Polski Teatr Tańca do klubu go go?

– Sytuacja teatru jest katastrofalna – powiedziała Ewa Wycichowska, dyrektor Polskiego Teatru Tańca, podczas składania życzeń marszałkowi Wielkopolski z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru. – Mogę jedynie wypuścić dziewczyny i chłopaków do klubów go go, to dla nas jedyna możliwość zarobku.

Dyrektor Wycichowska i większość zespołu postanowili zjawić się z życzeniami u marszałka – samorząd województwa jest organem założycielskim teatru i on też przekazuje mu pieniądze w ramach dotacji – bo sytuacja teatru jest wyjątkowo zła. Polski Teatr Tańca nie ma swojej siedziby ani sceny, mieści się kątem w szkole baletowej, a dotacje są z roku na rok niższe.

Do tej pory placówka jednak jakoś sobie radziła: zatrudniając wielu utytułowanych i nagradzanych na świecie tancerzy, wygrywała wiele konkursów grantowych i z tymi pieniędzmi była w stanie funkcjonować – a warto dodać, że nigdy nie było tego mniej niż 30 procent całego budżetu teatru i to chyba absolutny Wielkopolski rekord w tej dziedzinie…

Jednak w tym roku teatrowi nie udało się wygrać żadnego konkursu, a dotacja z budżetu samorządu spadła o kolejne 5 procent. To oznacza, że teatr ma praktycznie pieniądze wyłącznie na wypłaty podstaw pensji dla pracowników, zapłacenie dzierżawy za pomieszczenia w szkole baletowej – i na nic więcej. Nie będzie nowych spektakli, nie będzie też prezentacji tych, które już są gotowe, bo na to wszystko potrzebne są środki.
– Nie mamy własnej sceny, więc jeśli chcemy wystąpić, musimy ją wynająć i opłacić, także z personelem – wylicza Ewa Wycichowska. – Wyjazd oznacza konieczność wynajęcia autokaru, zapłacenia za hotel, a więc też pieniędzy. Festiwale? teraz także festiwale są biedne i nie mają środków na przyjmowanie dużego zespołu… Teatr sam się zlikwiduje, jeśli coś się nie zmieni. Chcę go ratować.

Bo sytuacja finansowa pogarsza się z roku na rok – i teraz nadszedł kryzys. W dodatku po kontroli, która ostatnio została przeprowadzona w teatrze dyrektor Wycichowska otrzymała pismo, że ma nie podejmować żadnych zobowiązań, bo teatr utracił płynność finansową. Pracownicy teatru udali się więc do organu prowadzącego teatr, czyli do marszałka Wielkopolski. Postanowili złożyć mu życzenia z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru i poprosić o pomoc.

Grupa efektownie przebranych artystów z dyrektor na czele trzymającą wielką laurkę udała się do gabinetu marszałka. Nie obyło się bez pewnych przeszkód: ochrona budynku dość podejrzliwie potraktowała artystów, w dodatku otoczonych grupą dziennikarzy, ostatecznie jednak udało się wejść do budynku i wyłuszczyć prośbę dyrektorowi gabinetu marszałka. Wszyscy zostali zaproszeni do sali konferencyjnej, gdzie spotkał się z nimi marszałek Marek Woźniak.

Marszałek podziękował za laurkę i storczyk od Ewy Wycichowskiej, ale nie ukrywał, że nie jest zachwycony powodem wizyty i spektakularnym wejściem artystów w kostiumach i w otoczeniu mediów – a najbardziej może chęcią proszenia o pieniądze pod okiem kamer.
– Teatrowi nic nie grozi – zapewniał. I poprosił panią dyrektor o to, by zamiast happeningów skierowała pismo opisujące aktualną sytuację teatru zgodnie z procedurami drogą służbową do właściwej jednostki, czyli departamentu kultury, którym kieruje dyrektor Agata Grenda.

Dyrektor Wycichowska w odpowiedzi zaproponowała, że przedstawi marszałkowi całą korespondencję teatru z departamentem – od dawna przesyłała do departamentu kultury przedstawiające dramatyczną sytuację teatru. Nie dostawała odpowiedzi.
– To nie jest temat na dyskusję przed kamerami – powiedział marszałek. – Jeśli dyrektor departamentu uzna, że koszty są uzasadnione, to będziemy reagować.
– Ale ja już rok temu ostrzegałam, że taka sytuacja będzie, jeśli nie wygramy konkursu – odpowiadała dyrektor Wycichowska. – I tak jest!

Bo sytuacja wyglądała źle już w ubiegłym roku. Teatrowi wprawdzie udało się wygrać konkurs na udział w  projekcie “Znaki czasu – pokonać granice. Działania artystyczno-edukacyjne w Polsce, Norwegii i Islandii”, w ramach programu “Promowanie różnorodności kulturowej i artystycznej w ramach europejskiego dziedzictwa kulturowego” (Mechanizm Finansowy EOG 2009-2014) i to dzięki temu powstał spektakl “40”. Ale gdyby nie interwencja radnych komisji kultury sejmiku województwa wielkopolskiego, to teatr nie miałby ani złotówki na wkład własny, którego wymaga ten projekt.

Ale marszałek jest innego zdania. Uważa, że teatr powinien po prostu zacząć oszczędzać, nieco inaczej skonstruować budżet – i wskazuje wyniki kontroli, która ostatnio odbyła się w teatrze, a która wykazała sporo nieprawidłowości. Do najpoważniejszych należy wypłacanie przez dyrektor Wycichowską wynagrodzeń pracownikom, zanim jeszcze został zakończony projekt, za który im się wynagrodzenie należało. Jej samej postawiono zarzut, że nie przestrzegała dyscypliny finansów publicznych.

– Zgadza się, tak bywało – przyznaje bez oporów dyrektor. – Podczas festiwalu Dancing Poznań, gdy zagraniczni nauczyciele kończyli już swoje zajęcia, zanim zakończył się festiwal, i chcieli wyjechać, wypłacałam im dwa, trzy dni wcześniej pensje. Czy mieli siedzieć w Polsce specjalnie po to jeszcze dwa dni? Tak samo wypłacałam pracownikom, jak się wybierali na urlop, żeby dostali pieniądze przed urlopem. Mogę się rozliczyć z każdej złotówki!

Kolejnym zarzutem było płacenie dodatkowo za przygotowanie lekcji kierownikowi baletu, czego nie miał w obowiązkach zawodowych i co wykonywał po pracy.
– Nasz prawnik stwierdził, że to zgodne z prawem, prawnik urzędu, że nie i na tym stoimy – mówi dyrektor.
Przygotowanie lekcji dla tancerzy to zazwyczaj zadanie dla pedagoga baletu, który pracuje z tancerzami – w Teatrze Wielkim na przykład takich pedagogów jest dwóch. Ale Polski Teatr Tańca nie ma ani jednego, bo nie ma na to pieniędzy. Warto dodać, że kierownik baletu dostawał za lekcję… 50 zł brutto.

– Będziemy próbować rozwiązać tę sytuację, ale dotacje nie są z gumy – mówi marszałek. – Żadna dotacja dla kultury nie jest drastycznie obniżana, ostatnie lata są w ogóle dla kultury bardzo dobre. Ale dotacja musi wystarczyć na cały rok i nie jest przeznaczona wyłącznie na pensje. Jak są obniżki, to trzeba to uwzględnić. Być może pani dyrektor ma za duży zespół?

Ale zespół PTT to raptem 20 tancerzy i 6 pracowników obsługi technicznej. Biorąc pod uwagę liczebność personelu w innych poznańskich teatrach aż trudno w to uwierzyć. Nie bardzo jest kogo zwalniać, a już na pewno nie można zwolnić tancerzy – projekt norweski został podpisany na 20 osób i tyle do jego zakończenia musi tańczyć, inaczej trzeba będzie zwrócić grant.
– Ja już zwolniłam 6 tancerzy – mówi rozżalona dyrektor Wycichowska. – I z tego powodu na przykład nie możemy tańczyć “Minus 2” w choreografii Ohada Naharina, bo ten spektakl jest na 26 osób i Naharin nie wyraził zgody na mniej…

Niestety, na razie problem, czy PTT będzie grać “Minus 2” czy nie jest czysto abstrakcyjny, bo skoro nie ma pieniędzy na spektakle, to i tak grania nie będzie. Jednak, jeśli się tej kwestii nie rozwiąże teraz, to za chwilę nie będzie komu grać jakiegokolwiek spektaklu. Tancerz, który nie występuje, dostaje miesięcznie około 1200-1300 zł na rękę. Nie jest to suma, która dyrektor Wycichowskiej pozwoli utrzymać tancerzy w teatrze…
– Mogę jedynie wypuścić dziewczyny i chłopaków do klubów go go, to dla nas jedyna możliwość zarobku – komentuje gorzko Ewa Wycichowska.

Marszałek przekonuje, że sytuacja nie wygląda aż tak źle i prosi Ewę Wycichowską, by nie używała terminu “katastrofa” w odniesieniu do sytuacji teatru, bo o katastrofie mówić tu nie można. I uspokaja, że zorganizuje spotkanie dyrektor teatru z dyrektor departamentu kultury, może nawet w szerszym gronie, by kompleksowo porozmawiać o problemach placówki.
– Jeśli rzeczywiście okaże się, że dotacja jest za niska i będzie to dobrze udokumentowane, jak na przykład w przypadku tego konkursu w ministerstwie, którego teatr nie wygrał, to podejmiemy działania – obiecał marszałek.

Jest więc nadzieja, że Polski Teatr Tańca nie zniknie z mapy kulturalnej Poznania. Przynajmniej na razie. Dlaczego jednak nikt nie zainteresował się sytuacją rok temu czy dwa, trzy lata temu, bo już wtedy Ewa Wycichowska ostrzegała, że będzie źle? Dlaczego w tym roku pojawiły się zarzuty co do sposobu gospodarowania budżetem teatru – przy czym projekt budżetu został wcześniej zatwierdzony, bo inaczej przecież teatr by tych pieniędzy nie dostał? Dlaczego rok wcześniej samorząd województwa po skonsultowaniu się z dyrektor Grendą uznał racje pani dyrektor i przyznał jej dodatkowe pieniądze, by mogła dostać grant z Norwegii? Wtedy nikt się nawet nie zająknął, że teatr źle zarządza swoimi finansami, bo gdyby zarządzał dobrze, to miałby na wpłatę własną…

Miejmy nadzieję, że podczas rozmowy wszystkich zainteresowanych uda się znaleźć odpowiedzi na te pytania. A marszałek Marek Woźniak obiecał poinformować media o tym, jakie rozwiązanie udało się znaleźć.