Pan Radosław i sokoli gang grasują na lotnisku!

Kosa, Mamba, Johnny, Nick i Kleo – to imiona nowych “pracowników ochrony”, których spotkać można na poznańskim lotnisku Ławica. Chociaż ta ekipa dopiero zaczyna pracę, to już wkrótce drżeć będą przed nimi wszystkie… zajączki, liski, wróbelki i inne gołębie. Dlaczego?

Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać i ma związek z sokolnikiem, który od połowy lutego pracuje na poznańskim lotnisku. Osobniki zaś wymienione powyżej to… różne ptaki drapieżne, które służą na poznańskim lotnisku. I tak: Kosa tp hybryda białozora i sokoła wędrownego, Mamba i Nick to rarogi stepowe, natomiast Johnny jest jastrzębiem gołębiarzem podobnie jak Kleo.

Ptaki dopiero zapoznają się z lotniskiem, zatem ich “trofea” nie są zbyt okazałe – prawie upolowały jednego zająca, a także przegoniły jednego gawrona. Inaczej ma być za kilka tygodni.
– Tak naprawdę dopiero od tego tygodnia ptaki zaczynają swoją pracę na lotnisku – tłumaczy Radosław Witkowski, sokolnik zatrudniony na Ławicy. – Przystosowanie ich do nowego środowiska zajmuje 2-3 tygodnie.

Oczywiście wszystko trzeba robić “z głową” – dlatego ptaki nie będą sobie krążyły swobodnie nad terenem lotniska przez cały dzień. Będą raczej czymś w rodzaju drapieżnego szwadronu dostępnego na zawołanie.

– Dobieramy ptaki do gatunków ptaków, z którymi mamy problem na lotnisku. Różne ptaki polują na różne gatunki, a większość z tu pracujących przeznaczona jest na duże ptaki. Jedynie Johnny poluje na ptaki od wielkości wróbla – tłumaczy opiekun sokołów (i jastrzębi). – To jest uzależnione od sytuacji na lotnisku.  Staramy się je puszczać, gdy jest jakaś przerwa między przylotami lub odlotami samolotów. Jak mamy sygnał z wieży, to wsiadamy w samochód, tam są specjalne skrzynki do przewozu ptaków, i jedziemy np. na pas startowy.

Noc ptaki spędzają w sokolarni, natomiast z rana zawsze są ważone po to, żeby wybrać te, które mają najlepszą wagę do gonienia swoich ofiar, ale też będą najbardziej skore do powracania na rękawicę opiekuna – bo też i nie zawsze uda im się coś upolować, toteż opiekun musi mieć dla nich zawsze coś do jedzenia. Co? Oczywiście świeże mięso: jednodniowe kurczaczki, przepiórki, gołębie, bażanty. Zawsze jednak jest to surowe mięso.

Sokolnik to nowość na poznańskim lotnisku – nie oznacza to jednak, że dotychczas nie walczono z ptakami i drobnymi zwierzętami. Stosowano jednak automatyczne systemy odstraszania ptaków, np. poprzez emitowanie dźwięków różnych gatunków w sytuacji zagrożenia (skrzynki rozmieszczone są w kilku miejscach na lotnisku) lub też tzw. aktywne płoszenie ptaków – pracownicy lotniska po prostu używali broni hukowej do ich odstraszania.

Zatrudnienie sokolnika to kolejny element dbania o bezpieczeństwo – Radosław Witkowski ma się zająć nie tylko opieką nad “sokolą drużyną”, ale też ma badać zwyczaje ptactwa migrującego na terenie lotniska oraz zdefiniować gatunki występujące w różnych miejscach części lotniczej.

– Skuteczność ptaków jest najlepsza, ponieważ wykorzystujemy naturalne zależności pomiędzy ptakami drapieżnymi a ofiarą. Po pewnym czasie, jak te ptaki regularnie zaczną się tu pojawiać, wtedy uzyskamy zamierzony efekt. Ich ofiary zorientują się, że teren jest zajęty przez drapieżnika i zaczną omijać ten teren – podkreśla lotniskowy sokolnik. – One będą potrzebne cały czas, bo możemy wypłoszyć ptaki, które się tu znajdują, a w okresie migracji przylecą inne.

Na szczęście dotychczas na Ławicy nie miały miejsca jakieś groźne wypadki z udziałem ptaków. Zdarzały się jednak drobne incydenty. Każde takie zdarzenie musi być zarejestrowane, opisane oraz zgłoszone Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.