dzieci i ma charakter do dzieci, i dzięki niej mam coraz lepsze oceny w dzienniku – tłumaczy mi na koniec mocno już zniecierpliwiona Wiktoria. Nie chodzi o nudne pytania, ale o to, co się dzieje za ścianą. Cały czas przecież trwa dyskoteka z okazji Dnia Chłopaka, a my tu już dobre pół godziny siedzimy i rozmawiamy.
– No trochę już jestem zła – mówi mi Wiktoria. A pomny słów o jej surowości kończę wywiad.

Żegnam się z Wiktorią, żegnam się też z jej tutorką  Martyną. I też idę do dyskoteki. Bo to co pozostało z tych dyskotek, które ja pamiętam, to ich miejsce, czyli szkolny korytarz. Żeby wyjść z budynku muszę przebrnąć przez tłumy rozbawionych dzieciaków.  Lampy stroboskopowe, sztuczny dym,  profesjonalny DJ i Shakira. Dyskoteka przyszłości i Akademia Przyszłości. Tyle że to się dzieje tu i teraz. I każdy, jeżeli chce, może się w to zaangażować.