Mija 57 lat gdy w Poznaniu zaczęła działać poczta śmigłowcowa

Była piękna, słoneczna niedziela 23 sierpnia 1964 roku. Za chwilę na wypełnionym kibicami stadionie “Energetyka” przy ul. Reymonta miał rozpocząć się mecz piłki nożnej między drużynami Grunwaldu i Warty. Zanim jednak zawodnicy wyszli na boisko, na murawie wylądował helikopter SM-2.

Maszynę pilotował mjr Zbigniew Jedynak, a towarzyszyli mu sierż. Henryk Radomski i ppłk Bolesław Świderski. Cała trójka była filatelistami zrzeszonymi w kole Polskiego Związku Filatelistów przy Garnizonowym Klubie Oficerskim w Poznaniu, organizatora przelotu, które w ten sposób chciało upamiętnić XX rocznicę bitwy lotniczej na przyczółku warecko-magnuszewskim i przypadający w tym dniu, a ustanowiony na pamiątkę tamtej bitwy Dzień Ludowego Lotnictwa Polskiego. Na stadionie nastąpiło przekazanie załodze helikoptera worków z 10 tys. listów pierwszej w Polsce Poczty Śmigłowcowej.

 Przekazanie miało bardzo uroczysty charakter – na maszt wciągnięto flagę państwową, były przemowy, załoga złożyła meldunek, był czas dla fotoreporterów, wywiady i goździki. Worki z listami załadowano na pokład helikoptera. O godzinie 11 śmigłowiec wystartował. Miał lecieć do Warki. Po oderwaniu się od ziemi musiał dokonać zwrotu i w czasie tego manewru omal nie doszło do katastrofy. Prawdopodobnie na skutek podmuchu wiatru maszyna zaczęła niebezpiecznie opadać, zbliżając się do pełnych trybun. Pilot nie stracił zimnej krwi, zniżył lot, przeleciał nad głowami niczego nieświadomych, a może nawet zaciekawionych kibiców, a potem odbił się od skoczni do skoku w dal i wzbił się w powietrze.

Już bez przeszkód dotarł do stanicy wodnej nad Pilicą i wylądował na specjalnie w tym celu przygotowanym terenie. Tam odbyła się wielka manifestacja rocznicowa. Pod tablicą upamiętniającą lotników poległych w bitwie na przyczółku warecko-magnuszewskim złożono wieńce. Podobno listy już następnego dnia dotarły do adresatów opatrzone okolicznościowym datownikiem i wizerunkiem śmigłowca.

Po latach sierż. Henryka Radomski opowiedział historię pamiętnego lotu kilkuletniemu wnukowi Grzegorzowi. To dzięki niemu i informacjom prasowym udało się odtworzyć jego przebieg. Po śmierci dziadka Grzegorz Radomski znalazł wśród pozostawionych przez niego rzeczy wyjątkowe zdjęcia, które odpowiednio ułożone pokazują sekwencję tamtych wydarzeń. Nie wiadomo, kto jest autorem tych niezwykłych fotografii, prawdopodobnie było ich kilku, a wśród nich zapewne sierż. Radomski. Na odwrociach nie ma opisów, jedynie na kilka odbitkach ktoś odręcznie napisał: „P-ń 1964”.