Debata kandydatów na prezydenta: emocje, szpilki i mało konkretów

Tematy od Golgoty Picnic poprzez inwestycje, edukację po degradację centrum – kandydaci na prezydenta Poznania prezentowali swoje poglądy poznaniakom. Było niesztampowo, czasami gorąco, nie obyło się też bez szpilek wbijanych sobie nawzajem przez kandydatów…

Niesztampową debatę obiecała obecnym prowadząca ją Agnieszka Gulczyńska, dziennikarka radia Merkury – i słowa dotrzymała. Za dodatkową zaletę prowadzenia przez nią dyskusji było też to, że pilnowała, by nikt się zbytnio nie rozgadywał i odpowiadał na temat, a gdy kandydaci próbowali “popłynąć” w ogólniki zgodnie z dobrymi partyjnymi zwyczajami – trzeźwe i bardzo konkretne pytanie dziennikarki natychmiast sprowadzało ich na ziemię. Odpowiedź na nie zazwyczaj dodawała debacie dodatkowego kolorytu…

Kandydaci musieli odpowiedzieć na pytanie, czy oni, będąc prezydentami, wystawiliby Golgotę Picnic czy nie i co woleliby wybudować: estakadę katowicką czy tramwaj na Naramowice.

Najpierw – prezentacja

Ale zaczęło się od prezentacji kandydatów – jak zapowiedziała Agnieszka Gulczyńska, ponieważ w dobie mediów elektronicznych przygotowanie krótkiej multimedialnej prezentacji nie powinno stanowić problemu, kandydaci zostali poproszeni o przygotowanie takowych. Jednak przygotowało je tylko dwóch z nich: Maciej Wudarski (Prawo do Miasta) i Tadeusz Dziuba (PiS), przy czym tej drugiej obecni na debacie nie obejrzeli, bo w sprzęcie nie było fonii, a bez tego, jak powiedział Tadeusz Dziuba, prezentacja nie miałaby sensu.

Anna Wachowska-Kucharska (KWW Anny Wachowskiej-Kucharskiej) przygotowała swoje wystąpienie na dużych, kolorowych kartkach w klimatach kojarzących się ze szkołą, a pozostali kandydaci, czyli Jacek Jaśkowiak (PO) i Tomasz Lewandowski (SLD) polegali na własnych słowach. Kandydatów do fotela prezydenta jest jeszcze dwóch: to urzędujący prezydent Ryszard Grobelny, który jednak nie mógł przybyć tłumacząc się wcześniej podjętymi zobowiązaniami, oraz Zygmunt Kopacz (KNP), który przebywa za granicą.

Poznań na trzy z minusem?

Pierwszym pytaniem do kandydatów – a właściwie prośbą – było wystawienie obecnemu Poznaniowi oceny w skali od 1 do 5. Wszyscy byli dość surowi w ocenach i wskazywali podobne powody niskich ocen, jakie wystawili. Maciej Wudarski ocenił miasto na 3- ze względu na złe rozwiązania komunikacyjne, czego powodem jest lawinowo rosnąca liczba w mieście samochodów i korków, brak miejsc w żłobkach i długi po Euro 2012. Tomasz Lewandowski uznał, że Poznań zasługuje zaledwie na 2 – bo miasto się owszem, rozwija, ale pytanie, czy nie mogłoby szybciej.
– W latach 90. Poznań było wizytówka Poznania – mówił Lewandowski. – A teraz stajemy się zaściankiem, prezydent nie ma wizji rozwoju, a dług jest skrzętnie ukrywany.

Jacek Jaśkowiak uznał, że miasto zasługuje na 3+, bo nie jest aż tak źle, chociaż może być lepiej. Anna Wachowska-Kucharska oceniła miasto na 3 i zgodziła się z zarzutami swoich przedmówców dodając jeszcze, że Poznań ma słaby poziom edukacji, a projekty starające się o dotacje unijne są bardzo miałkie i nie gwarantują, że pieniądze z UE otrzymamy.

Gdybym był prezydentem…

A jak przedstawiałyby się pierwsze decyzje kandydatów – gdyby zostali prezydentami?
Tadeusz Dziuba wydałby dyspozycję urzędnikom miejskim, by na stronach miasta zamieszczali wszystkie informacje o tym, czym się zajmują, oczywiście z wyjątkiem tajnych.
– Bo teraz tak nie jest – wyjaśniał kandydat. – Przykładem jest to, że nie było ani słowa na stronach urzędu o planach zabudowy działki na Cytadeli, której poprzedni właściciel sprzedał ją, bo nie mógł otrzymać zgody na budowę, a nowy nagle ją dostał i postawił blok… Gdyby mieszkańcy o tym wcześniej wiedzieli, mogliby interweniować.

Tomasz Lewandowski wprowadziłby zasadę, że przynajmniej 20 procent budżetu miasta byłoby dzielone zgodnie z życzeniami poznaniaków, którzy decydowaliby o priorytetach, a także zasadę transparentności w zarządzaniu miastem, by ukrócić fasadowe konkursy na rozdzielanie stanowisk krewnym i znajomym.

Anna Wachowska-Kucharska zaczęłaby od  budowy tramwaju na Naramowice – jest tam osiedlową radną, więc dobrze zna problem – powrót kół zainteresowań w ramach tzw. godzin zielonych w szkołach oraz wprowadzenia w kulturze zasady, że to poznaniacy decydują, co chcą mieć i oglądać w swoim mieście.

Jacek Jaśkowiak zapowiedział rozpoczęcie od korzeni, i to dosłownie, bo przede wszystkim posprzątałby Poznań i ustawił sporo nowych koszy na śmieci, a później zaczął egzekwowanie wypełnianie obowiązków przez służby, które powinny sprzątać oraz te, które powinny pilnować, czy sprzątający wypełniają swoje obowiązki, jak na przykład straż miejska.

Maciej Wudarski zacząłby natomiast od rzetelnego audytu finansowego i określenia potrzeb mieszkańców, by wiedzieć, co najpilniejszego jest do załatwienia i rozwiązania. I natychmiast też poleciłby wymalować pasy dla pieszych przy dworcu PKP. Na pytanie Agnieszki Gulczyńskiej, jak poradziłby sobie z negatywną oceną policji, odpowiedział, że to nie tyle policja oceniała negatywnie, co Zarząd Dróg Miejskich, więc policję dałoby się przekonać.

Jak poprawić inwestycje?

Nie mógł nie pojawić się temat inwestycji drogowych – Kamila Sapikowska z Rowerowej Masy Krytycznej zapytała kandydatów o ich plany budowy dróg do 2018 roku oraz o pomysły dla osiedli i dzielnic poza centrum.

Propozycją Macieja Wudarskiego w kwestii dróg jest przekazanie większych środków na ten właśnie cel radom osiedli, bo one najlepiej wiedzą, co jest najpotrzebniejsze w dzielnicy i najlepiej umiałyby je wykorzystać. To samo dotyczy dbałości o kliny zieleni, osiedlowe parki i skwery oraz kulturę na osiedlach. Tadeusza Dziuba także uważa, że tu należy wspierać inicjatywy oddolne, co miasto kompletnie zaniedbało, w sporcie, turystyce czy kulturze – tu przydałyby się tak zwane bony kulturalne dla rodzin, umożliwiające im korzystanie z rozrywek kulturalnych po niższych cenach.

Jacek Jaśkowiak zwrócił uwagę, że różne dzielnice mają różne potrzeby i nie należy ich wrzucać do jednego worka: na przykład na Naramowicach jest to tramwaj, na Ratajach kluby sportowe, na Szczepankowie problem lotniska w Krzesinach, a na ławicy głośny Tor Poznań. A zdaniem Tomasza Lewandowskiego warto zwrócić uwagę na demografię – ludzie uciekają z Poznania do okolicznych gmin razem ze swoimi podatkami, do 2025 roku wyprowadzi się 70 tysięcy osób, więc należy dofinansowywać przedmieścia, żeby mieszkańcy chcieli zostawać w mieście.
– Mamy program rozwoju dróg lokalnych i peryferyjnych – tłumaczył – ale jest on opóźniony, w dodatku w budżecie jest na to tylko 5 mln zł, powinno być dwa, trzy razy więcej.
Tomasz Lewandowski zwrócił też uwagę, że takie spółki jak Aquanet bardzo dobrze zarabiają na mieście, ale już znacznie mniej chętnie tu inwestują, co trzeba by od nich egzekwować. A wszystkie dzielnice powinny być skanalizowane, to wtedy zachęciłoby ludzi do budowania domów w Poznaniu. Inaczej powinny być też liczone stawki za wodę i ścieki, bo teraz chętny może sobie kupić działkę w Rokietnicy znacznie taniej niż w Poznaniu, a za wodę i ścieki płaci tyle samo co w mieście. Koniecznie trzeba też poprawić dramatyczną sytuację ze żłobkami w Poznaniu, jednak jak – już nie wyjaśnił.

Agnieszka Gulczyńska kolejnym pytanie spróbowała sprowadzić dyskusje na bardziej realne tematy, pytając kandydatów, co wybraliby, gdyby byli prezydentami: estakadę katowicką czy tramwaj na Naramowice? Pytanie okazało się trudne i niewielu kandydatom udało się z tego zadowalająco wybrnąć.
– Nie wyobrażam sobie takiego wyboru – powiedział Tadeusz Dziuba. – Obie inwestycje są ważne i potrzebne. Ale u nas nie robi się tanich rzeczy, na przykład nie wybudowało wiaduktu kolejowego na Golęcinie, który kosztowałby 6 mln zł, to stosunkowo niewiele.
– Ale przeciwko powstaniu tego wiaduktu protestowała rada Osiedla Sołacz – zwrócił uwagę Maciej Wudarski. – Zresztą jeśli już, to są ważniejsze wiadukty, na przykład Lutycka… A co do katowickiej: tu już nie ma wyboru, bo ona się buduje.

Podobnego zdania była Anna Wachowska-Kucharska.
– Tych dwóch inwestycji nie można porównywać, są zupełnie inne – mówiła. – Ale faktem jest, że inwestycje drogowe nie są priorytetem dla UE, a tramwaj jest i można na niego dostać 85 procent dofinansowania.
– Musimy się obudzić i powiedzieć sobie wprost, że na drogi z UE nie dostaniemy, bo to nie jest priorytet – wtórował jej Tomasz Lewandowski.

Zdaniem Jacka Jaśkowiaka ze środków unijnych z pewnością łatwiej byłoby dostać pieniądze na tramwaj, ale i katowicka jest ważna, a prezydent musi umieć operować finansami. A jeśli chodzi o inne inwestycje, to może miasto częściej powinno współpracować z prywatnymi inwestorami? Podobnego zdania jest Tadeusz Dziuba, który dodał do tego jeszcze ułatwienia w zakładaniu firm, pomoc prawna i ulgi dla inwestorów. To wszystko mogłoby przyciągnąć inwestorów z nadwyżkami finansowymi do Poznania. Do największych wpadek inwestycyjnych miasta zaliczył przeciągającą się budowę Kaponiery i budowę stadionu

Jednak jak uważa Tomasz Lewandowski – prawnik i radny miejski – to nie jest takie proste, bo miasto szuka takich inwestorów cały czas, ale ze względu na warunki prawne nie jest łatwo ich znaleźć.
– Oczekiwana stopa zwrotu ze strony biznesu jest znacznie wyższa niż możliwości miasta – tłumaczył. – Znalezienie partnera jest więc bardzo trudne. Dotąd jedyne co prezydentowi wyszło, to partnerstwo z kilkoma deweloperami…

Ach, ci deweloperzy! I studium…

Wszyscy kandydaci byli zgodni co do tego, że lawinową zabudowę Poznania przez deweloperów trzeba ukrócić, a już na pewno nie pozwalać im budować w takich miejscach jak Sołacz czy Park Rataje II. Anna Wachowska-Kucharska zwróciła też uwagę, żeby miasto częściej w umowach z deweloperami żądało od nich dodatkowych rzeczy jak współfinansowanie budowy drogi czy placu zabaw. Bo teraz, nawet jeśli takie zapisy są w umowach, to zazwyczaj deweloper się z nich nie wywiązuje, a miasto go z tego nie rozlicza.

Przy deweloperach nie obyło się bez wzmianki o projekcie nowego studium, nad którym właśnie trwa debata na forum rady miasta. Wszyscy kandydaci ocenili je negatywnie, a Tadeusz Dziuba stwierdził, że gdy zostanie prezydentem, natychmiast je zaskarży. Jedynie Jacek Jaśkowiak zwrócił uwagę, że jeśli radni nie uchwalą tego studium, to bez niego w Poznaniu będzie chaos przez następne 20 lat. To z kolei bardzo oburzyło radną Katarzynę Kretkowską, która z uwagą przysłuchiwał się debacie – do tego stopnia, że wstała i głośno zwróciła uwagę kandydatom, że przecież Poznań ma studium, które obecnie obowiązuje…

Żłobki tak – ale jak…?

Emocje wywołała też dyskusja o żłobkach – to pytanie zadała Aleksandra Sołtysiak-Łuczak – bo choć wszyscy kandydaci byli zgodni co do tego, że miejsc powinno być więcej, a opiekunki więcej zarabiać, to nikt nie podał konkretnego sposobu na zdobycie środków na budowę dodatkowych żłobków. Jedynie Maciej Wudarski zwrócił uwagę, że warto się przyjrzeć inwestycjom miejskim, bo niektóre z nich, jak plac Asnyka, kosztują o wiele za dużo, więc tu można znaleźć dodatkowe pieniądze. Podobnego zdania jest Tadeusz Dziuba, który doszukał się, że koszt prac remontowych wykonywanych wykonywanych przez miasto jest trzykrotnie wyższy w porównaniu z cenami katalogowymi.

Kultura z emocjami

Jak można się było spodziewać, równie gwałtowne emocje wywołała dyskusja o kulturze, chociaż i tu trochę brakowało konkretów – z wyjątkiem, oczywiście sprawy Golgoty Picnic. Tu większość kandydatów uznała, że zaryzykowałaby i namawiała dyrektora Merczyńskiego, żeby spektakl wystawił.
– Nie przyszłoby mi do głowy, że w XXI wieku można cenzurować kulturę – uznał Tomasz Lewandowski.
Odmiennego zdania był jedynie Tadeusz Dziuba, który nie wystawiłby spektaklu.
– Pierwsze słyszę, żeby to przedstawienie miało aspekt kulturalny – podsumował chłodno.

Co do finansowania kultury i jej zależności bądź też nie od samorządów – zdania były podzielone. Zdaniem Macieja Wudarskiego nie należy stawiać na kosztowne wydarzenia, które mają Poznaniowi przynieść rozgłos, bo kilka takich próĻb miasto ma już za sobą i przyniosły one jedynie koszty. On sam jest zwolennikiem kultury taniej, ale koncerty, na które bilety kosztują 250 złotych i więcej, mogą się odbywać pod warunkiem, że na siebie zarobią, a nie że trzeba będzie do nich dopłacać z budżetu miasta.

Anna Wachowska-Kucharska zwróciła uwagę, że trzeba też pomyśleć o twórcach tej kultury i część pieniędzy z dużych festiwali przeznaczyć na rozwój mniejszych inicjatyw młodych twórców. Tadeusz Dziuba uznał, że na pewno część pieniędzy powinna iść na instytucje urzędowo zajmujące się kulturą, na przykład teatry.
– Rozumiem, że pan Dziuba ma na myśli wszystkie teatry, Teatr Ósmego Dnia też? – dociekał Tomasz Lewandowski. On sam wypowiedział się za niezależnością kultury, a nie dotowaniem jej z pomocą bonów.
– Kultura nigdy nie będzie niezależna, jeśli będzie musiała wisieć u samorządowej klamki – nie zgadzał się Dziuba.
– To będziemy mieli festyn parafialny, który zbierze 90 procent budżetu – ripostował Lewandowski.

Kto z kim może współpracować…?

Kandydaci odpowiadali na pytania z sali, w tym takie, ile kadencji chcieliby być u władzy. I tu wszyscy zadecydowali zgodnie, że najwyżej dwie, bo inaczej – jak to ujął Maciej Wudarski – obrasta się w administrację. Wszyscy też zadeklarowali, że przynajmniej z częścią swoich kontrkandydatów mogliby współpracować, chociaż już odpowiedzi na pytanie, komu przekazaliby głosy swoich wyborców w drugiej turze, gdyby do niej nie przeszli – były już zdecydowanie bardziej wykrętne. Na pewno współpracę zadeklarowali społecznicy i SLD, bo i teraz, jak zauważyła strona społeczna, to radni SLD najchętniej i najczęściej z nimi rozmawiają. Jak powiedział Maciej Wudarski, najważniejsze jest przerwanie obecnego układu władzy i bez względu na to, kto przejdzie do drugiej tury trzeba będzie zrobić wszystko, żeby tak się stało.

Kolejna debata odbędzie się również w Meskalinie we wtorek, 23 września.