W Gnieźnie ruszył proces dwojga funkcjonariuszy, którzy wywieźli mężczyznę do lasu, gdzie zmarł

Policjanci Karolina F. i Filip S. w trakcie służby zostali wezwani na interwencję do leżącego przy drodze, nietrzeźwego 36-latka. Zamiast wezwać pogotowie, czy odwieźć go na izbę wytrzeźwień, zawieźli go do lasu – tam mężczyzna zmarł. W poniedziałek w Gnieźnie rozpoczął się ich proces.

Do zdarzenia doszło w połowie maja ub. roku. W podpoznańskich Pobiedziskach rodzina zgłosiła zaginięcie 36-latka. Mężczyzna miał wyjść z domu, nie było z nim kontaktu. Sprawę zaczęła badać policja. Dzień później zwłoki mężczyzny znaleziono przy drodze w kompleksie leśnym przy jeziorze Dobre.

Śledczy ustalili, że w dniu, kiedy doszło do zdarzenia, funkcjonariusze Komisariatu Policji w Pobiedziskach, Karolina F. i Filip S., pełnili służbę patrolową. “Niedługo przed zakończeniem służby policjanci zostali wezwani na interwencję do nieprzytomnego mężczyzny, który leżał na poboczu przy drodze”.

“Pomimo przybycia na miejsce funkcjonariusze nie podjęli żadnych działań mających na celu ustalenie w sposób pewny stanu zdrowia mężczyzny. Nie sprawdzili jego trzeźwości, nie zapewnili mu opieki medycznej oraz nie udokumentowali w notatniku służbowym faktycznego przebiegu przeprowadzonych czynności” – informowała Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Śledczy wskazali, że “policjanci umieścili nieprzytomnego mężczyznę w radiowozie, po czym wywieźli go wbrew jego woli do lasu w okolicach Pobiedzisk i tam pozostawili. Następnego dnia mężczyzna został znaleziony martwy w pobliżu miejsca, gdzie został pozostawiony”.

Prokuratura wskazała jednak, że powołani w sprawie biegli z Zakładu Medycyny Sądowej “nie stwierdzili, by śmierć pokrzywdzonego nastąpiła w wyniku bezpośredniego działania oskarżonych funkcjonariuszy”.

W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Gnieźnie rozpoczął się proces w tej sprawie. Karolina F. i Filip S. zostali oskarżeni o “niedopełnienie obowiązków służbowych podczas przeprowadzanej interwencji, bezprawne pozbawienie wolności oraz nieumyślne narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także niedopełnienie obowiązków w związku z realizacją nakazu zatrzymania oskarżonego”.

Oskarżonym za zarzucane im przestępstwa grozi do 5 lat więzienia. Oboje są już zwolnieni z policji.

Filip S. powiedział w poniedziałek w sądzie, że przyznaje się tylko w części do jednego z zarzucanych mu czynów. Odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Powiedział, że leczy się psychiatrycznie, ponieważ nie może pogodzić się z tym, że Piotr M. nie żyje.

W poprzednich wyjaśnieniach, odczytanych w poniedziałek przed sąd, oskarżony podkreślił, że w trakcie interwencji, to Piotr M. powiedział funkcjonariuszom, że nie chce wracać do domu. Miał tłumaczyć, że jego matka zapisała go na leczenie, nie chciała by pił, a gdyby go zobaczyła w tym stanie – “to by dostała zawału”.

Pokrzywdzony miał także powiedzieć policjantom, że “jak wytrzeźwieje, to sam wróci do domu”. “Gdy go zostawialiśmy nie miał żadnych obrażeń” – dodał oskarżony.

Po odczytaniu wyjaśnień, oskarżony zwrócił się do obecnej na Sali rozpraw matki Piotra M. Oświadczył, że bardzo by chciał przeprosić rodzinę zmarłego i złożył kondolencje matce z powodu śmierci syna. “Bardzo żałuję, nie chciałem, by do czegoś takiego doszło” – podkreślił.

Oskarżona Karolina F. przyznała się w sądzie do zarzucanych jej czynów. Powiedziała jednak, że nie chce składać wyjaśnień, natomiast będzie odpowiadała na zadawane jej w sądzie pytania.

W poprzednich wyjaśnieniach, kobieta wskazywała, że przebieg zdarzenia był inny, niż wersja przedstawiona przez drugiego z oskarżonych Jak mówiła, w trakcie interwencji Filip S. kilkukrotnie uderzył pokrzywdzonego. “Uderzył go otwartą dłonią w policzek, z nosa poleciała mu krew” – podkreśliła.

Pytana przez sąd, “po co oskarżony Filip S. uderzał tego pana? Nie próbowała się pani temu przeciwstawić?” Karolina F. odpowiedziała: “nie wiem po co go uderzał; zabrakło mi odwagi żeby przeciw temu zaprotestować”.

Oskarżona podkreśliła również, że po pewnym czasie od tej interwencji wraz ze współoskarżonym wrócili na miejsce, gdzie pozostawili pokrzywdzonego – nie było go już tam. Pojechali również do jego domu – matka Piotra M. powiedziała, że go nie ma, że nie wrócił. Następnego dnia rodzina zgłosiła policji zaginięcie 36-latka; jego ciało znaleziono w lesie przy jeziorze.

Rodzina Piotra M. powiedziała w sądzie mediom, że nie wierzy w słowa oskarżonych funkcjonariuszy, a także, że nie wierzy w wersje zdarzeń przekazywane przez nich w wyjaśnieniach. Siostra Piotra M. podkreśliła, że sekcja zwłok jej brata wykazała, że został on pobity; przyczyną śmierci mężczyzny był krwiak.