Poznańska Maracana, czyli jak poznańscy kibice oglądali mecze Lecha z… drzew

Mecze Lecha Poznań przyciągają kilkadziesiąt tysięcy kibiców na INEA Stadion. Poznaniacy od małego słyszą, że na mecze chodzi się “na Bułgarską”. Kiedyś jednak, największe święta piłkarskie miały miejsce w zupełnie innym miejscu – na poznańskim Dębcu, gdzie znajodwała się “poznańska Maracana”, którą wybudowano… między torami kolejowymi.

Lech Poznań został założony w 1922 roku i niedawno świętował 95-lecie swojego istnienia. Choć początkowo mecze rozgrywał na boisku, którym był kawałek pola przy ul. Grzybowej, wiadomym było, że klub potrzebuje stadionu. Pod pretekstem organizacji III Igrzysk Sportowych Kolejarzy w Poznaniu w 1934 roku rozpoczęto budowę stadionu na Dębcu – na trójkątnej dziełce pomiędzy torami kolejowymi prowadzącymi na Wrocław i Ostrów Wielkopolski.

Poznań otrzymał bardzo niską dotację, dlatego obiekt powstawał dzięki kolejrzom pracującym w czynie społecznym. Dzięki położeniu, potrzebne materiały dowożone były lokomotywami. W ten sposób powstał pierwszy stadion Lecha – z drewnianą trybuną, która mogła pomieścić ok. 1200 widzów oraz trybunami ziemnymi i czterotorową bieżnią.

Pierwszy mecz na dębieckim stadionie został rozegrany 23 września 1934 roku z Wartą Poznań. Lech występował wówczas pod nazwą Klub Sportowy Kolejowego Przysposobienia Wojskowego i wygrał to spotkanie 4:0. Pierwszym, historycznym zawodnikiem, który strzelił gola na nowym obiekcie był Edmund Słomiak.

W czasie II wojny światowej, Lech (podobnie jak inne poznańskie kluby) grał przy Arenie, jednak po jej zakończeniu wrócił na Dębiec. 27 sierpnia 1950 roku został pobity rekord bramek strzelonych na tym obiekcie – Kolejowy Klub Sportowy wygrał 11:1 z drużyną Szombierki Bytom.

Przez lata obiekt przebudowywano. Zrezygnowano z bieżni, dzięki czemu mecze mogło oglądać aż 22 tysiące widzów, a trybuny były bardzo blisko płyty boiska. Powstały betonowe kasy biletowe oraz szatnia, którą zbudowali sami piłkarze po treningach. Dodatkowo, obok powstały dwa boiska treningowe.

Trybuna od strony hali Cegielskiego była niższa od pozostałych ze względu na nasyp kolejowy. To stamtąd mecze oglądali SOKiści i tamtędy część kibiców próbowała dostać się na stadion za darmo, przebiegając przez tory. Wielu miłośników futbolu oglądało mecze z… drzew. Wysokie topole zachęcały do wejścia do tego stopnia, że podczas meczów spiker musiał apelować o zejście z drzew, ponieważ w każdej chwili mogą się złamać. Chętni, głównie pracownicy “Ceglorza”, oglądali mecze z dachów budynków należących do Zakładów Cegielskiego.

W 1955 roku poznańska drużyna rozegrała mecz z Lokomotivem Sofia. Ze względu na późną porę spotkania, zdecydowano się zastosować elektryczne oświetlenie – na słupach ustawiono lampy. Był to pierwszy w Wielkopolsce mecz przy sztucznym świetle, które na dodatek okazało się całkowicie nieskuteczne – na murawie było ciemno. W 1958 roku padł rekord frekwencji na dębieckim stadionie podczas meczu ze Śląskiem Wrocław – na stadionie pojawiło się aż 26 tysięcy kibiców, choć oficjalnie powinno się tam zmieścić kilka tysięcy mniej ludzi. Stadion nazywano “poznańską Maracaną” w nawiązaniu do słynnego stadionu w Rio de Janerio.

Gdy w mieście zapanowało “szaleństwo Lecha”, postanowiono przenieść jego mecze na Stadion 28 Lipca, na którym zwykle grała Warta Poznań. Jednocześnie, w 1968 roku rozpoczęto budowę stadionu przy ul. Bułgarskiej, który ostatecznie otwarto w 1980 roku. Ostatni mecz na stadionie na Dębcu rozegrano w listopadzie 1996 roku, czyli 16 lat po przenosinach na Bułgarską. Wynikało to z decyzji wojewody, który po chuligańskim wybrykach kibiców po meczu z warszawską Legią zdecydował się zamknąć stadion, a mecz Lecha ze Stomilem Olsztyn został przeniesiony na Dębiec, gdzie oficjalnie był rozegrany bez widzów, jednak wielu chętnych oglądało go z… dachów Zakładów Cegielskiego – jak za “starych, dobrych czasów”.

Obecnie betonowe kasy biletowe zostały wyburzone, a w tym miejscu znajduje się parking jednej z firm. Sam teren stadionu nazywany jest obecnie “dżunglą”, jednak wśród zarośli i krzewów można jeszcze odnaleźć fragmenty trybun i dostrzec płytę boiska.

___

Artykuł powstał na podstawie książki Filipa Czekały “Historie warte Poznania. Od PeWuki i Baltony do kapitana Wrony”