Teatr Ósmego Dnia: fundacja na nas nie zarabia!

– Po tej publikacji postanowiliśmy raz na zawsze wyjaśnić, jak wygląda współpraca teatru i fundacji, żeby uciąć fałszywe podejrzenia w zarodku – powiedziała Ewa Wójciak, dyrektor Teatru Ósmego Dnia. Chodziło o artykuł, który ukazał się w “Głosie Wielkopolskim”, a według którego Fundacja Teatru Ósmego Dnia zarabia na teatrze utrzymywanym z pieniędzy miasta.

Artykuł autorstwa Krzysztofa M. Kaźmierczaka ukazał się 12 grudnia i zgodnie z nim fundacja współpracująca z teatrem osiąga z tego tytułu znacznie wyższe przychody niż sam teatr. Tego zdania jest też Robert Kaźmierczak, dyrektor Wydziału Kultury UMP, a potwierdzają to dane finansowe zaprezentowane w artykule. Zgodnie z nimi w 2010 roku teatr uzyskał przychody ze spektakli w wysokości 176,8 tys. zł – a fundacja z tytułu wspólnej działalności z teatrem ponad trzykrotnie więcej – 661,1 tys. zł. Kwota ta stanowiła 80 proc. całych przychodów fundacji. W 2011 roku teatr osiągnął przychody w wysokości 120,9 tys. zł, a dzięki współpracy z nim fundacja uzyskała 4,5 raza więcej – 608,1 tys. zł. Podobnie było w 2012 roku: przychody teatru – 61,3 tys. zł, a fundacji – 289,7 tys. zł, czyli były ponad 4,7 raza większe.

Wszystko to jest zdaniem dyrektor Wójciak i przedstawicieli fundacji, także zresztą aktorów Teatru Ósmego Dnia Marcina Kęszyckiego (prezesa fundacji), i Adama Borowskiego (skarbnika) wierutną bzdurą.
– Konferencja była przez nas odkładana bardzo długo, bo uważaliśmy, że nie warto się zniżać do oskarżeń niskiego gatunku -wyjaśnia dyrektor Wójciak. – Ale teraz, kiedy radny Grześ dopytuje się o nasze mieszkania i dom w Chorwacji, czy aby nie zostały kupione z pieniędzy podatników i po publikacji w “Głosie Wielkopolskim” postanowiliśmy raz na zawsze wyjaśnić, jak to wygląda, żeby uciąć fałszywe podejrzenia w zarodku.

A według danych przedstawionych przez dyrekcję Ósemek w 2010 roku teatr uzyskał przychody w wysokości 1909 268 tysięcy zł, a nie 176,8 tys. zł. W 2011 – 1 376 733 zł, a nie 120,9 tys. zł, a w 2012 – 1 491 506 zł, a nie 61,3 tys. zł. Wszystkie te kwoty to dochody z prowadzonej działalności, z najmu i dzierżawy, a także dotacje od rządu i samorządu. Lwią część sumy stanowi dotacja z budżetu Poznania, jednak, jak podkreślają przedstawiciele i teatru, i fundacji, fundacja dokłada się do budżetu teatru zgodnie z podpisaną umową.

Władze teatru i fundacji zaprezentowały dziennikarzom szczegółowe zestawienie przychodów i wydatków zapewniając, że nie mają nic do ukrycia. Z zaprezentowanych dokumentów z 2010, 2011 i 2012 roku wynika, że fundacja miała swój wkład w budżecie teatru – dzięki niej na przykład pracownicy teatru otrzymywali honoraria za spektakl w wysokości na przykład 613 zł w 2010 roku.

Prezes i skarbnik fundacji od razu też zastrzegli, że za swoją działalność w fundacji nie pobierają żadnego wynagrodzenia, jedynie jako aktorzy za pracę w teatrze – co naturalnie natychmiast zaowocowało pytaniem, ile zarabiają aktorzy teatru. Trudno tu podać jedną konkretną kwotę właśnie z powodu honorariów, które w jednym miesiącu aktorzy mogą dostawać, w innym nie – chociaż skoro w teatrze jest 13 etatów, a na przykład w 2012 roku zrealizowano 48 spektakli, z czego 22 w Poznaniu, to można założyć, że każdy aktor otrzymuje więcej niż najniższą krajową. Jedyną jednak konkretną kwotą, która padła, było wynagrodzenie Adama Borowskiego, który bez oporów odpowiedział, że zarabia 2500 zł – i honorarium za spektakl dyrektor Wójciak, które średnio wynosi 1000 zł.

Pracownicy teatru zaznaczyli także, że dotrzymują warunków umowy zawartej przez dyrektor Ewę Wójciak z prezydentem miasta, która przewiduje 3 premiery w ciągu trzech sezonów i 24 przedstawienia przy 90-procentowej frekwencji, przy czym w umowie nie zaznaczono, czy to mają być spektakle teatru czy gościnne. Jak mówi Małgorzata Grupińska-Bis, wicedyrektor teatru, nikt im wcześniej nie zwracał uwagi, że można by coś zmienić czy że ich praca jest niezadowalająca – mimo że przynajmniej na kilku posiedzeniach komisji kultury i rewizyjnej, nie wspominając już o sesjach rady miasta, była o tym mowa, że praca teatru odbiega od oczekiwań radnych – zarzucano mu, że częściej wynajmuje sale na dyskusje polityczne czy społeczne niż gra spektakle, a najbardziej znany jest z sympatii politycznych i kontrowersyjnych wypowiedzi dyrektor Wójciak. Jeśli chodzi o teatr czy sztukę w ogóle niewiele tam się dzieje. Dyrektor dała wyraz swojemu temperamentowi także podczas konferencji prasowej – Krzysztofa Kaźmierczaka zadającego jej pytania nazwała szują…

– Podejmowaliśmy próby zaprezentowania radnym tego, co robimy – mówi dyrektor Wójciak. – Jesteśmy zjawiskiem dość specyficznym, nie każdy musi nas znać.
A środki przeznaczane przez miasto na teatr są coraz mniejsze.
– Na przyszły rok proponuje nam się 1 083 tys. zł, a to przy 13 etatach naprawdę mało, zwłaszcza gdy policzy się koszty utrzymania teatru, które pochłaniają większość tej kwoty – mówi Małgorzata Grupińska-Bis, wicedyrektor teatru. – Były przecież kontrole z miasta i urzędu marszałkowskiego w 2009 roku i fundacja, i teatr zebrały pochlebne opinie.

Obecnie teatr jest kilka miesięcy po kolejnej kontroli, tym razem przeprowadzonej przez urząd miasta. Urzędnicy sprawdzali wszystkie teatry pod kątem przestrzegania zasad współpracy z z podmiotami zewnętrznymi, jednak wyniki kontroli nie są jeszcze znane. Wiadomo jedynie, że zastrzeżenia urzędników wzbudziły wysokie  honoraria aktorów za spektakle. To bardzo dziwi dyrektor Wójciak.
– Kontrola odbyła się w maju i do dziś nie otrzymaliśmy protokołu pokontrolnego, są tylko rozpowszechniane gdzie się da sugestie w formie plotek – mówi. – 12 lat jestem dyrektorem teatru i coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło. To dla mnie niepojęte, jak urząd może tak funkcjonować. Nasze dokumenty zawsze były jasne, wszystko jest do wglądu. Jeśli ktoś tego nie robi to znaczy, że ma złą wolę.

Czytaj także:

Nagana dla dyrektor Ewy Wójciak za słowa o papieżu

Ewa Wójciak do prokuratury