O człowieku, który chciał być królem, czyli historia Mikołaja Rychlika

Ojciec aglomeracji poznańskiej? Jagiellonowie mieli wielki sentyment do Poznania. Władysław Jagiełło odwiedził miasto ponad trzydzieści razy, ufundował tu kościół Bożego Ciała i nadał miastu szereg przywilejów. Jego syn, choć nigdy w mieście nie był, okazał się jeszcze hojniejszy od ojca. Krótko przed swą śmiercią w polach Warny, Władysław III nadał miastu szereg przywilejów, przyczyniając się […]

Ojciec aglomeracji poznańskiej?

Jagiellonowie mieli wielki sentyment do Poznania. Władysław Jagiełło odwiedził miasto ponad trzydzieści razy, ufundował tu kościół Bożego Ciała i nadał miastu szereg przywilejów. Jego syn, choć nigdy w mieście nie był, okazał się jeszcze hojniejszy od ojca. Krótko przed swą śmiercią w polach Warny, Władysław III nadał miastu szereg przywilejów, przyczyniając się do jego rozwoju i pomyślności. Kolejny władcy z dynastii jagiellońskiej także dbali o rozwój Poznania. Wróćmy jednak do Władysława Warneńczyka. 

Pierworodny syn Jagiełły, zapewne dzięki wielkopolskiemu rycerstwu towarzyszącemu królowi na wyprawie przeciw Turkom, obdarzył Poznań przywilejami, o których inne miasta mogły tylko pomarzyć. Król nadał prawa miejskie Ostrówkowi i Chwaliszewowi oraz zezwolił na zabudowę Grobli, dzięki czemu powstała aglomeracja poznańska, która przetrwał praktycznie do rozbiorów. Aglomeracja składała się z właściwego Poznania, miast satelickich: Chwaliszewa, Śródki i Ostrówka, dalej siedziby biskupa i kapituły katedralnej na Ostrowie Tumskim oraz wsi podmiejskich. Warneńczyk spłacił też wszystkie długi ojca wobec Poznania, założył cegielnię zamkową z przeznaczeniem na rozbudowę murów miejskich i zabronił starostom wielkopolskim ściągania opłat targowych. Ponadto zatwierdził drogi handlowe do Warszawy i Gdańska, potwierdził zwolnienie mieszczan z opłat celnych i nadał, wprawdzie tylko honorowe ale jednak cenione, prawo miasta do pieczętowania dokumentów czerwonym woskiem. Ponadto zabronił biskupom poznańskim posługiwania się karami kościelnymi w sporach z miastem o rzekę Wartę oraz nadał ławnikom i starszym cechowym prawo samodzielnego wyboru rajców. Rozkwit stolicy Wielkopolski w XV i XVI wieku to po części zasługa Warneńczyka. Nic więc dziwnego, że kochano go w Poznaniu i zapewne na wieść o śmierci króla, mieszczanie zapłakali rzewnymi łzami. 

Czy król zginął pod Warną?

Węgry, zagrożone przez Turków, rozpaczliwie szukały sojuszników. Młody Władysław wydawał się idealnym kandydatem. Został więc wybrany na króla Węgier w 1440 r. Zanim jednak włożono mu na skronie koronę św. Stefana, musiał jeszcze przez dwa lata o nią walczyć z wdową po poprzednim królu Albrechcie II Habsburgu i jej pogrobowym synem, również Władysławem. Dopiero w 1442 r. strony zawarły porozumienie i Władysław III mógł ruszyć przeciw Turkom. Faktycznie siłami zbrojnymi Węgier i ich sojuszników dowodził wybitny wódz Jan Hunyady. Kampania roku 1443 r. zwana „długim marszem” zakończyła się błyskotliwym zwycięstwem strony chrześcijańskiej. W czerwcu 1444 r. zawarto korzystny dla Węgier dziesięcioletni rozejm z Turcją. Jednakże Władysław, za namową legata papieskiego Giuliano Cesariniego, który obiecał pomoc z Zachodu, a wbrew radom rycerstwa, postanowił zerwać rozejm, mimo że Turcy wypełniali jego warunki. 10 listopada 1444 r. doszło do bitwy pod Warną, która zakończyła się sromotną klęską koalicji chrześcijańskiej i śmiercią króla. Jego odciętą głowę, zakonserwowaną w miodzie, wysłano ponoć sułtanowi. Czy jednak Władysław faktycznie zginął pod Warną? Cóż, jego ciała nie odnaleziono na polu bitwy, a po Europie zaczęły krążyć legendy o tym, że król przeżył bitwę i gdzieś się ukrywa. 

Jedni powiadali, że Władysław zamieszkał w klasztorze św. Katarzyny na Synaju, inni mieli go widzieć w Konstantynopolu, Rzymie lub w Hiszpanii. Najbardziej interesująca legenda wiązała króla z portugalską Maderą. Miał on tam przebywać jako Henrique Alemao (Henryk Niemiec). Ponoć poślubił miejscową szlachciankę, a owocem tego małżeństwa był… Krzysztof Kolumb. Pojawiali się nawet ludzie podający się za króla. Kilku z nich zjawiło się także w Poznaniu. 

Samozwańcy w Poznaniu

Już kilka lat po śmierci króla, pojawił się w Wielkopolsce tajemniczy przybysz, który podawał się na cudowanie ocalonego króla, a nawet udało mu się przekonać do siebie kilku wielkopolskich rycerzy. Wkrótce jednak, w 1451 r., samozwaniec został zdemaskowany. Okazał się nim niejaki Jan z Wilczyny koło Ryczywołu. Osobnik był raczej niezrównoważony psychicznie, bowiem wcześniej podawał się już za innych książąt i królów, a nawet za rycerzy króla Artura. Nie znamy jego dalszych losów. Prawdopodobnie został skazany na śmierć przez wojewodę poznańskiego Łukasza Górkę. 

Z kolejnym samozwańcem sprawa okazała się bardziej skomplikowana. Pojawił się on w Poznaniu ok. 1459 r., a więc piętnaście lat po bitwie. Podawał on wiele prawdziwych informacji dotyczących otoczenia króla i rycerstwa biorącego udział w wyprawie przeciw Turkom. Minęło już piętnaście lat od bitwy, więc trudno było jednoznacznie orzec, czy to król, czy też nie. Łukasz Górka nie uwierzył mu, ale też nie odważył się go ściąć, ani nawet uwięzić. Przezornie postanowił wysłać go na dwór królowej Zofii (Sonki) Holszańskiej, matki Władysława, a wdowy po Jagielle. Ta jednak nie rozpoznała w nim syna. Drobiazgowe śledztwo wykazało, że owym człowiekiem był szlachcic z przemyskiego Mikołaj Rychlik z Krukienic. Był on dworzaninem Władysława i uczestnikiem wyprawy warneńskiej, w czasie której dostał się do niewoli tureckiej, z której wrócił po kilkunastu latach. Został on teraz osądzony, wychłostany i wtrącony do lochu, gdzie trzymano go jednak w dość znośnych warunkach. Nie został jednak skazany na śmierć. Być może wzięto pod uwagę jego zasługi z czasów wojny z Turkami, a może jednak istniały wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście był to tylko samozwaniec, czy może jednak prawdziwy król… 

W całej sprawie Mikołaja Rychlika najbardziej fascynujące jest to, że pojawił się on najpierw w Poznaniu, a nie np. w Krakowie. Widać liczył tu na życzliwe przyjęcie ze strony mieszczan i szlachty wielkopolskiej. Pamięć o królu, który zrobił tyle dobrego dla Poznania był żywa w stolicy Wielkopolski.