Jak kandydaci na prezydenta przez dworzec przebiegali (film)

Anna Wachowska-Kucharska miała ogromną walizę, Jacek Jaśkowiak i Tadeusz Dziuba po rowerze, a Maciej Wudarski – okazały plecak. Do ekipy dołączył tata z maluchem w wózku, Angielka nie mówiąca po polsku – i wszyscy wyruszyli na poszukiwanie łatwiejszej drogi na dworzec PKP Poznań Główny…

Tak właśnie wyglądała akcja, którą dziś w samo południe zaproponowali kandydatom na prezydenta członkowie stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania. Chodziło o to, by przypomnieć, z jakimi problemami muszą się borykać wszyscy ci, którzy chcą dotrzeć na dworzec PKP. Spotkanie rozpoczęło się na przystanku tramwajowym na moście Dworcowym, bo z tego miejsca wiele osób rozpoczyna drogę na dworzec.
– Od dawna zwracamy uwagę na absurdalność dojścia do dworca – mówi Paweł Sowa z IdP. – I to, że tak naprawdę decyzja o tym została podjęta jeszcze przed rozpoczęciem konsultacji społecznych. A dziś można sprawdzić po drugiej stronie tego przystanku, jak bardzo jest tam wydeptana trawa, bo ludzie stale tamtędy chodzą, skracając sobie drogę.

I robią to nie dlatego, bo są leniwi czy nie liczą się ze swoim bezpieczeństwem. Po prostu idąc na dworzec zgodnie z przepisami nie tylko trzeba pokonać kilka ciągów niewygodnych schodów i pobawić się w poszukiwanie schowanych wind, ale w dodatku dociera się na miejsce dużo później. Dlatego członkowie IdP postanowili zaprosić kandydatów na prezydenta miasta, by na własnej skórze przekonali się, jak trudno jest się tam poruszać osobom z bagażami – i wykorzystali tę wiedzę do likwidacji absurdalnych rozwiązań drogowych, gdy zostaną prezydentami.

Kandydatów stawiło się czworo: Anna Wachowska-Kucharska, Maciej Wudarski, Jacek Jaśkowiak i Tadeusz Dziuba. Wszyscy mieli wyruszyć kilka minut po dwunastej z przystanku i zdążyć na pociąg do Obornik o 12.29.

Wszyscy kandydaci na prezydenta wzięli więc swoje bagaże, za nimi pospieszył tata z dzieckiem w wózku – i cała grupa, w otoczeniu dziennikarzy, wyruszyła na zdobycie dworca PKP.

Łatwo nie było. Panowie wzięli po prostu rowery na ramiona i znieśli po schodach, bo tak było najszybciej. Za schodami, po wyjściu z przejścia podziemnego, grupa się rozdzieliła: część postanowiła wejść do budynku dworca z mostu Dworcowego, część przez galerię handlową. Z rowerem wygodniej jest przez most, bo w galerii handlowej trzeba szukać widny, a wcale nie jest to łatwe zadanie, bo znajduje się za załomem ściany i nie jest zbyt dobrze oznakowana. Także dla wózka trzeba było za każdym razem szukać windy.

Po wjechaniu w górę i przejściu galerii handlowej – a to też nie było łatwe, z powodu ochrony: panowie mieli wątpliwości, czy aby przepuścić grupę i czy jest ona tutaj… legalnie –  trzeba było zjechać w dół, do ulicy Dworcowej, jako że pociąg do Obornik odjeżdżał z peronu 6. Później znów trzeba było zejść pod ziemię i wyjść na peron – cały czas z rowerem lub bagażem na ramieniu…

Okazało się, że czasy wszystkich uczestników “drogi przez mękę”, jak ją nazwał Tadeusz Dziuba, były podobne. Wybrana droga nie miała specjalnie znaczenia, wszyscy też, bez względu na to, jaką wybrali trasę, musieli skorzystać ze schodów. I ledwo zdążyli na pociąg…
– Ja przeszedłem bez problemu – mówi Maciej Wudarski. – Ale osoba starsza czy słabsza nie miałaby szans, żeby zdążyć na ten pociąg. I jeszcze kiedy się zna ten dworzec, to można sobie wcześniej zaplanować drogę. Ale przecież na dworcu zazwyczaj jest wielu ludzi, którzy go nie znają. Oni w życiu nie trafią.

Tego samego zdania jest Jacek Jaśkowiak.
– To jest kompletnie nie do przyjęcia – mówi. Ale jego zdaniem problem nie polega tylko na braku naziemnego przejścia od przystanków do dworca.
– Tu cały system organizacji ruchu jest fatalny i to trzeba kompleksowo rozwiązać – podsumowuje. – Największy problem miały osoby z wózkiem dziecięcym. Myślę, że spotkanie z władzami PKP także pomogłoby poprawić komfort podróżnych choćby w samym budynku dworca. Bo podróżny zmuszony do przejścia przez tak idiotyczne rozwiązanie zniechęci się do miasta.

Tadeusz Dziuba zwrócił uwagę na nieczytelne oznakowanie.
– Z mojego punktu widzenia dotarcie tu nie było problemem – mówi. – Ale ja ten dworzec znam, bywam tu. A dla przyjezdnych wszystko jest problemem, układ jest kompletnie nieczytelny, oznakowanie także, a w dodatku część peronów jest oddzielona, a ludzie spoza miasta tego przecież nie wiedzą. Współczuję tym, którzy są tu pierwszy raz, zwłaszcza jeśli są osobami starszymi lub rodzicami z małym dzieckiem.

Anna Wachowska-Kucharska zwróciła uwagę na fakt, że przecież mówimy głównie o osobach objuczonych bagażem.
– To nie była sytuacja wyjątkowa – mówi, pokazując swoją walizkę. – Przecież to dworzec, tu chodzą ludzie z dużymi, ciężkimi walizkami, małymi dziećmi, najwyraźniej nikt na to nie wpadł. Nie zgadzam się z opinią Komisji Bezpieczeństwa ZDM, która uznała, że przejście naziemne jest niebezpieczne. To byłoby takie samo przejście jak wszystkie inne, moim zdaniem zresztą znacznie bezpieczniejsze z pasami i sygnalizacją niż teraz, gdy ludzie przechodzą na dziko przez ogrodzenie.

Uczestnicy akcji zauważyli jeszcze jedną rzecz: na tablicach informacyjnych na peronie 6 nie ma zupełnie informacji, jak trafić do budynku dworca. I jak ma sobie z tym poradzić biedny podróżny?

Okazuje się, że bardzo często, zwłaszcza gdy nie jest silny, wysportowany i nie biega w maratonach – nie radzi sobie. Wystarczy zmiana peronu, co przecież zawsze może się zdarzyć, by słabsi czy starsi podróżni nie zdążyli na pociąg, jak to się zdarzyło jednemu z nich na oczach uczestników akcji.

Inna podróżniczka, Stefania Dziarska, specjalnie przyszła na akcje, bo ma nadzieję, że ona coś poprawi, jeśli chodzi o organizacje ruchu na dworcu.

– Ja jeszcze pamiętam, jak jedynka komfortowo tu podjeżdżała, pod same dworzec – opowiada. – A teraz? Często jeżdżę do syna, do Warszawy, muszę podróż rozkładać na dwa dni: jednego kupuję bilet, drugiego idę na pociąg, bo to przecież coś nieprawdopodobnego, jak się idzie na te perony. A już z wózkiem się dostać na peron to jest makabra! Ten dworzec jest kompletnie niefunkcjonalny, tyle metrów trzeba przejść, by się dostać choćby do informacji! Dzwoniłam w tej sprawie do PKP, ale nikt nawet nie odebrał. Przyszłam więc, bo może państwo się tym zajmiecie?

Cóż, wszyscy kandydaci jak jeden maż obiecali rozwiązanie problemu zaraz po wyborach – jeśli zostaną wybrani na najwyższe stanowisko w mieście. A by nie zapomnieli, Maciej Wudarski, który w ramach Prawa do Miasta współorganizował akcję “Przyjdź i pomóż uwolnić zebrę”, rozdał kandydatom kawałki tej zebry, żeby nie zapomnieli o przejściu dla pieszych po wyborach. Trzej kandydaci: Tomasz Lewandowski, Zygmunt Kopacz i Ryszard Grobelny zebry nie dostali, bo nie zjawili się na dworcu.