Śmiertelny wypadek w Ryżynie. Świadkowie przerywają milczenie

22-letni Jędrzej O. oskarżony jest o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie młode osoby. Według świadków, od mężczyzny czuć było alkohol. Dotychczasowa bezradność wymiaru sprawiedliwości sprawiła, że głos w sprawie postanowiła zabrać dziewczyna, która cudem przeżyła wypadek.

(materiał reporterów programu “Uwaga” TVN)

Od tego tragicznego wypadku w Ryżynie minęły dwa lata. Zderzenie samochodu z drzewem przeżyły dwie osoby: kierowca – Jędrzej O. oraz Kinga, która była jedną z pasażerek. Ofiarami było dwoje pozostałych pasażerów: chłopak Kingi – Michał oraz jej przyjaciółka Wioletta.

– Jędrzej kierował, Michał siedział jako pasażer, ja siedziałam za Michałem, a Wiola za Jędrzejem. Uderzyliśmy w drzewo. Nic więcej nie pamiętam – mówi Kinga Pucek.

– Z tego, co działo się wcześniej, pamiętam, że Michał prosił Jędrzeja, żeby zwolnił – dodaje.

Po wypadku 21-latka spędziła w szpitalu półtora miesiąca.

– Z czego prawie dwa tygodnie byłam w śpiączce. Miałam oparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Połamane ręce, nogi, biodra – wymienia Kinga. I dodaje: – Lekarz powiedział, że do końca życia nie pożegnam się z wózkiem inwalidzkim.

Jednak unieruchomienie trwało rok.

– Jak zaczęłam chodzić, poleciały mi ze szczęścia łzy – wspomina Kinga.

Relacja

Sprawa o spowodowanie tego strasznego wypadku wciąż toczy się przed sądem w Szamotułach.

Relacja jednego ze świadków, który wraz ze swoim bratem, narzeczoną i matką ratował poszkodowanych, jest wstrząsająca.

– Minęliśmy się na końcówce zakrętu. Ściągnęło go na pobocze, a na wzniesieniu go wyrzuciło. Auto płonęło, ogień widziałem już w lusterku, jak cofałem. Podbiegliśmy do auta, żeby ich uratować – opowiada Paweł Mleczak.

– Na miejscu widoczny był kierowca. Krzyczał: „Pomóż mi, uratuj mnie”. Pytałem się, z kim jechałeś, ile osób jechało? Na początku upierał się, że sam i nie mogłem uzyskać od niego tej informacji – dodaje pan Paweł.

Ranną Kingę kawałek od samochodu znalazł brat pana Pawła. Jej partner – Michał, jak się później okazało, leżał trochę dalej – w polu, które płonęło.

Rodziny ofiar i Kinga nie mogą zrozumieć, dlaczego Jędrzej O. zachowuje się tak, jakby nie był sprawcą wypadku. Początkowo nie mogli uwierzyć w informacje, które do nich docierały, że pomimo zakazu prokuratorskiego, Jędrzej O. wciąż kieruje samochodami.

– Widziałam go w Sierakowie, jak jeździł złotym golfem. Jak pojechałyśmy za nim, zaczął nam uciekać – opowiada Kinga.

Jędrzej O.

Jędrzej O. – zgodnie z nakazem sądu – dwa razy w tygodniu powinien się meldować na policji we Wronkach. Jednak czuje się na tyle bezkarny, że nie stawia się w każdym wyznaczonym terminie. W dniu, w którym czekaliśmy na niego pod komisariatem, pojawił się dopiero przed północą.

– Nie będę z panem rozmawiał. Niech pan za mną nie chodzi – powiedział do reportera.

Kilkaset metrów od komisariatu dostrzegliśmy samochód, którym jeździ Jędrzej O. Mężczyzna prawdopodobnie zorientował się, że może być obserwowany, bo po kilkudziesięciu minutach na parkingu pojawiła się jego siostra z dodatkowym kierowcą. W ten sposób pomogli Jędrzejowi O. odwieźć auto pod dom, w którym mężczyzna wynajmuje mieszkanie.

Zderzenie z samochodem?

Jędrzej O. zeznał, że przed wypadkiem doszło do zderzenia z innym samochodem, czyli tym, który podróżował pan Paweł z rodziną.

– Nie doszło do zderzenia z żadnym innym samochodem – podkreśla Kinga.

Jak sprawę komentuje pan Paweł, który uratował życie Jędrzeja O.?

– Tak się chłopak broni, chociaż nie ma racji. Nie było styku miedzy pojazdami – zapewnia mężczyzna.

Z kolei z relacji pana Pawła wynika, że chwilę po wypadku od Jędrzeja O. było czuć alkohol, choć później w szpitalu okazało się, że we krwi nie było alkoholu.

– Krew była pobierana oskarżonemu kilkukrotnie. O godz. 1 została pobrana na badania szpitalne. Procesowe zabezpieczenie krwi od oskarżonego nastąpiło po godz. 5. Procesowe, to badanie, kiedy bada się trzeźwość – wyjaśnia Piotr Wachelski z Prokuratury Rejonowej w Szamotułach. I dodaje: – Nie można było pobrać wcześniej krwi ze względu na odmowę personelu medycznego, który udzielał pomocy oskarżonemu.

– Miałam połamane biodra, byłam w stanie krytycznym, nie dawali mi szans na przeżycie, a miałam od razu pobraną krew. A tutaj, takie zaskoczenie. Myślę, że ktoś nad tym czuwał – uważa Kinga.

Niewyjaśnione wątki

Tragicznym wypadkiem od samego początku zajmuje się dziennikarka lokalnego dwutygodnika. Nie może zrozumieć, dlaczego sprawa Jędrzeja O. tak długo trwa i nadal ma tyle niewyjaśnionych wątków, dzięki czemu mężczyzna unika odpowiedzialności.

– Nie podano mu żadnych leków z tego względu, że miał twierdzić, że spożywał alkohol przed wypadkiem. Wszystkie zeznania osób, które wspominały o alkoholu, w zasadzie zostały chyba pominięte – wskazuje Anna Wilk, redaktor naczelna „Gazety Powiatowej”.

Udało nam się też skontaktować z osobą, która bardzo dobrze zna rodzinę Jędrzeja O. Chce pozostać anonimowa, bo boi się wpływów jego rodziców we Wronkach i okolicznych miejscowościach.

– Jego mama jest pielęgniarką i po znajomościach może załatwić wszystko. Jakimś cudem Jędrzej trafił tam, a nie do innego szpitala. Z kolei jego ojciec zawsze mówił, że gospodarstwo może upaść, ale nie pozwoli, żeby syn poszedł siedzieć – usłyszeliśmy.

– Ojciec jest byłym radnym, politycznie dobrze poukładany. Rodzice Kingi nie wiedzieli [po wypadku – red.], co się z nią dzieje i gdzie jest, a rodzice Jędrzeja O. wiedzieli, gdzie trafił do szpitala. Lekarz zdecydował, że będzie przewieziony do szpitala w Gorzowie, a jednak trafił do szpitala w Miedzychodzie – zwraca uwagę Anna Wilk.

Zatrzymanie przez grupę Speed

Rodzina Jędrzeja O. nie wypowiada się w mediach, a jego obrońca powiedział nam, że nie będzie komentował spraw dotyczących jego klienta i jego rodziny.

– Chłopak nie dość, że wsiada za kierownicę i ciągle jeździ, to ciągle ma wykroczenia, jak chociażby pościg policyjny, gdzie został zatrzymany przez specjalną grupę – mówi redaktor naczelna „Gazety Powiatowej”.

Jędrzej O. miał w okolicach Bielaw Pogorzelskich znacznie przekroczyć prędkość. Po pościgu prowadzonym przez grupę policyjną Speed został zatrzymany.

– To był obszar zabudowany i obowiązywała prędkość do 50 km/h, a on jechał ponad 100 km/h. Kiedy wysiadł z samochodu, stanął przy aucie i czekał na to, co zrobią policjanci. Nie było żadnej adnotacji, przede wszystkim w systemie CEPiK, że ma on zabrane prawo jazdy po wypadku śmiertelnym – mówi mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu.

Spotkaliśmy się z wicestarostą, któremu podlega wydział komunikacji, zajmujący się wpisywaniem do rejestrów policyjnych informacji dotyczących tego, czy kierowca posiada prawo jazdy.

– Wszystko, co się działo przed 5 grudnia 2020 roku, dotyczyło fizycznego zatrzymania prawa jazdy, a więc zabrania dokumentu. Wówczas fizycznie nie zostało odebrane mu prawo jazdy, w związku z czym można uznać, że nie miał odebranego prawa jazdy, było tylko postanowienie prokuratora w tej kwestii – tłumaczy Rafał Zimny, wicestarosta powiatu szamotulskiego.

Zdaniem prokuratora Piotra Wachelskiego za to, że w policyjnym systemie przez dwa lata nie było informacji o tym, że Jędrzej O. ma odebrane prawo jazdy, nikogo nie można winić.

– Oskarżony twierdzi, że podczas wypadku dokumenty uległy spaleniu – mówi prokurator.

Spawa pościgu i zatrzymania Jędrzeja O. przez policyjną grupę Speed już się zakończyła. W sądzie w Gostyniu mężczyzna sam poddał się karze i dzięki temu prawo jazdy zostało odebrane na rok.