Wróżka z gromadą psów i kotów bezprawnie zajmuje wynajęty dom

Dzika lokatorka z gromadą psów i kotów bezprawnie zajmuje wynajęty przez jej koleżankę dom. Dlaczego mimo prawomocnego wyroku sądu nakazującego jej eksmisję właściciele nieruchomości są bezsilni?

 

(Materiał reporterów programu “Uwaga” TVN)

 

Rodzina Szejnfeldów kilka lat temu kupiła dom położony w atrakcyjnej części Poznania.

– Kupiliśmy go z myślą, że będziemy w nim mieszkali. Niedaleko nasze dzieci chodziły do szkoły i w ogóle to jest fajne miejsce w Poznaniu. Ale nie mieliśmy środków potrzebnych, by od razu się tam wprowadzić – opowiada Marta.

Małżeństwo z dwójką dzieci planowało zamieszkać w nowym domu po rozbudowie budynku. Przed rozpoczęciem prac postanowili wynająć go, aby spłacać kredyt zaciągnięty na jego zakup. Wcześniej dom został odmalowany i wyczyszczony.

Były kupione nowe sprzęty do kuchni, nowa pralka, nowe urządzenia w łazience, biały montaż – wylicza Szejnfeld.

Zgłosiła się do nas pani, która była bardzo zainteresowana wynajęciem tego domku, jak najszybciej. To była pani lekarka, która się rozwodziła. Powiedziała, że będzie w nim mieszkała z koleżanką, która będzie ją wspierała. Deklarowała, że będą tam mieszkały dwa małe pieski. Dwa, małe pieski i dwie panie, więc wydawało się, że to nic strasznego – opowiada Uwadze! pani Marta.

Lekarka podpisała z umowę najmu na dwa lata. Jako osobę towarzyszącą najemcy w wynajmowanej nieruchomości wpisała swoją koleżankę. Była nią kobieta zajmująca się wróżeniem z kart.

– Dokładnie dwa tygodnie po wynajęciu domku rozszczelnił się gaz. Przyjechaliśmy z gazownikiem i zastaliśmy panią wróżkę z kilkunastoma zwierzętami w środku. Smród i syf. Jeden z psów załatwił się przy nas na podłogę – opowiada pani Marta.

Pani Marta niedługo potem pojechała z mężem do domu, by wręczyć lokatorom wypowiedzenie umowy najmu w trybie natychmiastowym.

Pani lekarka podarła to wypowiedzenie i powiedziała, że wynajęliśmy ten domek na dwa lata i, że ona nie zamierza się wyprowadzić – przywołuje Szejnfeld.

Kobieta z mężem rozpoczęła batalię sądową o odzyskanie nieruchomości. Z relacji pani Marty wynika, że psów i kotów sprowadzanych przez wróżkę przybywało, a najemca, czyli lekarka miała przestać płacić czynsz. Niezależnie od tego mieszkańcy okolicznych domów zaczęli skarżyć się na uciążliwe sąsiedztwo.

To jest chmara psów, rzucają się, można się wystraszyć. Któregoś dnia zwróciłem jej uwagę to mnie sklęła. Jest wulgarna – opowiada jeden z sąsiadów.

Dostałam zdjęcia ze środka, jak wygląda ta nieruchomość. Dostałam je od osoby, która była tak na miejscu. Wnętrza są dewastowane. Rozmawiałam z panią, która przesłała zdjęcia. Jest chyba dziewięć psów i 14 kotów. Te zwierzęta załatwiają się wszędzie, łącznie z łóżkiem wróżki – mówi pani Marta.

Po kilku latach walki o odzyskanie nieruchomości uprawomocnił się wyrok sądu nakazujący eksmisję obu kobiet. Jednak radość małżeństwa nie trwała długo.

W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził, że umowa jest nieważna. Została zawarta pod wpływem podstępu pani lekarki. [Sąd orzekł], że od samego początku nie miała zamiaru tam mieszkać. I nie mieszkała tam. Że było to wynajęte specjalnie dla tej wróżki, która miała te zwierzęta. Bardzo cieszyliśmy się, że ten wyrok jest prawomocny. Przyszła pandemia i spec-ustawa covidowa, gdzie jest zapis mówiący o tym, że do czasu zakończenia pandemii wstrzymuje się wszelkie eksmisje – wskazuje Szejnfeld.

Jestem przekonana o tym, że nie jestem jedyna osobą, która jest w takiej sytuacji, że ma eksmisję, prawomocny wyrok sądu i nie może z tym wyrokiem nic zrobić – dodaje pani Marta.

Okazało się, że wróżka zajmowała już wcześniej różne lokale i doszło nawet do interwencyjnego odebrania jej zwierząt, które miały być w bardzo złym stanie. Przeprowadzki wróżki rozpoczęły się kilkanaście lat temu, po tym, jak kobieta została eksmitowana z mieszkania spółdzielczego.

– To, co się działo nie przechodzi mi przez gardło. Tu było osiem psów, a ile razy miałam kał na klatce? W stosunku do sąsiadów była okropna, szczuła psami, psy gryzły. W mieszkaniu był straszny smród i bałagan. Jak przyszli rozbierać podłogę, to okazało się, że są gąsienice, jakieś larwy – usłyszeliśmy od właścicielki lokalu wynajmowanego wcześniej przez wróżkę.

Oficjalnie mamy dwie panie, które zajmują tę nieruchomość. Mamy panią lekarkę i panią wróżkę. Mnie nie interesuje, czy pani lekarka fizycznie tam mieszka. Ona nie przekazała nam tego lokalu. Nie opróżniła też z osób, które miały z nią mieszkać, ani z rzeczy, czy zwierząt, które tam się znajdują – mówi pani Marta.

O całej sprawie chcieliśmy porozmawiać z lekarką, która wprowadziła do domku wróżkę i jej zwierzęta.

Po naszej wizycie w przychodni, w ciągu godziny zadzwoniła adwokat, pełnomocnik lekarki z informacją, że jej klientka nie będzie z nami rozmawiać. Tymczasem pod dom zajmowany przez wróżkę przyjechała wezwana przez nas policja.

Jest ustawa, która nie pozwala mnie ruszyć do końca stanu epidemicznego – oświadczyła kobieta, która zajmuje dom.

Od policjantów nasza reporterka usłyszała:

– Zna pani prawodawstwo w tym kraju, w tej materii? Polskie prawo chroni posiadanie, niezależnie od tego czy jest w złej, czy dobrej wierze.

Historię wynajmu domu Szejnfeldów opisała wcześniej „Gazeta Wyborcza Poznań”. Pani Marta liczy, że nagłaśnianie sprawy pomoże odzyskać jej nieruchomość.

– Zainwestowaliśmy w coś, czego nie możemy ani odzyskać, ani z niego korzystać. Wiemy też, że jeżeli to w końcu dostaniemy, to będzie ruina – kończy pani Marta.