Jak powstało stare zoo w Poznaniu? Zaczęło się od… żartu!

Poznański Ogród Zoologiczny należy do 30 najstarszych obiektów tego typu na świecie. Liczy sobie już ponad 140 lat, a historia związana z jego powstaniem jest wyjątkowo oryginalna.
Pewna grupa mężczyzn postanowiła, w formie kawału na 50-te urodziny kolegi, w ciągu 3 dni kupić maksymalną liczbę zwierząt. Była to grupa kręglarzy, których klub mieścił się przy restauracji dworcowej Kolei Starogardzko-poznańskiej na ulicy Zwierzynieckiej.

Podczas tych kilku dni udało im się zakupić 12 zwierząt i były to: świnia, baran, koza, kot, królik, wiewiórka, gęś, kaczka, kura, paw, niedźwiedź i małpa. Co ciekawe, wszystkie zwierzęta były tresowane, a zakupione zostały od wędrownych cyganów. 50-latek może i nie był zadowolony z kawału jaki zrobili mu przyjaciele, ale wieść o zwierzętach szybko rozniosła się wśród mieszkańców i poznaniakom bardzo się to spodobało. Zaczęli przynosić zwierzęta do menażerii i w ten sposób, w 1880r. było ich aż 250 z różnych gatunków. 

Wkrótce został wybudowany Dworzec Centralny, czyli obecny gmach starego Dworca Głównego, a Kolej Starogardzko-poznańska uległa likwidacji. Wtedy właśnie Stowarzyszenie Ogród Zoologiczny wykupiło tereny należące do kolei na południe od obecnej ul. Zwierzynieckiej. 

Poznański Ogród Zoologiczny cały czas się rozwijał, zwierząt przybywało, ale gdy przyszła  I Wojna Światowa, obiekt poniósł duże straty. Ze względu ma sytuacje brakowało środków na utrzymanie terenu, a zwierzęta często nie były dokarmiane. Gdy polskie władze, po wojnie objęły zoo we władanie okazało się, że na jego terenie zostały jedynie 243 zwierzęta, a więc mniej niż na samym początku w 1880r. 

Po wojnie dyrektorem zoo został Bolesław Cylkowski, którego głównym zadaniem było odbudowanie populacji zwierząt i zadbanie o te, które zostały. Dyrektor znalazł więc ziemian, którzy za darmo przywozili paszę i firmy budowlane, które charytatywnie wyremontowały pawilony w ogrodzie. 

Następnie, w 1922r., urząd dyrektora objął Kazimierz Szczerkowski, który pieczę nad obiektem sprawował do 1940r. To właśnie za jego kadencji, poznański Ogród Zoologiczny przeżył największy rozkwit. Powstała ptaszarnia, wtedy też zlikwidowano drewniany płot i wymieniono go na betonowy, który stoi do dziś. Powstało też wejście główne do zoo wraz z kasami. 

Przez wiele lat, Ogród Zoologiczny podzielony był na dwie części – parkowo-rozrywkową i taką ze zwierzętami. Ta pierwsza zajmowała połowę, a potem 1/3 powierzchni całego obiektu. 

W części rozrywkowej powstała między innymi muszla koncertowa i restauracja, w której teraz znajduje się Polska Akademia Nauk. 

Początkowo koncerty odbywające się w Ogrodzie były występami orkiestr wojskowych i odbywały się sporadycznie. Wyjątkowym wydarzeniem było jednak pojawienie się orkiestry Edwarda Straussa z Wiednia, a chwilę później Johanna Straussa, który w poznańskim zoo wystąpił aż trzy razy – w 1900, 1911 i 1913r. 

Przed rozpoczęciem II Wojny Światowej, zoo było domem dla blisko 1200 zwierząt z ponad 300 różnych gatunków. Niestety przeżyło ją jedynie 176 zwierząt, a cały obiekt został mocno zniszczony. 

Gdy mówimy o Ogrodzie Zoologicznym, trudno nie przybliżyć krótko historii trzech głośnych wypadków, do których doszło na terenie obiektu. 

9 stycznia 1918r., w Zoo przebywali tylko pracownicy. Była mroźna zima, a zwierzęta, z racji trwającej jeszcze wojny, były niedożywione. W jednej z klatek od zachodniej strony ogrodu, znajdował się niedźwiedź. Klatka była na tyle wysoka, że nie pomyślano o tym, by zadaszyć ją od góry. Niedźwiedź, najprawdopodobniej kierowany głodem, wspiął się na drewniany pień, wszedł na mur i wydostał się z klatki. Biegał po alejkach ogrodu, gdzie niestety trafił na spacerującą kasjerkę i brutalnie ją zaatakował. Jeden z pracowników, przy pomocy psa, próbował odciągnąć zwierzę, jednak niedźwiedź rozszarpał czworonoga, uciekł i wpadł do wybiegu dla wielbłądów, gdzie zaczął pożerać jednego z nich. Policja po przybyciu na miejsce zastrzeliła zwierzę, a kasjerka z ciężkimi obrażeniami trafiła do szpitala. Nie ma żadnych danych na temat tego jak skończyła się dla niej ta historia i czy w ogóle przeżyła atak, wiadomo jednak, że musiała zostać jej amputowana część ręki. 

Drugi znany wypadek to tragedia z 1936r.,  kiedy to poznańskie Zoo kupiło czerwonego bawoła afrykańskiego, który miał być największa atrakcją zoo. Pewnego dnia, około godziny 11, nad Poznaniem zaczęła szaleć burza. Na terenie zoo znajdowały się wówczas tłumy ludzi, odbywały się też wycieczki szkolne. Pracownicy zoo próbowali zagonić zwierzęta z wybiegów do stajni. Jeden z nich wszedł na wybieg bawoła, jednak zapomniał zamknąć za sobą drzwi. Jak nie trudno się domyśleć, zwierzę szybko to wykorzystało. Zaatakowało pracownika dwukrotnie po czym uciekło z zagrody i biegało po obiekcie. Na szczęście, ze względu na warunki pogodowe, wszyscy zwiedzający schowali się do środka. Pracownik ogrodu zginął na miejscu. 

Warto też przypomnieć historię z 1966r., związaną z parą szympansów – Grzesiem i Moniką. Monika została przekazana do ogrodu zoologicznego, ponieważ w cyrku sprawiała.. problemy wychowawcze. Nic więc dziwnego, że któregoś dnia między szympansami doszło do bójki. Opiekun zwierząt próbował zażegnać kryzys, jednak gdy tylko wszedł do klatki został natychmiast przewrócony, a zwierzęta uciekły. Grześ nie czuł się jednak dobrze poza znanym mu miejscem, więc postanowił wrócić. Za to Monika poturbowała strażników i zaczęła zwiedzać Poznań. Sprowadzono milicję i straż pożarną, której udało się zagonić zwierzę do jednej z piwnic, a następnie przetransportować z powrotem do obiektu. 

Dziś kompleks poznańskiego Ogrodu Zoologicznego tworzy Stare i Nowe Zoo. I chociaż w obiekcie przy Zwierzynieckiej zwierząt jest o wiele mniej niż w Nowym Zoo na ulicy Krańcowej, to miejsce do dziś budzi sentyment wielu poznaniaków, którzy chętnie je odwiedzają. Z perspektywy czasu aż trudno uwierzyć, że kolekcja 12, podarowanych w formie kawału zwierząt, stała się zaczątkiem dla poznańskiego Ogrodu Zoologicznego.