Historia morderstwa z przed 100 lat

Sprawa Leona Hałasa to historia, którą żył cały Poznań. Z czasem, sprawa ta zaczęła budzić zainteresowanie ogólnopolskich mediów w okresie międzywojennym.

12 września 1931r. robotnicy pracujący przy ul. Półwiejskiej 20, przypadkowo doprowadzili do obsunięcia się płyty chodnikowej. Ku ich przerażeniu, w odsłoniętej wnęce piwnicy, ich oczom ukazał się ludzki szkielet ustawiony pionowo. To wydarzenie ściągnęło na ul. Półwiejską tłumy poznaniaków i rozpoczęło jedno z nagłośniejszych śledztw, a potem procesów karnych w historii.  

Żeby zrozumieć te sprawę, cofnijmy się do jej początków.

Mamy rok 1923. Głównym bohaterem tej historii jest Leon Hałas, zdemobilizowany żołnierz I Wojny Światowej, który 28 czerwca 1923 r. opuszcza wojsko. Jego narzeczona, czyli siostra przyszłej ofiary, jest wtedy w ciąży. Z racji sytuacji, coraz bardziej naciska na szybkie zawarcie związku małżeńskiego, co Leonowi nie jest do końca na rękę – nie dysponuje wystarczającymi środkami, aby taką uroczystość opłacić. Zaczyna więc szukać sposobu na pozyskanie pieniędzy. W ten sposób trafia do, bardzo znanej z resztą gazety, Kuriera Poznańskiego, w której rozpoczyna pracę jako drukarz. 

Pewnego dnia Leon Hałas wraz ze swoją przyszłą żoną Heleną Jankowiak, udaje się na obiad do jej domu rodzinnego mieszczącego się przy ulicy Bukowskiej. Tam uzyskuje informacje, która na zawsze zmieni losy rodziny Jankowiaków. Dowiaduje się bowiem, że brat Heleny, Józef Jankowiak, pracuje jako goniec w Banku Mieszczańskiego. Oznaczało to, że zajmuje się roznoszeniem akcji, obligacji, papierów wartościowych i.. gotówki. Już wtedy zaświeciły mu się oczy, a w jego głowie zaczął kiełkować zbrodniczy plan. 

Gdy dotarły do niego informacje o tym, że przyszły szwagier będzie roznosił dużą sumę pieniędzy, bo aż 12 milionów marek polskich, postanowił zadziałać. Nocował u rodziny Jankowiaków, a w poniedziałek rano, razem z Józefem, pojechał do centrum. Umówili się, że szwagier pójdzie do banku, a Leon poczeka na niego w parku przy Teatrze Wielkim. Po godzinie gdy się spotkali zaczął wprowadzać w życie swój plan. 

Plan wydawał się być idealnie dopracowany. Wracając z centrum, udali się do małej restauracji w pobliżu Placu Wiosny Ludów (obecnie ul. Święty Marcin 3), a stamtąd, po wypiciu 4 kolejek wódki, na ulicę Półwiejską 20 (obecnie numer 35). Żeby przekonać przyszłego szwagra do udania się razem z nim do piwnicy, powiedział mu, że w środku znajduje się tablica bezpiecznikowa, a bezpieczniki z kolei pokryte są platyną, dzięki której uda im się szybko zarobić pieniądze. Omamiony wizją dużego zarobku, 16-letni wówczas Józef, nawet nie podejrzewał, że to podstęp ze strony przyszłego szwagra. 

Gdy zeszli do piwnicy Józef Jankowiak zaczął wykręcać bezpieczniki. Po krótkiej chwili został uderzony od tyłu młotkiem w głowę. Gdy się przewrócił otrzymał kolejny cios. Leon Hałas zaciągnął swoją ofiarę do wnęki w pomieszczeniu, gdzie po raz trzeci zadał cios, tym razem śmiertelny. Ciało ofiary pozostawił w piwnicy, a następnie udał się do mieszkania z którego zabrał wszystkie pieniądze. Pojechał nad Wartę, gdzie podarł i wyrzucił wszystkie akcje, teczkę ukrył w zaroślach, a młotek wrzucił do rzeki. 

To jednak nie był koniec jego planu. Leon udał się do centrum gdzie odwiedził znajomego krawca i w celu zabezpieczenia, poprosił go o pokwitowanie na pożyczkę skradzionej kwoty. Krawiec wystawił dokument i otrzymał stosowną gratyfikacje, nie miał jednak pojęcia w jaki sposób Leon wszedł w posiadanie pieniędzy. 

W międzyczasie morderca wrócił do piwnicy, wymierzył wnękę i u pobliskiego stolarza zamówił drewnianą deskę, która miała mu posłużyć do zamaskowania zwłok. 

Leon Hałas wrócił do narzeczonej i sprezentował jej milion marek. Szczęśliwa i niczego nieświadoma Helena, udała się wraz ze swoim przyszłym mężem na zakupy związane ze ślubem. Żeby zapewnić sobie alibi, Leon pojawiał się w różnych miejscach Poznania, a następnie udał się do domu przyszłych teściów. 

Niedługo po zabójstwie Leon Hałas ożenił się z Heleną Jankowiak. Umeblował mieszkanie i chociaż jego zachowania nie raz budziły wątpliwości policji, nie było żadnych dowodów by przypisać mu zbrodnię. By odsunąć od siebie wszystkie podejrzenia, morderca zdecydował się na wysłanie listu do rodziny, w którym Józef Jankowiak prosi by go nie szukać. To ostatecznie zamknęło śledztwo. Po kilku latach, gdy pieniądze się skończyły, Leon wraz z Heleną i dziećmi zamieszkali we Francji, gdzie mężczyzna pracował jako drukarz. 

Po odnalezieniu zwłok wystąpiono z wnioskiem o ekstradycje Leona Hałasa do francuskich władz. Mężczyzna 2 kwietnia 1932r. stanął przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Prokurator Mieczysław Hrabyk przedstawił mu zarzut zabójstwa ‘bez zastanowienia’. Hałas przyznał się do zbrodni. Jako motywacje wskazywał głównie miłość do żony. Pomimo wniosku o karę śmierci, został skazany na 10 lat ciężkiego więzienia, jednak po rozprawie apelacyjnej gdy zmieniono klasyfikacje czynu na zabójstwo z premedytacją, zasądzono karę śmierci przez powieszenie. Wyroku jednak nigdy nie wykonano, a karę zamieniono na dożywocie i utratę praw obywatelskich. 

Swoją karę odbywał w Zakładzie Karnym w podpoznańskich Wronkach. 

Gdy przyszedł rok 1939 i rozpoczęła się II Wojna Światowa, dyrekcja i strażnicy więzienia wypuścili część skazanych. Nie wiadomo, czy wśród nich był Leon Hałas. Wiadomo jednak, że wszyscy którzy pozostali w zakładzie, zostali rozstrzelani przez Niemców. Stąd też próżno szukać konkretnej daty śmierci Leona Hałasa. 

W Zakładzie Medycyny Sądowej, stoi w gablocie szkielet zamordowanego Józefa Jankowiaka.