Burza: zalało Poznań!

Ulice zamienione w rzeki, zwalone drzewa na Jeżycach i deszcz tak silny, że samochody nie mogły jechać, boich kierowcy nic nie widzieli zza ściany wody, z która nie radziły sobie wycieraczki – oto efekty popołudniowej burzy, która przeszła nad Poznaniem.

Synoptycy co prawda ostrzegali, że ulewa może być wyjątkowo gwałtowna, a w dodatku z gradem, ale intensywność opadów chyba przeszła wszelkie oczekiwania.
– Jechałam samochodem i złapała mnie burza – opowiada pani Krystyna, jedna z naszych Użytkowniczek. – Musiałam stanąć w zatoczce, bo lunął tak rzęsisty deszcz, że kompletnie nic nie widziałam zza ściany wody, a wycieraczki nie radziły sobie z odprowadzaniem tych hektolitrów z szyby!

Jak mówią ci, którzy mieli nieszczęście w czasie burzy być na zewnątrz, deszcz był tak ulewny, że ulice momentalnie zamieniły się w rwące potoki, a torowisk tramwajowych w ogóle nie było widać spod wody. Jak zwykle w takich przypadkach sporo pracy mieli strażacy, głównie z powodu połamanych drzew i zerwanych gałęzi. Do jednego takiego wypadku doszło na skrzyżowaniu Szylinga i Bukowskiej, a na Hetmańskiej przy Arciszewskiego trzeba było na kwadrans zamknąć ulicę, żeby usunąć zerwany konar. Na Zwierzynieckiej z kolei połamane drzewo zerwało sieć trakcyjną.

Burza utrudniła także pracę lotniska na Ławicy – samolot z Londynu nie mógł wylądować z powodu silnego wiatru i ulewnego deszczu. Na szczęście po kilkunastu minutach kołowania udało mu się szczęśliwie wylądować. Burza spowodowała także opóźnienie samolotu, który miał z Ławicy wylecieć do Warszawy.

Kłopoty z dotarciem na miejsce mają też pasażerowie PKP wybierający się w kierunku Szczecina – na tej trasie na trakcję spadło drzewo i dopóki nie zostanie usunięte, pociągi nie mogą przejechać. Ucierpiały też poznańskie budowy – na jednej z nich przy ulicy Roosevelta prawie na całej długości zawaliło się otaczające ją ogrodzenie.

Są też i drobniejsze, ale wcale nie mniej groźne usterki: jak informuje nasz Użytkownik, sporo jest w mieście uszkodzonych i podmytych chodników, które są bardzo niebezpieczne. Jeden z nich jest na ulicy Głowskiej naprzeciwko Dworca Zachodniego. Na pierwszy rzut oka wcale nie widać, że płytki są podmyte, więc niezbyt uważny przechodzień może się dosłownie zapaść pod ziemię…
Strażacy ogółem w czasie tej przecież dość krótkiej burzy otrzymali 14 wezwań.