Wojna z plakatami trwa

Są nielegalne, szpecą a ich usunięcie sporo kosztuje. Po raz kolejny mowa o nielegalnie rozwieszanych plakatach. Czy radni i urzędnicy znajdą sposób by zapobiegać tej pladze, a nie tylko ją leczyć?

Wojna z nielegalnymi plakatami rozgorzała na dobre. Jedni organizatorzy przepraszają, inni udają, że nic się nie stało, jakby nie zdawali sobie sprawy jakie straty dla miasta generuje usuwanie rozwieszonych “na dziko” plakatów.

Zdaniem Iwony Gajdzińskiej, rzeczniczki prasowej poznańskiego MPK, nie są to małe koszty, chociaż też nikt ich dokładnie nie oszacował.
– Nasza księgowość nie prowadzi precyzyjnych wyliczeń, ile tracimy na walce z reklamami – mówi Gajdzińska. Warto dodać, że to właśnie MPK wyjątkowo dotkliwie odczuwa nieuczciwość osób rozwieszających plakaty: –  Jesteśmy dużą firmą i to są tysiące złotych dlatego postanowiliśmy działać.

Ale chociaż firma ma  bardzo dobry kontakt ze strażą miejską to niestety,  okazuje się, że strażnicy nie mogą ukarać firm zlecających rozwieszanie reklam a tylko osoby wieszające. A przyłapanie ich jak wiadomo do najłatwiejszych nie należy.

– My piszemy do tych firm za każdym razem, zwracamy się do nich o zdjęcie plakatów – tłumaczy rzeczniczka MPK. – Firmy te same z siebie rzadko usuwają, ale po pismach raczej tak.

W swoich działaniach Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne pomaga sobie… Facebookiem:
– Wykorzystujemy także serwis Facebook i tam już wskazujemy palcem. Bo chodzi nam o działanie prewencyjne i wychowawcze. Jak w przypadku wiat przystankowych. Trwało to kilka lat ale wtedy nam się udało, mamy nadzieję że uda nam się i teraz.

Ale Facebook i pisma to nie jedyne sposoby, jakie mogą być używane do walki z nielegalnymi plakatami. Pojawiły się głosy mówiące o tym, że radni chcą w umowach z organizatorami wprowadzić klauzulę, która zastrzegałaby, że materiały reklamowe muszą być dystrybuowane zgodnie z prawem. W przeciwnym razie organizator tracił by wsparcie finansowe ze strony miasta.

– To by było moim marzeniem – komentuje Piotr Libicki, pełniący funkcję plastyka miejskiego, czyli osoby dbającej, by Poznań był mniej zaklejony szpecącymi reklamami. Bardziej prawdopodobne jest wprowadzenie klauzuli o wycofaniu się miasta z objęcia wydarzenia patronatem, jednak na razie rozmowy na ten temat są nieoficjalne.

Może jednak problem leży gdzie indziej? Słupów reklamowych jest w Poznaniu niewiele, co zapewne ma wpływ na ceny za miejsce na nich. Może problem rozwiązało by stworzenie nowych miejsc do legalnej reklamy? Libicki podkreśla, że jest otwarty na dialog z reklamodawcami.

Wygląda na to, że przyjdzie nam jeszcze poczekać na ostateczne rozwiązanie kwestii nielegalnych plakatów.