Pielęgniarz, który gwałcił i zabijał. Kim był “Anioł Śmierci” z poznańskiego szpitala?

W latach 90. Maciej D., poznański pielęgniarz ze Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Lutyckiej, został nazwany “Aniołem Śmierci” ze względu na częste zgony podczas jego dyżurów. Wówczas nie sądzono, że nie są one przypadkowe. Jak się jednak okazało, gwałcił on swoje nieprzytomne pacjentki, a jedną z nich zamordował. Do dziś rzeczywista liczba jego ofiar owiana jest tajemnicą.

 

Maciej D. przez lata pracował jako pielęgniarz na OIOM-ie w jednym z poznańskich szpitali przy ul. Lutyckiej. Cieszący się nienaganną opinią wśród współpracowników oraz przełożonych pielęgniarz nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Pierwsze niepokojące sygnały dotarły do pielęgniarek w maju 1993 r., kiedy to jedna z pacjentek powiedziała, że została zgwałcona przez Macieja D. Ze względu na jej ciężki stan uznano to za wpływ działania silnych leków.

Jednak kilka miesięcy później, w nocy z 21 na 22 listopada, jedna z pielęgniarek, mająca nocny obchód na oddziale intensywnej opieki medycznej, zauważyła, jak Maciej D. gwałci nieprzytomną 70-letnią pacjentkę. Kiedy chciała zawiadomić o zajściu przełożonych, aparatura, do której podłączona była starsza kobieta, zaczęła wskazywać nagłe pogorszenie się jej stanu zdrowia. Wówczas obecny na sali Maciej D., nie konsultując tego z lekarzem, podał pacjentce zastrzyk chlorku potasu. Stan pacjentki stał się krytyczny, a ta zmarła.

Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie zaangażowanie pielęgniarek, które widziały całe zajście. Jedna z nich schowała użytą przez Macieja D. strzykawkę, natomiast druga pobrała krew martwej już 70-latce i oddała próbkę do laboratorium. Badanie wykazało obecność dużego stężenia chlorku potasu, które doprowadziło do śmierci. Dowodem było również nasienie na łóżku chorej.

Sprawę “Anioła Śmierci” ze szpitala przy ul. Lutyckiej prowadził poznański śledczy – Andrzej Laskowski.

Z czasem na jaw zaczęły wychodzić kolejne zbrodnie “Anioła Śmierci”. Do prokuratury zgłosiła się matka 17-letniej dziewczyny, która zmarła w szpitalu przy ul. Lutyckiej. Nastolatka była leczona z obrażeń, poniesionych w wyniku wypadku samochodowego. Maciej D. regularnie obserwował dziewczynę. Wówczas nie wzbudziło to większych podejrzeń. Do czasu, gdy ta ze strachem reagowała na obecność pielęgniarza. Nie była w stanie mówić, jedynie gestem wskazywała na swoje krocze, dając matce do zrozumienia, że została zgwałcona. Stan zdrowia nastolatki poprawiał się, jednak nieoczekiwanie doszło do niedotlenienia mózgu, którego lekarze nie byli w stanie wyjaśnić. Dziewczyna zmarła.

Kolejną prawdopodobną ofiarą była 15-latka przywieziona do Szpitala Wojewódzkiego po potrąceniu przez samochód. Dziewczynka zmarła pomimo optymistycznych prognoz lekarzy. Jak się okazało, wcześniej powiedziała ona pielęgniarkom o zgwałceniu przez Macieja D, co kobiety potwierdziły. Informowali byli także przełożeni, jednak podobnie jak w przypadku pierwszej ze zgwałconych kobiet, uznali oni, że jest to wina leków.

Ze względu na brak dowodów świadczących o gwałcie, zarówno sprawę 15-latki, jak i 17-latki umorzono. Nie można było również wskazać, że podanie chlorku potasu wpłynęło na tak drastyczne pogorszenie się stanu zdrowia tych pacjentek, ponieważ po kilku godzinach nie jest on możliwy do wykrycia.

Wraz z końcem listopada 1994 r. sąd skazał Macieja D. na 25 lat pozbawienia wolności. Oskarżono go o zabójstwo oraz dwa gwałty – w tym na zmarłej 70-latce. Karę odbył w więzieniu w Rawiczu, gdzie zmarł.

Prawdopodobnych ofiar pielęgniarza było więcej. Do dziś jednak ich liczba nie jest znana.