Plac Bernardyński: kierowcy kontra pasażerowie komunikacji miejskiej

Ktoś wyskoczył po kwiaty, ktoś przyjechał z towarem, ktoś do kościoła – a miedzy tymi wszystkimi samochodami lawirują piesi, którzy usiłują wsiąść do autobusu. – Parkowanie na placu Bernardyńskim to duży problem – przyznaje Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy straży miejskiej.

Są takie godziny, że wejście do autobusu stojącego na przystanku przy placu jest niezłym wyczynem. Na przystanku chętnie parkują kierowcy chcący wyskoczyć na rynek na zakupy. To także ulubione miejsce zatrzymywania się handlowców mających swoje stragany na rynku, bo nie muszą daleko nosić towaru, a także busików czekających na swoich turystów. W niedzielę parkują ci, którzy samochodem przyjechali do kościoła na mszę. Wszystko to sprawia, że kierowcy MPK muszą się chwilami mocno nagimnastykować, by zmieścić swój pokaźny pojazd w niewielką lukę, łaskawie zostawioną przez parkujących. Niejednokrotnie zresztą bywało tak, że autobus musiał stawać na jezdni, tamując przy okazji ruch na Garbarach – bo nie miał jak wjechać na przystanek…

– To chyba jeden z najgorszych przystanków w mieście – mówi pani Marianna, która regularnie wsiada i wysiada z autobusu na placu Bernardyńskim. – Wszyscy parkują na przystanku autobusowym, bo tak jest najłatwiej. Później podjeżdża autobus i nie ma gdzie stanąć, bo wszystko zajęte przez samochody. A zdarza się, że naraz podjeżdżają dwa, i to długie, bo tu kursuje 76 i 74. jeden wtedy musi czekać w kolejce na wjazd, chociaż przystanek jest długi, oba bez problemu by się zmieściły, gdyby nie te samochody.

Zdaniem pani Marianny dodatkowym problemem jest to, że gdy podjeżdża autobus, to kierowcy samochodów stojących na przystanku, nagle ruszają, żeby odjechać i zwolnić miejsce – wjeżdżając na pas, na który już wchodzą pasażerowie autobusu chcący wsiąść.
– Że tu jeszcze nie doszło do poważnego wypadku to jest cud – uważa. – Ludzie chodzą w różne strony, samochody jeżdżą w różne strony, wjeżdżają na sam rynek, stoją zaraz przy wiacie przystankowej, a często też się zdarza, że przejeżdżają prawie po nogach ludzi na przystanku, żeby jak najbliżej mieć do kiosku po kwiaty.

Problem zna straż miejska, która regularnie otrzymuje od poznaniaków sygnały o parkowaniu niezgodnie z przepisami właśnie na placu Bernardyńskim. Sytuację pogarsza jeszcze fakt istnienia w tym miejscu przystanków miejskiej komunikacji, bo to z ich powodu także ruch pieszy jest wyjątkowo duży w tym miejscu.
– Wszędzie przy rynkach jest to problem – mówi Przemysław Piwecki. – Generują go i handlarze, i kupujący. Nawet jestem w stanie zrozumieć, że ktoś na chwilę zaparkuje przy placu i wyskoczy na zakupy, chociaż to niezgodne z przepisami. Ale prawdziwym problemem są handlujący tam, bo oni nie przyjeżdżają na kilka minut, tylko na całe godziny.

Strażnicy regularnie odwiedzają plac i wręczają mandaty osobom, które parkują w miejscach do tego nieprzeznaczonych – niestety, by to rzeczywiście dało efekty, musieliby tam stać 24 godziny na dobę…