Lech zrobił swoje, ale gra dopiero się zacznie

Piąta minuta spotkania, po faulu na Łukaszu Trałce do rzutu wolnego podchodzi Barry Douglas. Szkot z dwudziestu metrów nie daje szans bramkarzowi FK Sarajewo. W tym momencie awans do trzeciej rundy kwalifikacyjnej był praktycznie pewny.

Od 5 minuty mecz mógł się na dobrą sprawę zakończyć. Goście, którzy po potknięciu Lecha w lidze nabrali sporo optymizmu, w ciągu 5 minut zostali jej ponownie pozbawieni. Zresztą większa część pierwszych 45 minut była bezbarwna z jednej jak i z drugiej strony. Aktywność piłkarzy ograniczała się do fauli, których w pierwszej połowie było całkiem sporo. Po stronie Lecha warte odnotowania są dwie sytuacje. Pierwsza z 22 minuty, kiedy długa wymiana futbolówki przez gospodarzy uśpiła obronę FK Sarajewo do tego stopnia, że Szymon Pawłowski miał już obsłużyć finalną piłką Hamalainena, niestety ta została przyblokowana przez Barbaricia i wylądowała w rękach bramkarza. Sześć minut później reprezentant Finlandii otrzymał odegranie od Dariusza Formelli i uderzył groźnie na bramkę gości, a piłkę z trudem obronił Senedin Ostraković. Od czasu do czasu Bośniacy próbowali szczęścia strzałami z dystansu, jednak większość z nich była niecelna, lub jak w 34 i 36 minucie, kiedy na posterunku był Jasmin Burić i pewnie wybronił strzały odpowiednio Benki i Barbaricia. Goście mogli czuć się trochę osamotnieni w pierwszej części meczu, ponieważ 300 osobowa ekipa kibiców z Sarajewa na swoich sektorach zameldowała się krótko przed gwizdkiem arbitra.

Lech niby kontrolował spotkanie i nic ze strony Bośniaków im nie groziło, ale pięknego ofensywnego futbolu również nie prezentował. Bezproduktywny na boisku był Dariusz Formella. Właściwie prawa strona z Tomkiem Kędziorą ani razu nie zagroziła poważnie rywalom.

W drugiej połowie na 2:0 mógł podwyższyć Douglas, który  był chyba najlepszym zawodnikiem meczu. Widać, że lewą nogą zawodnik z numerem 3 potrafi obsłużyć partnerów w sposób nieprawdopodobny. Właśnie 62 minucie po dłuższej wymianie długich piłek w polu karnym Ostrakovicia w końcu ta spadła pod nogi Douglasa, a ten bez zastanowienia strzelił w światło bramki, niestety piłka z linii bramkowej została zablokowana przez jednego z obrońców.  Sporo ożywienia pod koniec meczu w szeregach Lecha wniósł Gergo Lovrencsics. Węgier, dla którego był to pierwszy występ w tym sezonie, kilka razy szarpnął z prawej strony i namieszał w bloku obronnym gości.  Okazje do podwyższenia wyniku miał  trzykrotnie Thomalla. Pierwszą piłkę dostał od wchodzącego ze środka pola Jevticia ale strzelił obok słupka. Drugi raz obsłużył go wcześniej wymieniony Lovrencsics, który posłał mu piłkę na wolne pole ale tym razem to bramkarz okazał się szybszy. Trzecią okazję dostał po dośrodkowaniu Kędziory, ale po strzale głową, piłka minęła o metr słupek bramki. Na dobrą sprawę Sarajewo poważnie zagroziło tylko raz. Po wrzucie piłki z rzutu wolnego, Burić obronił nogą, strzał Benki, który i tak…  był na spalonym.

Miejmy nadzieję, że Lech specjalnie grał jak najmniejszym nakładem sił, by pełnię swoich umiejętności zaprezentować na kolejnym rywalu. Na drodze czeka przecież FC Basel, na którego obecny styl gry mistrzów Polski nie zrobi wrażenia i trzeba będzie wytoczyć przeciw nim potężniejsze działa.