PEKA, społecznicy i paraliż, czyli pierwsza debata kandydatów na radnych

Za nami pierwsza debata pomiędzy kandydatami na poznańskich radnych. Nie brakowało spięć, zabawnych sytuacji i – przede wszystkim – słuchaczy. Brakowało jednak nieco czasu, zwłaszcza na dyskusję o mieście i radzie miasta.

Taka debata może tylko cieszyć – nie dość, że nie została zignorowana przez żaden startujący w wyborach komitet (w przeciwieństwie do wcześniejszej debaty prezydenckiej, na której nie pojawił się Ryszard Grobelny, czyli urzędujący prezydent), to jeszcze kandydatom na radnych przysłuchiwało się mnóstwo poznaniaków, którzy szczelnie wypełnili klub Meskalina. Jeszcze więcej zapewne zasiadło przed radioodbiornikami, ponieważ relację na żywo przeprowadzało Radio Merkury.

Na scenie Meskaliny naprzeciw siebie zasiedli przedstawiciele 8 komitetów wyborczych. Czterech kandydatów reprezentowało komitety partyjne: Mariusz Wiśniewski z PO, Szymon Szynkowski vel Sęk z PiS, Katarzyna Kretkowska z SLD oraz Maciej Kokorniak z Kongresu Nowej Prawicy. Ten ostatni jako jedyny z wymienionej czwórki nie jest radnym obecnej kadencji rady miasta.

Dyskutantów uzupełniali kandydaci z komitetów społecznych: Michał J. Kosicki z KWW Anny Wachowskiej-Kucharskiej, Aleksandra Sołtysiak-Łuczak z Koalicji Prawo do Miasta, Sandra Spychała z Porozumienia Obywatelskiego Wolność oraz Jan Zujewicz z KWW Ryszarda Grobelnego.

W kwestii formalnej…

Pierwsza część debaty dotyczyła spraw formalnych, takich jak sposób układania list wyborczych poszczególnych komitetów czy też motywacja kandydatów do startowania w wyborach. Jakkolwiek od radnych-wyjadaczy można było usłyszeć niewiele nowego, to jednak ta część debaty pozwoliła poznać nowych kandydatów. Najmniej znany był prawdopodobnie Maciej Kokorniak, miejski debiutant. Przedstawił 4 filary swoich poglądów (opierające się na poglądach liberalnych: święte prawo własności, prywatne jest zawsze lepiej zarządzane niż publiczne, itp.), a także stwierdził, że obecna sytuacja w radzie miasta wymaga przewietrzenia i dopuszczenia nowych ludzi.

Z bardziej znanych kandydatów jako pierwszy przedstawił się Jan Zujewicz, startujący z listy Ryszarda Grobelnego. Zujewicz był w trudnej sytuacji, ponieważ obecnie jest “tylko” radnym osiedlowym ze Starego Miasta, a momentami musiał odpierać ataki na politykę Ryszarda Grobelnego, za którą przecież nie odpowiada. Kandydat przyznał jednak, że popiera politykę obecnego prezydenta Poznania, a decyzja wynikała po prostu z zaproszenia do niego skierowanego. Ale nie tylko:
– Uważam, że na poziomie samorządowym istnienie partii politycznych może szkodzić miastu. Stąd decyzja, żeby nie startować z komitetu partyjnego.

Z komitetu partyjnego nie startuje także Aleksandra Sołtysiak-Łuczak. Ujawniła, że jej komitet liczy na 10 mandatów. Być może społecznicy osiągną taki wynik, choć kto wie, czy mandatami nie podzielą się z drugim komitetem społecznym – KWW Anny Wachowskiej-Kucharskiej, który reprezentowany był przez Michała Kosickiego, obecnego radnego z Rady Osiedla Grunwald Północ. Kosicki startuje, ponieważ – jak sam przyznał – rada miasta ma wyższe kompetencje, przez co zdziałać tam można więcej. Od razu jednak zaznaczył, że pieniędzy na kampanię nie przyjmie od deweloperów, którzy nie szanują przestrzeni miejskiej. Jako przykład podał firmę Nickel Development.
– Nie podoba mi się ich inwestycja przy ulicy Botanicznej, bo przez to ta wąska ulica stanie się niemal autostradą – stwierdził kandydat.

Ostatnią z mniej znanych kandydatów była Sandra Spychała, dawniej reprezentująca Ruch Młodych, czyli młodzieżówkę Ruchu Palikota. “Rozwód” z tym ruchem był dość gwałtowny, ale powrót do polityki ma prowadzić właśnie przez Radę Miasta Poznania.
– Na naszych listach są ludzie kojarzeni z Ruchu Młodych, a także z innych młodzieżówek, ale niezwiązani z partiami politycznymi – informowała Spychała.

PEKA czy polityka?

Podczas takiego spotkania nie sposób, żeby nie pojawił się jeden z najgorętszych poznańskich tematów ostatnich miesięcy, czyli PEKA – oraz konsekwencje jej kiepskiego wdrożenia. Tutaj zarzuty musiał odpierać Mariusz Wiśniewski, ponieważ to właśnie jego klub nie zgodził się na kontrolę miejskiej komisji rewizyjnej w Zarządzie Transportu Miejskiego.
– Jestem zwolennikiem porządnych działań, a w miesiąc nie da się tego porządnie zbadać – przekonywał Wiśniewski.

– Ja wierzę w dobrą wolę Mariusza, ale to cała PO wraz z klubem prezydenta odmówiły zagłosowania – replikowała Kretkowska.

Ataki na PEKĘ musiał odpierać także Zujewicz, gdy prowadząca debatę Agnieszka Gulczyńska zapytała go, czy miejsce na liście Grobelnego dla wiceprezydenta Mirosława Kruszyńskiego jest nagrodą za “nadzór” nad wdrażaniem PEKI. Część jego odpowiedzi mogła zaskoczyć…
– Jeśli kontrola zostanie przeprowadzona, to na pewno konsekwencje zostaną wyciągnięte – stwierdził Zujewicz. – Poza tym zarzuty w sprawie PEKI są w dużej mierze polityczne.

PEKA była jedynie wstępem do szerszej dyskusji na temat roli radnych, którzy często spotykają się z zarzutem, że są tylko maszynką do głosowania dla prezydenta.
– My jesteśmy zwolennikami jednoosobowej odpowiedzialności. Rozmywanie kompetencji nie jest dobre – podkreślał Kokorniak z KNP. – Powinien być silny prezydent, ale rada powinna mieć duże uprawnienia kontrolne.

W nieco odmiennym tonie wypowiadał się Kosicki:
– Kompetencje są odpowiednie, ale brak takiego “powera” (z ang. mocy – przyp. red.). Zmowa pomiędzy PO i klubem prezydenckim jest zbyt silna.

Przeciwko twierdzeniu, że PO jest w koalicji z prezydentem Grobelnym i jego reprezentantami w radzie miasta zaprotestował Wiśniewski, ale został on za to wręcz wyśmiany przez widzów debaty.

Radni – bezradni?

Nie tylko radni i ich kompetencje były tematem debaty – okazało się bowiem, że niemal wszystkie komitety mają w swoich szeregach społeczników działających w różnych poznańskich stowarzyszeniach. Chwalą się tym nie tylko komitety społeczne, ale też te partyjne. Przeciwko takiemu podziałowi na polityków i społeczników i postulatom “odpolitycznienia” lokalnego samorządu zaprotestowała Katarzyna Kretkowska.
– 80 proc. ludzi na naszych listach nie należy i nie zamierza należeć do partii – podkreślała.

Społecznicy są z pewnością zaangażowani w życie i sprawy Poznania, niejednokrotnie bardziej niż niektórzy radni miejscy. Sęk w tym, że miastem wciąż interesuje się relatywnie niewielu poznaniaków. Zwiększenie udziału społeczności lokalnej w życiu miasta było kolejną kwestią, jaką poruszyli widzowie debaty. Z tym, że aktywność mieszkańców powinna być większa, zgodzili się niemal wszyscy kandydaci, podobnie jak wszyscy mieli niemal takie same pomysły na zwiększenie aktywności poznaniaków: dobre, a nawet wiążące konsultacje społeczne (choć jak trzeźwo zauważył Szynkowski vel Sęk, do tego trzeba by zmian na poziomie ustawowym, a nie samorządowym), zwiększenie puli na Budżet Obywatelski oraz zmniejszenie wymaganej puli podpisów pod obywatelskimi projektami uchwał do 1,5 tys., a nawet tysiąca. Nieco odmienny pogląd przedstawił tylko przedstawiciel KNP:
– Jeżeli ludzie mają problem, to oczywiście urząd powinien być otwarty. Ale nie powinien być paraliżowany przez każdą małą grupę mieszkańców.

Kokorniak został błyskawicznie skontrowany przez Lecha Merglera, który był na widowni w Meskalinie:
– Jestem przerażony wizją, w której prezydent nie może biegać w maratonach i triathlonach, bo jest sparaliżowany przez demokrację miejską – stwierdził społecznik.

Debata w Meskalinie trwała dwie godziny i tak naprawdę na dłuższą dyskusję o problemach miasta nie było czasu. Na koniec kandydaci zadeklarowali jednak, że popierają postulat wysunięty przez Sekcję Rowerzystów Miejskich, aby przeprowadzić audyt sytuacji rowerowej w Poznaniu. Biorąc pod uwagę to, że na scenie było 3 radnych z obecnej kadencji, reprezentujących kluby mające łącznie większość w radzie miasta, to teraz wypada tylko trzymać ich za słowo.

Co zaś wiadomo po samej debacie? Przede wszystkim to, że “nowi” kandydaci muszą jeszcze popracować nad sposobem prezentacji swoich poglądów. Wiadomo też, że w 2 godziny nie da się przedstawić pełni poglądów wszystkich kandydatów na to, jak funkcjonować ma Poznań.