Poznaniacy lubią swoją tradycję – wielu z nich (wbrew obiegowej opinii) nadal mówi „tej”, na obiad jedzą pyry, w cukierniach często jedzą szneki, zakupy noszą w siatkach, na nosach – bryle, a 11 listopada zajadają się rogalami. Ten 11 listopada to także dzień, w którym ulica Święty Marcin zamienia się w trybuny, z których podziwiana jest barwna parada.
W tym roku także jej nie zabrakło – tuż po godzinie 13 ze skrzyżowania z ulicą Piekary wyruszył korowód prowadzony przez dwa koziołki. Za nimi zaś toczyły się niezwykłe machiny i platformy, z których przebierańcy pozdrawiali poznanianki i poznaniaków w każdym wieku. Tłumy wiwatowały, gdy środkiem ulicy przechodzili rzymscy legioniści (w różnych wariantach – zarówno historycznym jak i bardziej artystycznym), żołnierze w strojach z epoki I wojny światowej, przebierańcy, którzy swoje stroje stworzyli w ramach warsztatów (prowadzonych przez organizatorów marszu w tygodniu poprzedzającym święto), mimy (sponsorowane przez pewną znaną markę kosmetyków) czy też mażoretki, których uroda komplementowana była przez całą trasę parady.
Niemal na końcu zaś jechał konno Święty Marcin, który na scenie pod Zamkiem odebrał klucze do miasta z rąk Ryszarda Grobelnego, prezydenta Poznania. Poznaniacy zaś wiwatowali, po czym… rozeszli się po całym Świętym Marcinie, aby próbować kupić rogale świętomarcińskie i inne frykasy, sprzedawane na stoiskach rozstawionych przy tej najbardziej chyba znanej ulicy w Poznaniu.