Organizatorzy obiecywali, że hala zmieni się nie do poznania – i dotrzymali słowa. Kto pamiętał „piątkę” z imprez targowych, ledwo ją poznał. Wykonano tytaniczną pracę ustawiając scenę, zaplecze i 7 tysięcy krzeseł podzielonych na sektory. Optycznie wydawało się, że hala się znacznie zmniejszyła albo po prostu nie zajęto jej w całości, jednak wystarczyło się przejść pod scenę, by zorientować się, że jest znacznie dalej niż się wydaje…
Całkiem płynnie udało się też rozmieścić na swoich miejscach 7 tysięcy widzów – i tyle przyszło, bo tylko gdzieniegdzie widziało się pojedyncze puste miejsce. Niestety, nie udało się uniknąć spóźnialskich przechodzących przed nosem już siedzącej publiczności w drodze na swoje miejsce, gdy koncert już się zaczął – nie wszyscy najwyraźniej, którzy kupili bilet, wiedzieli, jak wypada się zachować na takim koncercie…
Jednak gdy na scenę wyszedł Placido Domingo i zaśpiewał, wszystko przestało być ważne. Od pierwszego dźwięku po prostu zawłaszczył widownię głosem i osobowością, a ogromną hale zmniejszył do poziomu kameralnego pokoju. Słuchanie na żywo tego wspaniałego i wspaniale ustawionego głosu było czystą rozkoszą – nawet jeśli się go nie widziało zbyt dobrze.
Wadą pierwszej części koncertu było jednak nagłośnienie – i to był zapewne powód, dla którego Micaela Oeste w swoim pierwszym utworze wypadła nieco blado i bezbarwnie, tak samo zresztą jak w pierwszym duecie zaśpiewanym z Placido Domingo. Można było co prawda mieć wrażenie, że to tylko dalsza część sali gorzej słyszy – dziennikarzy, zapewne z szacunku dla ich profesjonalizmu i wiary w to, że i tak sobie poradzą, posadzono nie dość, że na samym końcu, to jeszcze z boku. Najlepszy widok mieli więc na… wysięgnik kamery telewizyjnej. Jednak fakt, że to nie odległość, a kłopoty z dźwiękiem, stało się oczywiste podczas „Abba Ojcze” Jacka Sykulskiego śpiewanego przez mistrza w duecie z Justyną Steczkowską. Synchronizacja orkiestry, chóru i dwóch śpiewaków była dużym problemem, spora cześć utworu była kompletnie niesłyszalna, przede wszystkim chór, a i sami soliści chyba też nie słyszeli siebie nawzajem.
Jednak z minuty na minutę było coraz lepiej. Zachwyciła swoim głosem Angel Joy Blue, która śpiewała tak, że można by jej słuchać bez końca. Bardzo interesująco wypadł duet Placido Domingo Junior i Justyna Steczkowska, chociaż tutaj znów dały się zauważyć kłopoty z nagłośnieniem, harmonijnie wypadł duet Angel Joy Blue i Micaeli Oeste śpiewających „Canto del sole inesauribile” Fio Zanotti, a już szczytem doskonałości była „La liberta” Maurizio Fabrizio, którą wykonał Placido Domingo z towarzyszeniem chóru. Fenomenalne frazowanie, siła i cudowna barwa głosu – tego ani nie da się opisać, ani usłyszeć na jakiejkolwiek płycie.
Druga część koncertu była znacznie bardziej harmonijna. Nagłośnienie się poprawiło, Micaela Oeste odnalazła się w klimacie poznańskiego koncertu i w „Dite alla giovine” (La Traviata) zaprezentowała wspaniałą, obdarzoną dramatycznym głosem wyrażającym niezmierzone bogactwo uczuć, Violettę. Interesującym przerywnikiem była pieśń negro spiritual „Ride on, King Jesus” żywiołowo i z ogromnym wyczuciem zaśpiewana przez Angel Joy Blue, a prawdziwą perełką okazało się prawykonanie „Angel di Dio” Pucciniego przez Placido Domingo z towarzyszeniem chóru. Moc, jaką zdołali wyzwolić w tej pieśni, po prostu porażała, zachwycając dodatkowo perfekcją wykonania.
Koncert zakończyło odśpiewanie „Ave Maria” Schuberta przez Placido Domingo, ojca i syna, Micaelę Oeste, Angel Joy Blue oraz Justynę Steczkowską – równie wspaniałe jak pozostałe części koncertu. To była prawdziwa uczta dla ucha. Ale potem oczywiście jeszcze były bisy: Angel Joy Blue zaśpiewała z ogromnym wdziękiem „Przetańczyć całą noc” z „My Fair Lady”, piękny, romantyczny duet wykonali też obaj panowie Placido: Placido Junior ma głos nieco bardziej miękki i łagodny niż jego ojciec, ale o podobnej barwie, co w duecie dało bardzo interesujący efekt.
Szczególne słowa uznania należą się Chórowi Akademickiemu UAM – co prawda nikt w Poznaniu nie ma wątpliwości, że to doskonały chór, jednak zaśpiewanie z Placido Domingo tak wyjątkowego repertuaru stanowiło równie wyjątkowe wyzwanie. I trzeba przyznać, że chór podołał mu… śpiewająco. Równie dobrze stanęła na wysokości zadania orkiestra Teatru Muzycznego – teraz już nikt, kto wybierze się do teatru, nie będzie miał wątpliwości, że wszelkie kłopoty z dźwiękiem to sprawa fatalnej akustyki wnętrza teatru, a nie jego orkiestry…
Ten koncert był przeżyciem jedynym w swoim rodzaju – tak ze względu na okazję, kanonizację Jana Pawła II, jak i wyjątkowy repertuar, no i oczywiście wykonawców z genialnym Placido Domingo na czele. Wszystkim, którzy byli na nim obecni, udało się przeżyć wyjątkowy wieczór pełen muzycznych emocji i muzycznej magii na najwyższym poziomie.