O interpelacji radnego Ignaszewskiego pisaliśmy na początku miesiąca. Pytał on wówczas m.in. czy możliwe jest wyłączenie z obwodów łowieckich terenów, które znajdują się w granicach administracyjnych miast, a także jakie są możliwe skutki, w tym również zagrożenia związane z takim działaniem.
Pomysł podzielił mieszkańców miasta. Jedni popierali go domagając się podjęcia konkretnych kroków w tym kierunku, inni byli przeciwni zwracają uwagę na potencjalne zagrożenie rezygnacji z odstrzału.
Dziś głos w sprawie zabrały miejskie władze, które na konferencji prasowej poinformowały, że Miasto nie zamierza starać się o wyłączenie terenów miejskich z obwodów łowieckich.
Na początku podkreślono, że decyzję w tym zakresie może podjąć jedynie marszałek i Sejmik Województwa Wielkopolskiego na wniosek miasta, jednak Poznań nie zamierza z takowym wystąpić.
Każdego roku z terenu Poznania usuwanych jest ok. 550 dzików, jednak populacja tych zwierząt pozostaje na stałym poziomie ok. 200-250 sztuk od 2013 roku. Jest to wynik coraz większej rozrodczości wśród nich, na którą wpływają m.in. korzystne warunki klimatyczne, w tym np. łagodne zimy, dzięki którym łatwiej jest im przetrwać. W ciągu roku lochy potrafią mieć po dwa lub nawet trzy mioty, z których każdorazowo na świat przychodzi 5 do 8 młodych. Wpływ na rosnącą populację ma również duża dostępność pożywienia poza terenami leśnymi, czyli w obszarach zabudowanych. Ma na to wpływ zachowanie samych mieszkańców, którzy je dokarmiają i wyrzucają jedzenie do niezabezpieczonych pojemników lub na nieogrodzone działki i nieużytki.
Koła łowieckie Ratusz i Sokół, działające na terenie Poznania, pozyskują poprzez polowania około 250 dzików rocznie. Podmiot realizujący usługę pogotowia ds. usuwania zagrożenia ze strony dzikich zwierząt w ciągu roku z miasta usuwa około 150 dzików.
Jak podkreśliła wiceprezydent Katarzyna Kierzek-Koperska, choć rozumie głosy osób broniących zwierząt, to piastowany przez nią urząd zobowiązuje ją przede wszystkim do zadbania o bezpieczeństwo mieszkańców Poznania.
Podczas konferencji prasowej zaznaczono, że choć dziki w mieście nie są widokiem zaskakującym, to nie jest to zdecydowanie udomowione zwierzę i może być niebezpieczne dla ludzi. Szczególnie na niebezpieczeństwo narażeni są najmłodsi. Zauważono, że zwierzęta coraz częściej pojawiają się już nie tylko na miejskich terenach przy lasach i parkach, ale także w centrum. W ostatnich miesiącach nie brakowało również sytuacji, w których dziki wchodziły na tereny przedszkoli czy szkół.
Problemem jest również wirus ASF, czyli Afrykański Pomór Świń, który stanowi duże zagrożenie dla hodowli trzody chlewnej. W celu ograniczenia możliwości przenoszenia wirusa, Miasto Poznań dostało od Powiatowego Lekarza Weterynarii szereg nakazów i zakazów w kwestii dzików. Jednym z nich jest zakaz przewożenia żywych zwierząt z miejsca odłowu. Do tej pory odłowione zwierzęta były przewożone z terenów zabudowań do lasów. Obecnie, zgodnie z zarządzeniem, zwierzęta muszą pozostać w mieście, jednak nie po to, by dalej mogły biegać po ulicach, ale by zastosować odstrzał redukcyjny lub odłów z uśmierceniem. W przypadku wyłączenia miejskich terenów z obwodów łowieckich, realizacja obowiązków byłaby dla Poznania mocno utrudniona.
Podczas konferencji zwrócono również uwagę na straty materialne, jakie powodują dziki w mieście. To nie tylko dewastowanie ogrodzeń, trawników, skarp rowów melioracyjnych i stawów retencyjnych czy przydomowych ogródków. To również rozgrzebywanie przez zwierzęta śmieci i ich rozrzucanie po okolicy.
To nie koniec problemów.
Jak zauważył Gerard Hejgelman, zastępca dyrektora Wydziału Działalności Gospodarczej i Rolnictwa UMP, wbrew pozorom Poznań nie jest terenem jedynie miejskim. Na terenie miasta znajduje się 8 tysięcy hektarów ziemi rolnej.
Podkreślono także, że działalność łowiecka jest kontrolowana.
Kolejnym argumentem za tym, by nie wyłączać Poznania z terenów łowieckich było zagrożenie, jakie stanowią w ruchu drogowym. Nie ma dnia, by nie pojawiła się informacja o dzikach chodzących lub biegających po ulicach – także na tych, na których możliwa jest szybsza niż w centrum jazda, w tym np. na trasie katowickiej. Coraz częściej dochodzi do wypadków i kolizji,w których kierowcy lub pasażerowie zostają poszkodowani. Nie zawsze wiąże się to z uderzeniem w zwierzynę – czasem jest to kwestia gwałtownego hamowania czy próby ominięcia zwierzyny, która nagle wbiegła na jezdnię.
Rezygnacja z obszarów łowieckich oznaczałaby także dodatkowe obciążenie miejskiego budżetu. Miasto musiałoby ponosić koszty usługi pogotowia ds. usuwania zagrożenia ze strony dzikich zwierząt. Obecnie, z uwagi na polowania kół łowieckich, interwencje ze strony takiego pogotowia są rzadsze.