Jako pierwsza wystąpiła radna Halina Owsianna (SLD), członkini komisji rewizyjnej, które opisała bulwersujące ją wydarzenia, jakie miały miejsce 21 kwietnia, podczas kontroli komisji w Zarządzie Transportu Miejskiego. Jak zaznaczyła, kontrola odbywała się zgodnie z przyjętym regulaminem, w którym szczególne znacznie miał zapis, że obrady komisji są jawne, a przewodniczący może zaprosić przedstawicieli innych podmiotów. Jak się okaząłoPunkt, że jawne, dosyć istotny.
– Przyznam, że pan dyrektor Bajoński był w dość niekomfortowej sytuacji, bo w krzyżowym ogniu pytań, które zadawaliśmy – mówiła radna. – Może były one niewygodne dla dyrektora, ale z pewnością uzasadnione. Jeśli jest przekonany o swojej racji, nie musi się stresować, może po prostu odpowiadać na zadanie pytania.
Na posiedzeniu komisji pojawił się też jednak Paweł Śledziejowski, nowy dyrektor Wydziału Transportu i Zieleni, którego zachowanie bardzo zbulwersowało radną, jako że podczas trwania komisji cały czas pouczał radnych i podkreślał, że sam był członkiem komisji rewizyjnej, a nawet jej przewodniczącym.
– Przyszedł na posiedzenie z regulaminem i pytał o kompetencje radnych, o to, czy pracownicy jednostek miejskich są zobowiązani do udzielania odpowiedzi ustnie, a nie na piśmie – wyliczała radna. Czy my jako komisja rewizyjna w związku z tym mamy się spotykać we własnym gronie, kontrolowanym wysyłać pytania, a urzędnicy w odpowiedzi będą pisać kilkusetstronicowe elaboraty zamiast zajmować się pracą? Dyrektor wyraził opinię, że ta nasza praca jest nie to przyjęcia, ten sposób zadawania pytań i opuścił posiedzenie komisji.
Radna uznała, że dyrektor dużej jednostki miejskiej, w dodatku takiej, której funkcjonowanie od dawna budzi wątpliwości i było jej zdaniem gwoździem do trumny prezydenta Grobelnego, a który w dodatku nie ma wielkiego doświadczenia na obecnym stanowisku, bo objął je niespełna miesiąc wcześniej, raczej nie powinien pouczać radnych, a już na pewno nie w taki sposób.
– Chciałabym też, żeby pan dyrektor nie traktował pracowników jak nadzorca folwarku – podsumowała radna. – Bo dyrektorem czy radnym się bywa, ale człowiekiem się jest.
Radna Lidia Dudziak w swoim oświadczeniu zwróciła uwagę na kłopoty z wydaniem zgody na przejście przez ulicę Głogowską Parady Łazarskiej. Paradzie Łazarskiej.
– Organizatorzy złożyli stosowne wnioski i oczekiwali na zgodę – wyjaśniała. – Dokument jest składany tak samo jak co roku, w ZDM, trochę się zmieniła trasa, bo przez dawnym LO VIII jest plac budowy. Ale okazało się, że wniosek został przyjęty jedynie warunkowo, bo organizatorzy muszą dostarczyć dodatkowe dokumenty, między innymi projekt tymczasowej organizacji ruchu. Z uwagi na wymogi profesjonalne organizatorzy udali się do wiceprezydenta Wudarskiego, by im pomógł. On polecił firmę, ale okazało się, że koszt takiego przygotowania jest bardzo wysoki. A jeszcze trzeba to uzgodnić z policja, strażą miejską, wziąć pod uwagę Prawo o ruchu drogowym. To jest cały czas droga przez mękę! W tej chwili występuje taka obawa, że nie da się zrealizować tego projektu.
Problemem są nie tyle brakujące dokumenty czy projekty, ale ich koszt. Rada Dudziak ustaliła, że firma, która miałaby zaprojektować tymczasową organizację ruchu zgodną z prawem, wystąpiłaby tez o zgodę do Zarządu Dróg Miejskich i policji – za sam fakt wystąpienia o takie zgody chciała 2 tysiące złotych. A to nie koniec kosztów, bo przygotowanie projektu także kosztuje.
– To koszty, których nie ma w budżecie tego projektu – oburzała się radna. – Czy nowa władza nie zamierza współpracować z mieszkańcami, a rzucać w zamian kłody pod nogi? Przecież to robią wolontariusze, dla mieszkańców, nie dla siebie. jeśli tak dalej będzie, to parada się nie odbędzie. Liczymy na prezydenta, że podejmie jakieś działania, bo inaczej parada się nie odbędzie, a bez niej Dni Łazarza to już nie będzie to.
Radna Katarzyna Kretkowska przypomniała z kolei, dlaczego sejm przekazał władzę w regionach samorządom regionalnym – bo władza lokalna, jego zdaniem, miała być bardziej skuteczna w działaniu dla dobra obywatela i jego lokalnych spraw. Niestety, to sie nie zawsze sprawdza, a już na pewno w kwestii sprzątania miasta, zdaniem radnej.
– Jak to działa? Działa nie zawsze i niekoniecznie w interesie obywatela – mówiła radna.- Ja nie mogę uzyskać odpowiedzi, dlaczego straż miejska nie nakłada mandatów na ZDM. Brakuje mi tutaj w tym wszystkim spojrzenia z góry na to, co jest celem ustanowienia ZDM i straży miejskiej. Celem jest to, by w mieście było czysto!
Ale okazuje się, że w budżecie miasta są środki zarezerwowane jedynie na sprzątanie interwencyjne, wtedy, gdy mieszkańcy uporczywie zgłaszają, że jest brudno, a nie na to, by sprzątać codziennie.
– Gdybym to zauważyła podczas sesji budżetowej, to bym interweniowała, ale nie przyszło mi do głowy, że można tak robić, wysyłać ekipę dopiero wtedy, gdy ktoś zgłosi, że jest brudno, a nie regularnie sprzątać – denerwowała się radna. – Samorządom dlatego przekazano zadanie sprzątania miasta, bo one miały to robić lepiej. A tymczasem to, co się dzieje, jest antyprzykładem!
Radna zwróciła uwagę, że przecież można wykorzystać do sprzątania spółdzielnie socjalne czy więźniów, rozwiązując przy okazji inne problemy społeczne.
– To, co zrobiła grupka mieszkańców 3 maja nad Wartą, pokazało, że to jest możliwe – podsumowała. – Da się wziąć worki, szpikulce i w ciągu godziny, dwóch posprzątać duży teren. I tak to powinno być w całym mieście, że rano przychodzą panowie ze szpikulcami, zbierają papierki i o 9 rano jest czysto. Dlaczego w Poznaniu nie może się to tak odbywać? Apeluję do panów prezydentów, żebyśmy nie zapominali, że żadna ustawa sejmowa nie zwalniają nas wszystkich z korzystania ze zdrowego rozsądku i z rozstrzygania spraw w sposób najprostszy i najbardziej korzystny dla obywatela.
Radny Tomasz Kayser (PRO) w swoim oświadczeniu zwrócił uwagę na brak harmonogramu przy niektórych inwestycjach realizowanych przez miasto, co go zaniepokoiło. Jego zdaniem nie jest to dobre rozwiązanie, nawet jeśli ma się uzasadnione podejrzenia, że inwestycja się opóźni, poza tym mając konkretny termin, inaczej też pracują projektanci czy wykonawcy.
– Lepiej korygować harmonogram niż pracować bez harmonogramu – podsumował.
Natomiast radny Szymon Szynkowski vel Sęk (PiS) stwierdził, że jest głęboko zaniepokojony polityką personalną prezydenta i stojącym za nim zapleczem politycznym.
– Kibicowaliśmy i liczyliśmy na zmiany uważane za konieczne – mówił. – Ale nie sądziliśmy, że odsłoni się kurtyna i okaże się, według jakich naprawdę kryteriów są obsadzane stanowiska przez prezydenta i PO. To z zażenowaniem od kilkunastu dni obserwuje cały Poznań. Państwo zajmujecie się tylko sobą, nie sprawami mieszkańców, moglibyście nam oszczędzić wstydu.
Radny miał tu na myśli zawirowania związane z rezygnacją ze stanowiska przez wiceprezydenta Jakuba Jędrzejewskiego – radny nazwał to “żenującym spektaklem”.
– Mieliśmy nadzieję, że ten spektakl się skończył, ale okazało się, że wyrzucony z PO tego samego dnia został mianowany do rady nadzorczej MPK – mówił. – To jest zabawa, to jest cyrk za pieniądze podatników. Tak nie wolno robić, załatwiać swoje koleżeńskie interesy za pieniądze poznaniaków. My się na to nie zgadzamy. Chcemy wiedzieć, jaką skalę ma zjawisko, że obsadza się stanowiska w mieście nie według potrzeb miasta, ale potrzeb PO.
Radny zakończył swoje oświadczenie petycją do prezydenta, by w raporcie o pracach prezydenta, który jest co miesiąc prezentowany podczas sesji, zostały ujęte wszystkie zmiany, jakie wprowadził prezydent podczas 5 miesięcy rządów, jak w ciągu tych 5 miesięcy wyglądała polityka personalna, jakimi kryteriami się kierował dokonując zmian.
– Bo zmiana w zaciszu gabinetu w środę była jedną z bardziej wstydliwych dla Poznania – podsumował radny.