Golgota Picnic: mamy światopoglądową rewolucję?

Po jednej stronie placu Wolności modlący się głośno przeciwnicy spektaklu – kilkanaście osób z transparentami. Po drugiej jej zwolennicy, chórem czytający sztukę, tworzący wraz ze zwolennikami wolności sztuki znacznie większą grupę. A wcześniej burzliwa debata. Tak wyglądało czytanie “Golgoty Picnic” na placu Wolności w Poznaniu.

Na plac Wolności do Generatora Malty przyszli i przeciwnicy, i zwolennicy. Jedni i drudzy zwoływali się przez internet, zakładali specjalne grupy na FB i obiecywali bronić swoich poglądów za wszelką cenę. Nic więc dziwnego, że pierwsze, co zauważało się po wejściu na plac Wolności, były grupy policjantów stojących wokół placu. Pojawili się też funkcjonariusze w charakterystycznych kamizelkach zespołu antykonfliktowego policji, którzy tak dobrze sprawdzili się podczas Euro 2012.

Ale byli nie tylko policjanci. Długo przed czytaniem zaplanowanym na godzinę 19 plac Wolności zapełnił tłum ludzi – przyszli tu na debatę, która zaczęła się o 17. Zadawali też pytania, przy czym przeciwnicy głównie atakowali dyrektora Merczyńskiego, chociaż dostało się też i prezydentowi Grobelnemu…

Przy okazji wyszło też, że wielu pytających niewiele wie i o samym spektaklu i o festiwalu Malta. Dyrektor Merczyński po raz kolejny musiał tłumaczyć, że o sprowadzeniu spektaklu i samego Rodrigo Garcii zadecydowała jego sława wybitnego reżysera, ale on sam widział wcześniej spektakl i zadecydował o tym, że warto go pokazać festiwalowej publiczności. Spektakl zaś został opłacony nie z pieniędzy publicznych, ale z własnych dochodów fundacji, która prowadzi działalność gospodarczą. Dyrektor dodał, że zdecydował się na to wiedząc, że przedstawienie jest kontrowersyjne i że pytanie, z jakich pieniędzy za niego zapłacono, na pewno padnie.
– To wielki artysta – mówił Michał Merczyński. – W 2009 roku otrzymał we Wrocławiu nagrodę za nową rzeczywistość teatralną. on jest współczesnym moralistą, upomina nas, pyta, ludzie, gdzie jesteście. Ale podstawowy błąd, jaki popełniają wszyscy protestujący to ten, że nie widzieli spektaklu, ale go oceniają.

Dyrektor, który nazwał siebie “DJem episkopatu” przypomniał też wypowiedź ojca Tomasza Dostatniego, który widział spektakl i był nim, jak to określił “głęboko poruszony”. Przypomniał także to, że jeden ze spektakli Grotowskiego kardynał WyszyĶński nazwał “świństwem”, a kilkanaście lat później tenże Grotowski odbierał w Watykanie nagrodę za swoją twórczość.

Stanowisko Merczyńskiego poparła Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa.
– Ja bym ten spektakl pokazał – powiedziała. – Ale nie możemy ignorować faktu, że 60 tysięcy ludzi się podpisało pod protestem przeciwko niemu. Musimy dokonać wysiłku zrozumienia, dlaczego tylu ludzi jest przeciw, dlaczego czują się obrażeni i dyskryminowani? Musimy debatować, dyskutować, ale tez przestrzegać prawa, bo inaczej pójdziemy w kierunku społeczeństwa anarchistycznego.

Słowa wiceprezydent Krakowa widzowie przyjęli z aplauzem – na placu zdecydowanie więcej było zwolenników wolności sztuki i prezentacji “Golgoty Picnic” niż jej przeciwników. Przeciwnicy zresztą z dużym trudem przyjmowali merytoryczne argumenty – oni stali na stanowisku, że spektakl po prostu nie powinien się odbyć.
– To wszystko kłamstwo! – mówiła jedna z protestujących. – Wszyscy jesteście kłamcami, to obraża uczucia religijne i ja się na to nie zgadzam – mówiła jedna z protestujących. Kilkanaście minut później można ją było zobaczyć, jak z czerwoną trąbka przeraźliwie trąbiąc maszerowała w tę i z powrotem wzdłuż szeregu czytających sztukę.

– A ja jako niewierząca nie chodzę do kościoła – kontrowała zwolenniczka spektaklu. – Nie macie prawa mi zabraniać oglądania!
Inna z przeciwniczek zwracała uwagę na antysemicki charakter spektaklu, jej zdaniem, ale zgadzała się, że o tym trzeba dyskutować.
– Pan Żakowski nie jest moim ulubieńcem, a jednak trzyma mi mikrofon – mówiła.
– To się nazywa społeczeństwo, proszę pani – zareagował błyskawicznie Żakowski.

Lekcji obywatelskości było tego wieczoru zresztą znacznie więcej.
– Ten pozorny krok do tyłu wywołał debatę w całej Polsce i ona zakończy się myślę czymś, co wzmocni pozycję wszystkich festiwali – odpowiadał dyrektor Merczyński tym osobom, które zarzucały mu, że zbyt szybko się poddał i podjął decyzje o odwołaniu. – I nie chodzi przecież tu o konfrontację! Spróbujmy wykorzystać ten potencjał, który nam daje ta debata, żeby się dogadać. Ale nie po cichu czy pod stołem tylko naprawdę się porozumieć.
– Ale czy nie żałuje pan, że nie wykazał większej determinacji, nie przyjął tego na klatę? – dociekał student prawa, który, jako że jest właśnie przed egzaminem z prawa konstytucyjnego, przytoczył jego fragmenty mówiące właśnie o wolności twórczej. – Czy wybita szyba w CK Zamek nie jest warta poświęcenia dla wolności wyrazu artystycznego?

– Nie wystraszyłem się, ale kto by to przyjął na klatę, gdyby komuś coś się stało? – ripostował dyrektor. – My już przeżyliśmy wypadek aktorki, 12 lat temu i nikomu czegoś takiego nie życzę. Kto z państwa podjąłby więc taką decyzję? Ja nie, bo wiem, jak to jest. Musimy po prostu w debacie wypracować takie standardy, żeby do takich zagrożeń nie dochodziło. Nie chcę, żebyśmy odwoływali spektakle pod groźbą przemocy!

– Najgorszym rozwiązaniem jest nawoływanie obu stron konfliktu do zbrojenia – dodał prezydent Ryszard Grobelny przyznający też, że wypowiedź arcybiskupa Gądeckiego o możliwych zamieszkach była zła. – Zbrojna siła nie ma służyć do oddzielania jednych grup obywateli od drugich! Ona ma służyć do ich obrony! Dlatego jestem za rozmową, dlatego wzywamy dwie strony, żeby tu stanęły i zaczęły rozmawiać.

Rozmowa była, jednak o dialog było znacznie trudniej. Można było odnieść wrażenie, że najgorętsi przeciwnicy spektaklu nie słuchają tych argumentów, które przeczą ich tezie, nie przyznają też prawa osobom innego wyznania lub niewierzących do oglądania tego, czego sobie życzą, mimo że większość z nich spektaklu nie widziała. Najistotniejsze dla nich było “zachowanie standardów”, jak to ujął jeden z dyskutantów, przy czym nikt z nich nie umiał wyjaśnić, dlaczego wszyscy mieliby przyjąć standardy katolickie, skoro nie wszyscy katolikami są.
– Samo skojarzenie pikniku z Golgotą to jest coś nienormalnego – mówił jeden z przeciwników.  – Nie widziałem spektaklu, ale widziałem zdjęcia i bardzo się dziwię, że można prezentować taką sztukę.
Nie trafiały do nich nawet argumenty osób deklarujących się jako wierzące i praktykujące.
– Wierzę w Jezusa – mówiła jedna z dziewcząt. – Jezusa, który rozmawiał z prostytutkami i był taki, jak to się mówi “od czapy”. Dla mnie główne przesłanie to przesłanie miłości!
Jej wypowiedź wszyscy, nawet niewierzący, nagrodzili długimi i gromkimi oklaskami.

Tuż po 19 debata przeniosła się na drugą stronę placu – przed fontanną Wolności stali czytający sztukę, otoczeni gronem zwolenników. Po drugiej stronie, bliżej hotelu Rzymskiego – przeciwnicy z transparentami. Dysproporcja obu grup rzucała się w oczy – przeciwników spektaklu było najwyżej trzydziestu, zwolenników – całe setki. Protest wkrótce, mimo megafonu, przestał być słyszalny. Przeciwnicy rozeszli się do domów, zwolennicy zostali jeszcze chwilę na dyskusji o wydarzeniach dnia.
– To było coś niezwykłego – mówił Wojciech Zimilski, jeden z organizatorów czytania. – Wydobyliśmy ten tekst i coś, co zniknąć istnieje. Poza tym policja była świetnie zorganizowana, kibice się nie pojawili, a oponenci byli kulturalni…

Stojąc na placu trudno było oprzeć się refleksji, że stoi się w samym środku rewolucji światopoglądowej, mentalnościowej, obyczajowej – jakkolwiek by jej nie nazwać. Udało się doprowadzić do rozmowy, chociaż przez jakiś czas wybuch zamieszek rzeczywiście wydawał się realny. Ale jednak obu grupy porozmawiały, wymieniły argumenty i chociaż żadna nie przekonała drugiej odbyło się to w spokoju.
Sprawca tej rewolucji, Michał Merczyński, jest zdania, że dobrze się stało.
– Nie biją się, ale rozmawiają – podsumował. – To dobrze, nie?