Dorota Raczkiewicz: święta Drużyny Szpiku

Wchodząc na odział onkologiczny mam w głowie jeden wyraz, jedno pytanie: dlaczego. I zawsze zostaje ono bez odpowiedzi, bo jej po prostu nie mam. Tak Dorota Raczkiewicz, szefowa Drużyny Szpiku, opowiada o przedświątecznym spotkaniu z chorymi w klinice.

Spotkanie w klinice to czas szczególny, pełen wzruszeń, emocji, czasem nawet łez. Ale tym razem było jeszcze inaczej, bardziej emocjonalnie.
Poznałam niesamowitych ludzi i udało mi się (pewnie zabrzmi to dziwnie, ale) przeżyć adwentowe rekolekcje.

Natalia dziewczyna w wieku moich córek, czternastolatka, równie zakręcona i zwariowana, co moje laski. Do tego absolutnie „babska”, bo kiedy mieliśmy nagrywać rozmowę dla telewizji – nie obyło się bez lusterka, misternie związanej chusteczki na głowie i pytań czy jest ok. Było bardziej niż ok.

Przy łóżku Natki czuwa cierpliwy tato, z absolutną miłością i wyrozumiałością podający owe lusterko, czy chusteczkę, kontrolujący każdy gest i mimikę córki, będąc w ciągłej gotowości. A obok, przy oknie leżał Janek, również nastolatek, niby otwarty, ale i trochę zamknięty, jak to chłopcy w tym wieku, coś o tym wiem, bo i syna mam nastoletniego. Jankowi towarzyszy mama – Boże, jaka ona jest piękna, kobieca, czuła i delikatna, jak porcelanka. Także „gotowa na każde zawołanie”. Na V, czyli oddziale dzieci starszych, spotkałam i mamę Patryka, poznałyśmy się podczas szpikowych metamorfoz. Dobrze ją było zobaczyć, tylko dlaczego tu, a nie w kawiarni? Ech…

Spotkanie u maluchów to godzina emocji sięgających zenitu, gwar, rozmowy i pomimo wszystko mnóstwo dobrej energii. A na oddziale dziesiątki młodych, pięknych i oddanych rodziców. Na pierwszy rzut oka same mamy z dzieciątkami na rękach. A przed nimi bodaj najważniejsze życiowe zadanie, czuwać, służyć, trwać i pomagać. Ich życie „poszło w niepamięć”, bo jak mówią prawdziwe życie jest tu i teraz.

Mama Nikoli, przepiękna blondynka, mająca zaledwie dziewiętnaście lat, zamiast bawić się i korzystać z dobrodziejstw młodości, czuwa, i to 24 godziny na dobę. Mama Tomka ze Złotowa, kobieta, która jak mantrę powtarza, nic nie potrzebuję, no oprócz zdrowia. Mama Szymona dyżuruje całą dobę, nie narzeka, choć w marcu urodzi swoje drugie dziecko. Waleczność, to cecha, która łączy wszystkich tych rodziców.

Oddziałowe spotkania zawsze przypominają mi, jaką jestem szczęściarą, bo po tych 2 niesamowitych godzinach wracam do swojego domu, do dzieci, choć
zbuntowanych, to zdrowych. A oni zostają, nucąc „Do kołyski” – bo ta chwila może być najpiękniejszą z twoich chwil…

Tym razem wyszłam ze szpitala z jeszcze jedną myślą: cierpliwość. Bycie szpitalnym rodzicem to lekcja cierpliwości. W każdym z tych rodziców był
ocean owej cierpliwości, a mi czasem tak szybko „nerwy puszczają”. Z tego spotkania każdy „wyciąga swoje wnioski”, nie da się przejść obojętnie,
my czerpiemy od tych dzieciaków, one od nas i to jest najważniejsze.

W tym roku po kolędowaliśmy i to baaaardzo głośno, śpiewali artyści: Kasia Bujakiewicz, Kasia Wilk, Patrycja Michalczak, Liber, Mezo, Rafał Sekulak, ale i piłkarz Piotr Reiss się nie ociągał, tylko śpiewał z całych sił. W chórkach był Ryszard Grobelny, Przemysław Pacia i profesor Jacek Wachowiak, no i cały „szpikowy tabun”, a na gitarze akompaniował nam Marcin Polak. Były i paczki, w tym roku naprawdę bogate, a to dlatego, że nie brakuje ludzi o otwartych sercach.

Dziękuję wszystkim przyjaciołom z Żabki, Unilevera, Ziai, Lirenne, fabryki Mieszko, Herlitza, Hotelarni, Pekabexu, Auchan, Zakamarków, Medii Rodziny. Serdecznie dziękuję wielkopolskim szkołom i przedszkolom, które wsparły naszą zbiórkę i wszystkim, którzy zechcieli dorzucić swoją gwiazdkową cegiełkę.
Jeśli o kimś zapomniałam – przepraszam!

Mocno pozdrawiam dzieciaki i ich rodziców, kłaniam się personelowi szpitalnemu i dziękuję niezawodnym mediom. Kochani, dobrych świąt!

Dorot Raczkiewicz