Słońce, gdzie jesteś?

Oczywiście gwiazda naszego układu planetarnego nigdzie nie zniknęła, lecz tylko nieco “schowała się” za księżycem. Zjawisko to oglądały tłumy poznaniaków zgromadzonych w na terenie Obserwatorium Astronomicznego UAM w Poznaniu.

Szanowni państwo, drodzy czytelnicy i czytelniczki, mieszkańcy Poznania 9 (i nie tylko) – oto zjawisko niezwykle trudne w odbiorze. Bo choć od kilku dni wszyscy o nim wiedzą, a w trakcie jego trwania większość próbowało je dostrzec, to jednak niewielu udało się to w pełni, a jeszcze mniejszej ilości osób – w sposób bezpieczny. Mowa oczywiście o częściowym zaćmieniu słońca, które można było obserwować w stolicy Wielkopolski od godziny 9.43 do 12.03.

– To jest zjawisko przyrodnicze, w którym uczestniczą trzy, najważniejsze dla nas, ciała niebieskie, czyli ziemia, słońce i księżyc – opisuje profesor Edwin Wnuk, dyrektor Obserwatorium Astronomicznego UAM. Te ciała muszą się ustawić mniej więcej w jednej linii, żeby cień księżyca padał na ziemię. Tam, gdzie pada cień, obserwujemy całkowite zaćmienie, a wokół tego miejsca, to jest w promieniu nawet paru tysięcy kilometrów, widzimy to zjawisko jako częściowe zaćmienie. Bywa tak, że ten cień nie dociera nawet do ziemi, a stożek cienia kończy się przed ziemią, bo księżyc krąży wokół ziemi po orbicie eliptycznej i raz jest bliżej, a raz dalej.

Co ciekawe, zaćmienie jest zjawiskiem dość częstym, choć nie zawsze w danym punkcie globu można obserwować całkowitą jego wersję. Dla przykładu w Poznaniu ostatnio słońce zniknęło w ciągu dnia w 1954 roku, następnym zaś razem schowa się za księżycem w roku… 2135.

– Całkowite zaćmienie robi niesamowite wrażenie, ale tylko przyrodniczo. Może ono trwać maksymalnie 7 minut, podczas których robi się prawie zupełnie ciemno, a przyroda zaczyna na to reagować. Ptaki i inne zwierzęta zachowują się jak w nocy – tłumaczy prof. Wnuk. – Poza tym oczywiście żadnego wpływu na nasze życie to nie ma. Kiedyś, gdy nie znano powszechnie tego zjawiska, byli ludzie, którzy potrafili je przewidywać. Uczeni starożytni szybko zorientowali się w cykliczności tego zjawiska i wykorzystywali to mówiąc, że będzie nieszczęście. Straszono ludzi, a władcy nawet w to wierzyli.

Żadnych zatem plag po poznańskim, częściowym zaćmieniu, nie zanotowano, podobnie też nie nastąpił pomór bydła, nie wybuchły wojny, studnie nie wyschły, ulice nie spłynęły krwią, a przerw w dostawach prądu nie było (chyba że z innych powodów). Jest jednak coś, na co zaćmienie – a raczej samo słońce – może mieć destrukcyjny wpływ. Są to… oczy.

Dlaczego? Do obserwacji zaćmienia nie wystarczy bowiem zwykłe, ciemne szkiełko, okulary przeciwsłoneczne, płyta CD czy nawet błony magnetyczne ze starych dyskietek. Przyrządy do obserwacji tego zjawiska muszą być odpowiednio zabezpieczone – i takie właśnie zostały udostępnione osobom, które odwiedziły w piątek obserwatorium UAM.
– Jeżeli użyjemy przyrządu bez filtru, to uszkodzimy trwale oko – tłumaczy szef placówki. – Mamy tu też soczewki, którymi w ciągu kilku sekund podpalamy papier, czy nawet małe kawałki drewna, więc tym bardziej przy takiej okazji należy uważać na oczy.

Najlepszą metodą na obserwację częściowego zaćmienia, jeżeli akurat pod ręką nie ma żadnego teleskopu, jest skonstruowanie kamery otworkowej – sęk w tym, że wówczas obserwować można jedynie cień, jaki słońce i księżyc rzucają na ziemię. Co więcej, takie “urządzenie” (bardzo proste do wykonania metodami domowymi) trzeba skierować bezpośrednio na naszą gwiazdę, co czasem może sprawiać problemy. Poznaniacy, którzy z tych przyrządów korzystali przy obserwatorium UAM, musieli wiec czasem… poszukać słońca, choć w bezchmurne, piątkowe przedpołudnie, było ono znakomicie widoczne na niebie.