Pamiętamy: 71. lat temu zlikwidowano hitlerowski obóz karno-śledczy w podpoznańskim Żabikowie

Dokładnie 19 stycznia 1945 roku rozpoczęła się likwidacja nazistowskiego obozu karno-śledczego w podpoznańskim Żabikowie połączona z ewakuacją osadzonych w nim więźniów. Dla wielu z nich okazała się ona kolejnym etapem gehenny. W przeddzień 71. rocznicy tych wydarzeń przypominamy o tym wyjątkowo dramatycznym momencie w historii naszego regionu.

Hitlerowski obóz karno-śledczy w Żabikowie (dziś Muzeum Martyrologiczne) to miejsce szczególne w historii Poznania i jego okolic. Z jednej strony zawiera w sobie pamięć o jednym z jej najbardziej dramatycznych momentów, z drugiej zaś zadaje kłam fałszywym twierdzeniom, jakoby stolica Wielkopolski i otaczające ją miejscowości miały gładko i bez większych strat przejść przez tragedię II wojny światowej.

Działał w latach 1943–1945, przewinęło się przez niego 20 tys. osób, wiele z nich zginęło. Polscy inteligenci i członkowie organizacji konspiracyjnych, jeńcy wojenni ze Związku Radzieckiego i dezerterzy z Wehrmachtu. Luksemburczycy, Holendrzy i Amerykanie. Wielonarodowa grupa więźniów, mozaika ludzkich historii, tragedii, ale i nadziei zamknięta w drewnianych barakach, otoczona drutem kolczastym pod wysokim napięciem, pilnowana przez czujnych i bezwzględnych niemieckich wachmanów.

Osadzeni w żabikowskim obozie karno-śledczym cierpieli ogromne katusze. Wykorzystywano ich do przymusowej, bezowocnej i niemającej sensu pracy na rzecz rozwoju militarnego i gospodarczego Trzeciej Rzeszy. Musieli liczyć się z tym, że śmierć czeka na nich na każdym kroku. I to śmierć brutalna, okrutna, sadystyczna. Zastrzelenie, powieszenie, otrucie, utopienie, a nawet kamieniowanie były na porządku dziennym. Bezwzględni oprawcy czaili się wszędzie.

Przełom następuje w styczniu. Rosjanie przełamują front, strażnicy SS staja się dziwnie niespokojni. Ale to jeszcze nie koniec katorgi osadzonych w Żabikowie, to dopełnienie ich gehenny. Samowola załogi obozowej osiąga apogeum. W końcu pojawia się decyzja o ewakuacji obozu. Ale to jeszcze nie koniec. To podróż do innego kręgu piekła.

Jednym z tych, którzy wyruszyli w tę podróż w styczniu 1945 r., był Jean Majerus, obywatel Luksemburga, osadzony w Żabikowie za podżeganie do buntu i odmowę wstąpienia do Wehrmachtu. Muzeum Martyrologiczne uzyskało zgodę na publikację jego wspomnień.

„Wygląda na to, że Rosjanie dotarli do Gniezna: efektem tego jest organizowana naprędce dyslokacja oddziałów (…). Należy się liczyć z ewakuacją obozu. Wszyscy czekają na rozkaz z Ritterstrasse (siedziba kierownictwa tajnej policji państwowej na tzw. Kraj Warty – przyp. red.). Około 22.00 słyszymy głośne rozmowy i kroki: mieszkańcy baraków H, I oraz L biegną na plac apelowy. Wkrótce potem przychodzi do nas osobiście komendant i informuje o ewakuacji” – tak zaczyna się jego przerażająca opowieść o ewakuacji żabikowskiego obozu.

Ewakuacja przebiegać ma dwuetapowo: rosyjscy jeńcy, Polacy z Powstania Warszawskiego oraz mieszkańcy baraku K3 idą do transportu, to znaczy, że ewakuowani będą koleją. Miejsce przeznaczenia nieznane. Wtedy to po raz ostatni widzimy naszego przyjaciela Aloysa Marxena. Komenę nad nimi przejmuje SS-Hauptscharfuhrer Heinrich. Można spodziewać się najgorszego, jeśli chodzi o los tych kolegów. Pozostała połowa więźniów obozu maszeruje w kierunku Frankfurtu nad Odrą. Jesteśmy w tej grupie. Blade twarze Jeanotta i Nicky’ego zdradzają ogromny niepokój. Szeptem mówią o leżącym w stodole stosie nagich ciał.

Jean Majerus, „Ewakuacja obozu w Żabikowie w 1945 roku. Relacja więźnia”

Rozpoczyna się likwidacja obozu. SS-mani rozpalają olbrzymi ogień, by zatrzeć ślady swojej zbrodni. „W nozdrza uderza swoisty zapach. Zapach ten niejednokrotnie dochodził będzie do nas z krematoriów w Mauthausen i Ebensee” – wspomina Jean Majerus. Oprawcy pozbywają się ich zdaniem zbędnego balastu. Mordują najsłabszych, w tym chorych Polaków z baraku chorych H1. Ci, którzy mogą, tak jak Jean Majerus, ruszają w drogę. Dla wielu z nich ostatnią.

Dzień skłania się ku zachodowi; pierwszy dzień naszego marszu śmierci; dzień pełen udręki. Przeszliśmy dzisiaj 50 km, a SS-mani wespół z kapo byli doskonałym zespołem poganiającym. Ponieważ aktualny rozkaz brzmi: „Naprzód!”, nie należy się dziwić, że duża liczba współwięźniów została po prostu zadręczona przez SS. (…) Po raz pierwszy w głosie SS słyszymy obawę i strach. Wyraża się to w tym, że przyrzekają nam wolność skoro tylko dotrzemy do Frankfurtu nad Odrą. Taka obietnica jest dobrą zachętą dla ludzi, których wola i zdolność myślenia są na tyle stłamszone, że wydają się oni wierzyć tym pustym słowom. Złoszczą się nawet na więźniarki, którym jest zupełnie obojętne, czy będą wolne dzień wcześniej, czy później. Dzięki takim zabiegom staje się możliwe wyśrubowanie naszego dziennego przemarszu do ok. 50 km kosztem więźniów, którzy są zbyt słabi, aby nadążyć. Kilku Polaków podejmuje także próbę ucieczki: przypłacają to życiem.

Jean Majerus, „Ewakuacja obozu w Żabikowie w 1945 roku. Relacja więźnia”

Marsz trwa dalej. Otępiali, głodni i skrajnie zmęczeni więźniowie coraz wolniej wloką obolałe stopy po ośnieżonych ulicach. Mówią mało, gospodarnie starają się dysponować resztkami sił. Niektórzy w akcie desperacji jedzą śnieg, nie wiedząc, że z każdą jego garścią zmniejsza się prawdopodobieństwo przetrwania. Marsz trwa dalej. W końcu przed oczami więźniów ukazuje się otulony śniegiem Frankfurt. Ale to nie koniec drogi. Jeden z SS-manów oznajmia: „Naszym celem jest Sachsenhausen.” Marsz trwa dalej.

Zostajemy sprowadzeni na ziemię; Sachsenhausen leży przecież koło Berlina. Takiej trasy żaden z nas nie przetrzyma. Takie są nasze myśli: wierzymy jednak w Boga. Ten nas z pewnością nie opuści. Przed zaśnięciem kierujemy do niego modlitwę.

Jean Majerus, „Ewakuacja obozu w Żabikowie w 1945 roku. Relacja więźnia”

Byli już więźniowie po długim i wyczerpującym marszu wreszcie docierają do Sachsenhasen. Nie zabawią tam jednak długo. Wkrótce trafią do obozu koncentracyjnego KL Mauthausen. Tam 5 maja 1945 r. wraz z amerykańskim patrolem dowodzonym przez sierżanta Alberta J. Kosieka przyjdzie oswobodzenie. Ale to już zupełnie inna historia.