Czy były wiceprezydent oszukał radnych?

Widmo Mirosława Kruszyńskiego, byłego wiceprezydenta Poznania, unosi się nad miastem – a wszystko przez… wiadukt-widmo, za który prawdopodobnie trzeba będzie zwrócić dotację ze środków europejskich. Tymczasem Lech Mergler z Prawa do Miasta przypomina, że tej sytuacji można było uniknąć.

Kto nie pamięta tej sprawy, ten musi sobie odświeżyć kilka rzeczy. Najważniejsze jest to, że już pod koniec 2010 roku radni decydowali o tym, czy przyznać pieniądze na budowę wiaduktów w ciągu ulicy Grunwaldzkiej. Wiadukt został tam zaplanowany, ponieważ miała tamtędy iść (mityczna już) III rama komunikacyjna, czyli śródmiejska, bezkolizyjna obwodnica o standardzie zbliżonym do autostrady.

Sęk w tym, że już wówczas wiadomo było, że na powstanie III ramy są bardzo małe szanse – ze względu na koszty, które szacowane są na… 9 miliardów złotych! Mimo to władze miasta się uparły, aby ulica Grunwaldzka była przygotowana na jej powstanie.

Aby jednak w miejskim budżecie znalazły się pieniądze na wiadukty w ciągu Grunwaldzkiej, zarząd miasta musiał przekonać radnych. Tym zajął się Mirosław Kruszyński, ówczesny wiceprezydent Poznania.
– Kruszyński argumentował na 3 sposoby: że trzeba zdążyć na Euro 2012 (nici, opóźnienie ponad roczne); że jak się wiaduktów nie zbuduje, to przepadnie dotacja (jest odwrotnie); że koszt piętrowych skrzyżowań jest wcale nie wyższy od jednopoziomowych (nigdzie indziej się nie potwierdza) – przypomina Lech Mergler ze stowarzyszenia Prawo do Miasta.

Mergler zaznacza również, że przy okazji dyskusji pod koniec 2010 roku członkowie ówczesnego stowarzyszenia My-Poznaniacy przedstawiali wyliczenia dla analogicznej sytuacji wiaduktu-widmo na ulicy Bukowskiej, a wykazujące duże straty dla miasta nie tylko z powodu zamrożenia kilkudziesięciu milionów złotych na co najmniej kilkanaście lat, ale też z powodu utraty wartości obiektu, kosztów konserwacji, utrzymania i amortyzacji.

Wówczas jednak – co przypomina członek PdM – urzędnicy przedstawiali radnym swoje własne wyliczenia, w których udowadniali, że koszt wiaduktów na Grunwaldzkiej (ostatecznie na skrzyżowaniu z ulicą Smoluchowskiego powstały trzy: dwa drogowe i jeden tramwajowy) jest tylko “niewiele” wyższy od kosztów normalnego skrzyżowania jednopoziomowego. Jak to możliwe?

Urzędnicy wyliczali, że w przypadku wiaduktów dostaną większe dofinansowanie z Unii Europejskiej (9,5 mln zł zamiast 4,37 mln zł), a także liczyli na większy zwrot podatku VAT. Zatem chociaż budowa wiaduktów-widmo na Grunwaldzkiej ostatecznie miała kosztować ponad 38,5 mln zł brutto, a wariant jednopoziomowy prawie 33,5 mln zł, to jednak ostateczna różnica kosztów, jakie ponieść miało miasto, miała wynosić 2,6 mln zł (20 740 000 mln zł za wiadukty wobec 18 114 100 zł za skrzyżowanie jednopoziomowe).

Czy to możliwe? Drogowcy, z którymi rozmawialiśmy, wypowiadają się jednoznacznie: jest to gigantyczne nagięcie rzeczywistości. Nie chodzi przy tym o sposób rozliczania, ale o co innego: ich  zdaniem koszt skrzyżowania jednopoziomowego byłby o wiele niższy, niż to oszacowali urzędnicy.
– No chyba, że pod skrzyżowaniem miał być bunkier – stwierdza ironicznie jeden z naszych rozmówców.

Świadczyć o tym może także coś innego: całkowity koszty przebudowy ulicy Grunwaldzkiej – wraz z wiaduktami – wyniósł… ok. 36 mln zł. Wynika z tego, że jedno tylko skrzyżowanie z niezbyt uczęszczanymi ulicami Jawornicką i Smoluchowskiego kosztować miało tyle, co przebudowa całego odcinka ulicy Grunwaldzkiej o długości 1,7 kilometra! A przecież na tym odcinku jest jeszcze kilka innych skrzyżowań…

Argumentem urzędników, mającym stać za wiaduktami było także to, że jest to przygotowanie do budowy III ramy – późniejsza rozbiórka skrzyżowania i budowa wiaduktów miała być droższa w przyszłości, niż w 2012 roku. Tylko że tego nikt nie jest w stanie stwierdzić – obecnie np. usługi drogowe wcale nie drożeją. Pomijając to, że na realizację III ramy pieniędzy nie będzie.

Niestety, na urzędnicze “papiery” dali się naciągnąć radni – przez co obecnie Poznaniowi grozi zwrot dotacji o wysokości niemal 10 mln zł. Jeszcze poprzednia ekipa rządząca pod przewodnictwem Ryszarda Grobelnego zaproponowała, że można ją uratować, poprzez budowę drogi na os. Kopernika o wartości… 180 mln zł. Droga nie jest potrzebna, ale uratuje dotację.

A były wiceprezydent Kruszyński, na którego polecenie powstało wyliczenie dla radnych? Co prawda już nie piastuje funkcji w zarządzie miasta, ale zasiadać będzie w sejmiku województwa wielkopolskiego.