W ciąży na bruk?

O czyścicielach kamienic w Poznaniu wciąż jest głośno, a powiedziano już niemal wszystko – mimo to wciąż zdarzają się sytuacje, które ciężko zrozumieć. Tym razem do konfliktu na linii właściciel-najemca doszło w jednym z bloków na osiedlu Piastowskim.

Ten poniedziałek dla Marty Wachowskiej-Wasyłyk nie zapowiadał się tak źle. Wystarczyło jednak, aby wyszła z mieszkania na 10 minut, a już w lokalu przez nią zajmowanym pojawił się… właściciel. Czy wszedł normalnie? Nie – rozwiercił zamki, a będącej w 7. miesiącu ciąży pani Marty nie chciał wpuścić do środka.

Najpierw zareagowali sąsiedzi, którzy – myśląc, że ktoś się włamuje – zawiadomili policję. Dzięki temu pani Marta zdążyła wrócić do mieszkania i zawiadomić przedstawicieli Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Ci zaś przyjechali na miejsce tuż po odjeździe policji, po czym zabrali się do „przywracania stanu posiadania”.

– Właściciel naruszył stan posiadania lokatorki mieszkania, od nas uzyskał informację na temat tego, co zrobił – relacjonowała Katarzyna Czarnota z WSL. – Lokatorka jest kobietą w ciąży, on próbował ją wyrzucić siłą z mieszkania, które pani Marta zajmuje. Obowiązuje ustawa o ochronie lokatorów, nikt bez wyroku eksmisyjnego nie ma prawa żadnymi metodami wyrzucić lokatorki z zajmowanego lokalu.

Właściciel twierdzi jedno…

Eksmisji może dokonać tylko komornik, ale nawet on nie może tego robić zimą, jeżeli jest przeprowadzana eksmisja „na bruk”, a do tego chciał doprowadzić właściciel mieszkania na osiedlu Piastowskim. Właściciel początkowo nie chciał tłumaczyć się dziennikarzom ze swoich czynów, twierdził, że nie chciał nikogo eksmitować, a jedynie dostać się do pustego mieszkania. Mimo to miał przy sobie pokaźny zapas dużych worków na śmieci. Dopiero po jakimś czasie dał się namówić na krótką wypowiedź.

– Lokatorzy mieli wypowiedzenie do listopada, od tego czasu nie płacą czynszu – twierdził Mariusz M. – Nie wiedziałem, że są tam rzeczy lokatorów, sądziłem, że wyprowadzili się w listopadzie.

– Przed sylwestrem też pan chciał wymienić zamki, ale nie przewidział, że będzie mąż, który panu nawet zdjęcie zrobił – oponowała Anastazja Molga, kolejna przedstawicielka WSL. – Pełno jest SMS-ów do pana, pan na listy nie odpowiada, na telefony też nie. Dlaczego pan kłamie?

Dlaczego właściciel postanowił rozwiercić zamki, choć przy zdawaniu mieszkania powinien otrzymać klucze, dlaczego nie chciał wydać rzeczy kobiecie, tylko je wynieść w workach – nie odpowiadał. Wątpliwości zresztą jest znacznie więcej.

…ale lokatorzy mają dowody

Pani Marta tłumaczy: wraz z mężem wynajęli mieszkanie w kiepskim stanie, w zamian za remont przeprowadzony z własnych środków poprzednia właścicielka ustaliła z nimi preferencyjną stawkę czynszu i długoterminowy najem. Potem jednak mieszkanie sprzedała.
– Nie mamy żadnych długów, nie mamy zaległości. Mamy dowody wpłat czynszu, ale właściciel nie chce ich widzieć. Nie kontaktuje się z nami. Mamy umowę podpisaną do końca września 2018 roku. Wszystko, co jest w mieszkaniu, należy do nas – opowiada Marta Wachowska-Wasyłyk, trzymając w rękach pokaźną teczkę z dokumentami. – Wynajęliśmy mieszkanie w 2013 roku, w czerwcu 2015 roku właścicielka sprzedała mieszkanie temu panu, który tutaj nas nie chce. Robi wiele różnych rzeczy, żeby nas wyrzucić, próbował zamki wymienić 2 tygodnie temu, ale zastał w mieszkaniu mojego męża. Wysyłał nam wypowiedzenia umowy, ale były one bezprawne. Dawał nam 10 dni na wyprowadzenie się z mieszkania. Staramy się mieszkać w miarę godnie z mężem i dwiema córkami, od pół roku nie mamy prądu, bo właściciel rozwiązał umowę. Nie wolno nam gazu używać, ponieważ umowa z gazownią jest zerwana.

Pani Marta zaznacza, że w sądzie już od pół roku jest sprawa przeciwko właścicielowi, jednak długo nic się z nią nie działo. Dopiero na początku stycznia sąd wysłał „jakieś” pismo – nie wiadomo jakie, ponieważ jeszcze nie doszło do państwa Wasyłyk.

Po przyjeździe mediów i WSL na miejsce wróciła też policja – okazało się, że sytuacja jest funkcjonariuszom znana. Dzielnicowy przybyły na miejsce dziwił się krokom podjętym przez Mariusza M. Funkcjonariusz przypominał mu, że został już wcześniej poinstruowany, w jaki sposób dochodzić swoich praw. Przypomniał też, że właściciel zapowiadał konsultacje z prawnikiem, aby podjąć się działań zgodnych z prawem.

Działania policji ograniczyły się do spisania osób uczestniczących w zdarzeniu. Dla właściciela jednak konsekwencje mogą być znacznie poważniejsze.