“Całonocna mocno zakrapiana impreza trwająca do rana” – świadkowie o tragedii nad jeziorem w Antoninie

Suto zakrapiana całonocna impreza, która zakończyła się dopiero nad ranem – tak miały wyglądać ostatnie godziny przed tragedią nad Jeziorem Szperek w Antoninie. Świadkowie twierdzą, że 2,5-letni chłopiec, który utonął w zbiorniku wodnym prawdopodobnie nie byłby w stanie samodzielnie otworzyć drzwi od domku, dlatego podejrzewają, że mógł zaginąć wcześniej lub drzwi były otwarte po zabawie.

 

W czwartkowy poranek, po godzinie 7:00 służby otrzymały zgłoszenie od osoby twierdzącej, że na tafli jeziora Szperek w Antoninie unosi się małe dziecko. Na miejsce natychmiast wysłano strażaków, którzy potwierdzili zgłoszenie i wyciągnęli 2,5-letniego chłopca z wody na brzeg. Dziecko nie dawało oznak życia, dlatego przystąpiono do reanimacji, którą następnie kontynuowali ratownicy wezwani na miejsce. Niestety, pomimo niemal 2-godzinnego wysiłku służb i prób przywrócenia funkcji życiowych, nie udało się uratować dziecka, a lekarz stwierdził zgon.

W czasie akcji ratunkowej policja rozpoczęła poszukiwania rodziców. Początkowo strażacy przeszukiwali jezioro spodziewając się, że w wodzie może przebywać opiekun chłopca. Okazało się jednak, że rodzice byli na terenie ośrodka wypoczynkowego.

Badanie wykazało, że ojciec był trzeźwy, a matka miała ok. promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Od obojga pobrano krew do dalszych badań.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narażenia życia dziecka na niebezpieczeństwo i nieumyślne spowodowanie śmierci. Okoliczności zdarzenia są badane. Wiadomo, że rodzina pochodząca z Ukrainy – dwoje dorosłych, 12-letnia dziewczynka i 2,5-letni chłopiec – zameldowała się w ośrodku wraz ze znajomym i jego 12-letnią córką. Wszyscy wynajęli jeden z domków około 500 metrów od jeziora.

Tymczasem inne osoby przebywające na terenie ośrodka relacjonują ostatnie godziny przed tragedią. Do części z nich dotarł „Fakt”. Jak twierdzi kobieta wynajmująca domek obok, grupa „całą noc imprezowała” na tarasie, pijąc dużo alkoholu. Wszyscy zachowywali się głośno, ale nie było słychać awantury. Kobieta twierdzi, że około 2 w nocy słyszała jeszcze płacz dziecka, dlatego musiał oddalić się w stronę jeziora później.

Inna z osób przebywających niedaleko twierdzi, że dziecko prawdopodobnie wyszło, gdy rodzice położyli się już spać, a impreza trwała do około 5:00. Jednocześnie wątpi, by drzwi od domku rzeczywiście były zamknięte – jak twierdzi sama ma problem z ich otwarciem, dlatego dla tak małego chłopca przekręcenie zamka byłoby niemożliwe.

Relacje pokrywają się z tymi podawanymi przez inne osoby na terenie ośrodka, które mówiły o mocno zakrapianej imprezie i tym, że dziecko biegało po okolicy bez opieki osób dorosłych. Na tarasie domku można było znaleźć całą reklamówkę z puszkami po piwie. Dziecko w wodzie było w samej pieluszce. Wszystko jest weryfikowane przez śledczych, którzy na razie nie potwierdzają ani nie zaprzeczają żadnej z wersji.

Badanie trzeźwości u znajomego rodziny także wykazało obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. Rodzice dziecka zostali zatrzymani, wczoraj mieli zostać przesłuchani w sprawie.

Policja zabezpieczyła nagranie z monitoringu na terenie ośrodka, co ma odpowiedzieć na pytanie o której godzinie i w jaki sposób dziecko oddaliło się od domku i w jaki sposób dotarło nad jezioro.