Droga na dworzec PKP jednak za długa!

Kłócili się specjaliści z ZDM, samorządowcy, społecznicy, policjanci, urzędnicy i prezydent miasta. A poznaniacy, jak było do przewidzenia, wyrazili swoje zdanie nogami. Wystarczy raz spojrzeć na drogę na dworzec PKP, by wiedzieć, że jest za długa. A gdyby ktoś jeszcze wątpił, to Inwestycje dla Poznania nakręciły filmik…

Na filmie wyraźnie widać, jak poznaniacy ignorując kompletnie długie przejście podziemne wychodzą z dworca wyjściem na most Dworcowy i przechodzą przez dwa pasy jezdni, a potem idą wzdłuż torów albo torami do przystanku tramwajowego. Kto nie wierzy filmowi – może to samo sobie zaobserwować w terenie – wystarczy stanąć na przystanku i poczekać kilka minut. Niezbitym dowodem są zresztą także ścieżki wydeptane w świeżo położonej trawie.
– Piesi, mimo niedogodności i zagrożenia wybierają najkrótszą drogę z dworca na przystanek – komentują społecznicy z Inwestycji dla Poznania. – Tak jak przewidywaliśmy. Pozostaje zapytać ZDM: gdzie tu bezpieczne rozwiązanie?

Zapytaliśmy poznaniaków, dlaczego przechodzą “na dziko”. Większość z pytanych poddała w wątpliwość naszą inteligencję, uznając odpowiedź za oczywistą…
– Po tych stromych schodach nie dam rady zejść nawet tylko z torebką w ręce, a co dopiero z walizką – wyjaśnia Anna Jerzyńska. – Dlaczego nie ma tu windy czy schodów ruchomych? Przecież to przystanek dla pasażerów PKP. Co będzie zimą, gdy będą oblodzone?

– Ktoś głupio wymyślił, a ja mam być jeszcze większym idiotą i tego słuchać? – rzuca w biegu Paweł, który wędruje po torach z grupą kolegów i w ogóle się nie przejmuje, że za nim jedzie tramwaj. – Nic z tego. Umiem liczyć, nie będę wyrabiał kilometrów na przejściach dla jakichś ćwierćinteligentów.

Paulinie Rzeźnickiej z kolei jest za daleko do tego przejścia. I też idzie na skróty, ale od strony parku.
– Najbliżej ma na dworzec idąc przez park – opowiada. – Wychodziłam zawsze naprzeciwko Przemysłowej, przechodziłam na drugą stronę ulicy i już byłam na moście. Tak mi było najbliżej. Teraz nie mam przejścia przez ulicę przy Przemysłowej i mam do wyboru: albo cofnąć się i przejść pod ziemią przy PKS-ie, albo okrążyć i przejść pod ziemią do galerii handlowej, a tam wjechać w górę, wędrować kilometr między sklepami, zejść z bagażami na dół, bo schodów ruchomych na dół nie ma, przejść obok starego dworca i dopiero dojść na peron piąty, z którego mam pociąg… No czy to jest normalne?  

Praktyka pokazała, że protestujący przeciwko podziemnemu przejściu społecznicy z Inwestycji dla Poznania, Prawa do Miasta i My-Poznaniacy mieli rację ostrzegając, że poznaniacy i tak będą chodzić górą, co zresztą ma miejsce także w innych częściach Poznania, gdzie obowiązują równie bezsensowne rozwiązania – na przykład przy wiadukcie na Chartowie.

Co ciekawe, Zarząd Dróg Miejskich zaczyna to dostrzegać – jak informuje Włodzimierz Nowak z My-Poznaniacy, została już podjęta w tej szacownej instytucji decyzja o zamknięciu albo uruchomieniu alternatywnego przejścia naziemnego przy skrzyżowaniu ul. Dworcowej z mostem Uniwersyteckim, czego działacze domagali się od lat dla usprawnienia ruchu pieszego w tym rejonie.

Zrozumienie faktu, że piesi nie lubią podziemnych przejść, bo utrudniają chodzenie i są niebezpieczne, zwłaszcza nocą, trwało trochę długo. Przejście pod Dworcową powstało w latach 60., a jeszcze w 90. ZDM ogrodził ulicę solidnymi barierami, żeby broń Boże żaden pieszy nie przeszedł górą przez jezdnię. Czy na zrozumienie faktu, że przejście podziemne przy dworcu PKP nie zwiększa bezpieczeństwa, a odwrotnie, właśnie je zmniejsza, też będziemy musieli czekać 50 lat?