O swoje walczyli w Poznaniu. Demonstracja górników na Dąbrowskiego

Przyjechali do Poznania, bo boją się o swoją przyszłość. Górnicy z Kopalni Węgla Brunatnego „Konin” protestowali pod Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, gdzie w 8 września odbyła się rozprawa administracyjna w sprawie budowy odkrywki Ościsłowo. „Chcemy pracować, nie manifestować” – skandowali uczestnicy demonstracji, próbując zwrócić uwagę na swoje problemy.

– Jako elektrownia odbieramy odbieramy węgiel z kopalni, w której swego czasu też pracowałem. Nasza racja bytu to węgiel – mówi nam pan Dariusz, pracownik Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin.

Miejsce pracy pana Dariusza bezpośrednio związane jest z przyszłością konińskiej kopalni. Ta jest niepewna. Wszystko przez problemy z wyłączeniem z produkcji rolnej gruntów przewidzianych pod odkrywkę Ościsłowo. Jeśli zgoda na to nie zostanie wydana, dalsze funkcjonowanie kopalni stanie pod znakiem zapytania.

– To będzie powolna agonia, kwestia kilku lat – twierdzi pan Dariusz. – Jeżeli do tego dojdzie, cały region stanie. W tej chwili grupa kapitałowa powstała z połączenia kopalni i elektrowni zatrudnia ponad 8 tys. osób m.in. z gmin Konin, Kazimierz Biskupi, Kleczew. Innych wariantów pracy za bardzo nie ma.

W momencie, kiedy rozmawiamy z panem Dariuszem, w siedzibie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska przy ul. Dąbrowskiego trwa otwarta rozprawa administracyjna w sprawie budowy odkrywki Ościsłowo, będąca bezpośrednim powodem wizyty górników w stolicy Wielkopolski. Uczestniczą w niej przedstawiciele związków zawodowych. Pozostali zainteresowani, tacy jak pan Dariusz, czekają przed budynkiem, skandując wymowne hasła i trzymając w rękach jednoznaczne transparenty. Wśród nich jeden z napisem: „Nie zabierajcie naszym dzieciom chleba naszego powszedniego!”.

Sprawa ma jednak drugie dno. Bo jakkolwiek kopalnia to źródło dochodu dla wielu mieszkańców gmin sąsiadujących z Koninem, to także poważne zagrożenie dla środowiska. Uwagę na to zwracają środowiska ekologiczne. Tym razem jednak ekolodzy ustąpili pola górnikom, rezygnując z organizowania kontrmanifestacji. Choć kilku z nich pojawiło się pod siedzibą Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, żaden z nich przed rozprawą nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.

Z pytaniem, na ile druzgocące w skutkach dla środowiska byłaby budowa odkrywki Ościsłowo, zwróciliśmy się do Marka Marszlaka, jednego ze związkowców.

– My rekultywujemy całe tereny pogórnicze – zapewnia nas pan Marek. – Sadzimy lasy, powstają piękne jeziora, powstają też nowe gleby. A poza tym mam jedno pytanie: czy ci wszyscy pseudoekolodzy zadają sobie pytanie sobie sprawę, kto zrekultywuje tereny po odkrywkach po upadku kopalni? Nikt tego nie zrobi.

Podobnego zdania jest pan Dariusz, nasz kolejny rozmówca, pracownik kopalni mieszkający w gminie Kleczew.

– Jeżeli chcemy postępu, degradacja jest nieunikniona – zauważa pan Dariusz. – Budując drogi, rozbudowując miasta, potrzebujemy energii elektrycznej, a najtańsza energia w naszym kraju pochodzi z naszych źródeł, czyli z węgla brunatnego. Dlaczego mamy z niego nie korzystać?

– Kopalnia przywraca te wszystkie tereny, przywraca je środowisku, oddaje mieszkańcom – kontynuuje pan Dariusz. – W gminie Kleczew, gdzie mieszkam, w gminie, która praktycznie okopana jest dookoła, kopalnia pozostawia te tereny zagospodarowane lub przynajmniej przygotowane do zagospodarowania. Przykładem jest kleczewska Malta, kompleks wybudowany za unijne pieniądze, gdzie powstało jezioro, parki, place zabaw dla dzieci, boiska i park linowy. Jest też górka kleczewska, która tylko czeka na to, żeby pojawił się inwestor i jakoś to zagospodarował.

Póki co myśli górników z zagłębia konińskiego zaprząta kwestia wydania zgody na budowę odkrywki Ościsłowo. Ta, jak podkreślają górnicy, musi zostać wydana w ciągu najbliższych miesięcy. W przeciwnym razie kopalnia szybko może złapać zadyszkę, co niewykluczone, że skończy się zwolnieniami. Pracownicy kopalni i związkowcy za wszelką cenę chcę temu zapobiec. Podobne protesty do czwartkowego mogę więc się powtórzyć. I to nie raz.