Kolejni agresywni policjanci z Poznania?

20-letni student miał stać się ofiarą policyjnej przemocy w Poznaniu po tym, jak… zwrócił policjantom uwagę. Sprawę opisuje Stowarzyszenie Prawo na Drodze, które dodatkowo zarzuca policjantom – a w szczególności Andrzejowi Borowiakowi, rzecznikowi wielkopolskiej policji – kłamstwo.

Sprawę obszernie opisuje na swojej stronie internetowej Stowarzyszenie Prawo na Drodze. Całe zajście miało miejsce 25 marca ok. godziny 11.40, nieopodal Poznań City Center. Bartosz Łabędzki, 20-letni student, miał zauważyć na ulicy Magazynowej nieprawidłowo zaparkowany radiowóz. Według relacji chłopaka, który tamtędy przejeżdżał, zwolnił on i zwrócił funkcjonariuszom uwagę. Wtedy się zaczęło…

„Odjechałem i udałem się w kierunku galerii handlowej City Center. Po chwili w lusterku zobaczyłem niebieskie sygnały radiowozu. Zatrzymałem się” – opisuje swoje zatrzymanie student na stronie Stowarzyszenia Prawo na Drodze, którego zresztą jest członkiem. Na dowód zamieszcza na stronie także film z zatrzymania, na którym wyraźnie słychać policjanta, proszącego o „prawko, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie”, a na końcu uzupełniającego swój wywód o informację, że jest z komendy wojewódzkiej policji (jednak swojego imienia, nazwiska i stopnia nie podaje). Co więcej, policja zatrzymuje studenta w miejscu blokującym wjazd na parking do Poznań City Center. Policjant każe także wyłączyć osobie legitymowanej nagrywanie w telefonie, choć funkcjonariusze nie mają do tego prawa.

Do tej pory rozmowa nie przebiega w zbyt miłej atmosferze – a potem jest tylko gorzej. Na filmie słychać, że policjant wyraźnie się irytuje z powodu nagrywania i każe wykonywać polecenia, mówiąc „to, co ja panu poleciłem”, „słyszał pan”, „to, o co poprosiłem”. Samych poleceń nie powtarza. Grozi też, że wyciągnie kierowcę z samochodu, zastosuje chwyty obezwładniające i założy kajdanki. Kierowca wysiada, po czym słychać jego krzyki i prośby, aby policjanci go nie szarpali i nie deptali. W tym momencie relacja z kamery w samochodzie zatrzymanego studenta się urywa, ale on sam opisuje dokładnie całe zajście.

„Następnie zostałem brutalnie wciągnięty do radiowozu i rzucony na podłogę. Spadając poczułem bolesne uderzenie o siedzenie, a następnie o ścianę. Jeden z oprawców  chwycił mnie za kurtkę i dusił trzymając za szyję oraz podnosił aż do dachu samochodu” – relacjonuje 20-letni student.

Według jego opisu w radiowozie został on jeszcze zwyzywany od debili i gówniarzy, a jeden z policjantów miał nawet powiedzieć, że chłopak ma się cieszyć, iż funkcjonariusz nie wyciągnął „giwery” i go nie zastrzelił. Policjanci mieli też skasować nagranie z telefonu komórkowego zatrzymanego, choć to akurat – co może być niespodzianką dla mundurowych – jest do odzyskania. Tuż po policyjnej „interwencji” student został zbadany w szpitalu. Efekt zatrzymania? Stłuczenia nadgarstka, barku, otarcia naskórka, bóle pleców i głowy.

Sprawę opisał Głos Wielkopolski, który przytoczył też odpowiedź Andrzeja Borowiaka, rzecznika prasowego wielkopolskiej policji. W jego relacji to student jest winny, a policjanci zachowywali się prawidłowo. To nie spodobało się innym członkom stowarzyszenia, którzy nazywają Borowiaka „ministrem propagandy” oraz „zwykłym kłamcą i stronnikiem bandytów”.
– Policjanci wciągnęli Bartosza do pojazdu w celu dokonania pobicia już po otrzymaniu wszystkich dokumentów – piszą członkowie stowarzyszenia na swojej stronie. – Perfidne jest to, że Borowiak łże za nasze publiczne pieniądze. Niemałe pieniądze.

Jaka jest prawda – zbada to prokuratura, do której sprawa została przekazana. Wiadomo jednak, że to nie byłby pierwszy taki „wybryk” poznańskich policjantów. W sierpniu 2013 roku pobity przez policjantów został Artur Zakrzewski, dziennikarz TVN, właśnie za zwrócenie uwagi policjantom. Rok wcześniej policjanci mieli pobić 17-latka, ponieważ podejrzewali, że jest dilerem narkotykowym.