Co kręci poznaniaków? Sprawdzamy w sex shopach

– Nikt już na partyzanta nie kupuje kulek analnych. „Wsadź, kochanie, na pewno ci się spodoba” – o zachowaniach poznaniaków opowiada ekspedientka sex shopu. Przed walentynkami przychodzą do sklepów erotycznych chętniej – ale jakie gadżety wybierają?

Niepozorny szyld, wąska wystawa. I 200 metrów kwadratowych zabawek erotycznych.
– Rozmiarem sklepu zaskoczeni są wszyscy – mówi Natalia, ekspedientka Venus, sex shopu przy ul. Półwiejskiej. Stoi przy wejściu, na tle ściany zastawionej bielizną. – A przed walentynkami mamy nawet sto klientów dziennie.
Kiedyś do Venus przychodzili tylko mężczyźni i to oni rozpisywali scenariusze łóżkowych rozgrywek. Teraz jest inaczej. Bardziej demokratycznie.
– Nikt już na partyzanta nie kupuje kulek ani korków analnych. „Wsadź, kochanie, na pewno ci się spodoba” – śmieje się Dorota, druga pracownica. – Zagląda tak samo wiele kobiet, jak i mężczyzn. Dziewczyny często w grupie, wymieniają się doświadczeniami – „a z moim wibratorem to było tak…”

Zmiany przyszły wraz z odsłonięciem wystawy sklepowej, odkąd z deptaka można zobaczyć wnętrze lokalu. Jest jaśniej, mniej anonimowo.
– Kukali do października – wspomina Dorota. – Otwierali drzwi, wkładali głowy i wycofywali się bez słowa. Byli chyba rozczarowani, jak jesteśmy ubrane. Albo, że w ogóle.
Niektórzy mieli w przeszłości nadzieję, że działalność handlowa jest w Venus połączona z peep-show, rozbieranym tańcem podglądanym przez małe okienko – „dziurkę od klucza”. Teraz 50-latkowie zmienili nastawienie i na ul. Półwiejską przychodzą, ale po płyty DVD – popularne nawet w erze darmowych filmów pornograficznych. Legalnych nagrań szukają koneserzy gatunku. I osoby wymagające od erotyki więcej.
– Poszczególni szukają dzieł konkretnych reżyserów, czasem już nieżyjących. Dobrze sprzedają się też filmy z lat 90., klasyczne niemieckie porno – tłumaczy Dorota. – Przychodzą również panowie szukający czegoś brutalnego. Przemocy. A to ciężko znaleźć na RedTubie.

Do przemocy, konsensualnej, służą oferowane przez Venus zabawki: pejcze, kajdanki, maski do zakrycia oczu. Ale też kable elektryczne. Majtki rażące prądem.
– Elektrostymulacja jest ostatnio na topie – opowiada Dorota. Przykładowo, zestaw za 313 zł zawiera analogowy stymulator elektryczny, cztery samoprzylepne elektrody, dwa kable elektryczne. Wszystko w czarnym, eleganckim kuferku. – Dobrze sprzedają się też korpusiki.
Ekspedientka wskazuje na nagi kobiecy tułów, bez kończyn i głowy. Chociaż damskie korpusy mężczyźni kupują głównie dla siebie, jeden klient sprezentował egzemplarz swojej partnerce. Bez zdrady urzeczywistnił marzenie o trójkącie.
– Korpusy męskie schodzą jak na pniu – opowiada Natalia. Nie wie, kim są kupcy. Akurat ten produkt zamawiany jest głównie przez internet. – Wydawało mi się, że w erze internetu zakupów dokonuje się tylko w cyberprzestrzeni. A jednak klienci lubią przyjść, dotknąć. Sprawdzić moc wibratora.

Przychodzą po szczotki do włosów, wychodzą z wibratorami

– Szukam wibratora, na 18-nastkę – mówi potencjalna klientka Bossy, sklepu erotycznego na ul. Ratajczaka. Monika Zamorska, właścicielka stojąca tego dnia za ladą, pyta o przedział cenowy. Bo wibrator można kupić i za 80, i za 600 zł. – Myślę o czymś poniżej stu złotych – odpowiada kobieta.
Cena zależy przede wszystkim nie od ilości, a rodzaju funkcji – wibrator za pół tysiąca zł to wykonany z silikonu medycznego pulsator. Potencjalna klientka nie kupuje ani Ferrari wśród wibratorów, ani żadnego innego. Z Bossy wychodzi z niczym.
– Naszym celem nie jest nachalny marketing – opowiada Zamorska. – Wolimy doradzać, odpowiadać na pytania. Chcemy, żeby ktoś dobrze przemyślał zakup. Stawiamy na stałych klientów.
Zapędy edukacyjne Zamorskiej idą dalej. Prowadzi blog z poradami łóżkowymi, pragnie również podjąć współpracę z Rak’n’Roll, fundacją nastawioną na zmianą podejścia do raka. Bo miasto z tak prężnie działającym Centrum Onkologii zasługuje na serię wykładów z kancersutry, sztuki miłości w chorobie nowotworowej.
– Nie ma też społecznego przyzwolenia na prowadzenie aktywnego życie seksualnego przez ludzi z porażeniem mózgowym, przez umysłowo niepełnosprawnych – zaznacza Zamorska. – A przecież potrzeby mają. A frustracja z ich niezaspokojenia narasta.

Poznaniacy wychodzą z Bossy z różnymi informacjami. 60-letni mężczyzna usłyszał, że Zamorska nie sprzedaje viagry. Ale pompki do penisa – jak najbardziej.
– Nazwa sklepu i witryna często zmylają przechodniów – opowiada właścicielka. – Czasem panie przychodzą po szczotkę do włosów, a wychodzą z wibratorem.
Przed walentynkami poznaniacy stawiają na sprawdzone zabawki – i mężczyźni, i kobiety kupują masturbatory, najczęściej dla swoich drugich połówek. Królują masażery damskich okolic intymnych i zabawki w kształcie jajka dla panów.
– BDSM jeszcze do końca nie wyszło z szafy. My oferujemy standardowe sprzęty, dla początkujących. Zainteresowanie konkretnym fetyszem i tak będą szukać zabawek w internecie, głównie za granicą.

Na hardkorze

Zdradzać tajemnic alkowy nie chcieli pracownicy sex shopu na ul. Szymańskiego. A na drugim końcu deptaka, przed Starym Borwarem, opowieść o klientach kończy Dorota. Wskazując na 25-centymetrowe szpilki za 600 zł, wspomina stałą klientkę:
– Najlepsze jest, że nie pakujemy butów do pudełka, pani nie zakłada ich po powrocie do domu. O nie, przebiera buty już w sklepie – i wychodzi w nich na deptak. Pięknie, pewnie. Na pełnym hardkorze.