Na 5-latkę runął stary krzyż. Odpowiedzialnych wciąż “nie ma”

Podczas wizyty na cmentarzu na 5-letnią Marysię runął ciężki krzyż. Dzięki wysiłkom lekarzy dziewczynka przeżyła. Wciąż jednak nie wiadomo, czy żmudna rehabilitacja w pełni przywróci dziecku sprawność. Tymczasem prokuratura nie dopatrzyła się niczyjej winy.

 

W czerwcu ubiegłego roku na 5-letnią Marysię runęła chwiejąca się płyta nagrobna. Podczas upadku dziewczynka uderzyła głową o betonowy nagrobek, a ciężki krzyż przygniótł dziecko. Marysię w krytycznym stanie przetransportowano do szpitala w Poznaniu. Lekarze rozpoczęli walkę o jej życie. Dziecko miało poważnie uszkodzoną czaszkę oraz kręgosłup. – Wyciągnięto jej dwa duże fragmenty kości i dwa odłamki kości z oczka – opowiada Beata Lisek, matka dziewczynki.

Po operacji pani Beata z trudem rozpoznała córkę. – Była cała ogolona, spuchnięta, oczy miała zasinione. Jej główka była dwa razy większa niż ma dziś – przywołuje kobieta.

Na szczęście stan Marysi w ostatnich miesiącach znacząco się poprawił. – Po wypadku córka miała nie słyszeć, nie mówić i nie chodzić. A w tej chwili jest tylko kilka czynności, do których Marysia potrzebuje drugiej osoby. To mycie się, wychodzenie z wanny – opowiada Lisek. I dodaje: – Wciąż ma zaburzenia równowagi.

„Przeszła długą drogę”

Taki efekt nie byłby możliwy, gdyby nie intensywna rehabilitacja. Dzięki publicznej zbiórce rodzicom dziewczynki udało się zapewnić środki na długotrwałe rehabilitacje córki.

– Marysia przeszła bardzo długą drogę, to było bardzo trudne wyzwanie również dla nas – przyznaje fizjoterapeutka Aleksandra Trybulec. I dodaje: – Marysia bała się samodzielności, samego biegania, mimo że podążała za swoją siostrą i bardzo chciała dotrzymać jej kroku, to nie było możliwe. Cały czas w pobliżu musiała być osoba trzecia.

Marysia będzie musiała pracować z fizjoterapeutami jeszcze przez kilka lat.
– Córka ma takie dni, że przychodzi do mnie i pyta, kiedy będzie zdrowa. Mówię: „Marysiu, ty już jesteś zdrowa”. Ale potrzebna jest jeszcze rehabilitacja, żeby była sprawna jak inne dzieci – mówi Beata Lisek.

Umorzenie sprawy

Sprawą wypadku na terenie cmentarza zajęła się prokuratura. Śledczy nie dopatrzyli się jednak znamion przestępstwa. Postępowanie umorzono. – Prokuratura kompleksowo przeanalizowała całą tę sprawę. Analizowaliśmy również przepisy dotyczące odpowiedzialności zarządcy cmentarza – zapewnia Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. I wyjaśnia: – Analiza tych przepisów – o cmentarzach i osobach zmarłych, nie wskazuje na to, żeby osoby odpowiedzialne, czyli zarządcy cmentarza – w tym kontekście mieli związek skutkowo-przyczynowy z tym zdarzeniem. Według opinii biegłego, rzeczywiście stan tego nagrobka dawał dużo do życzenia. Użyte były złe materiały. Wadliwa była konstrukcja, ale biegły wskazał, że przewrócenie się krzyża nie nastąpiło w wyniku siły grawitacyjnej, ani z powodu warunków atmosferycznych. To musiało nastąpić nie przez popchniecie, ale jak mówi biegły w swojej opinii, to była kwestia przyciągnięcia krzyża przez dziewczynkę.

Matka Marysi zapewnia, że córka na cmentarzu była pod jej stałą opieką. – Była półtora metra ode mnie. [Za to, co się wydarzyło – red.] powinien odpowiedzieć ten, kto jest właścicielem obiektu, czyli administrator cmentarza – przekonuje Beata Lisek. I dodaje: – Jest tam bałagan i ktoś musi za to odpowiedzieć. Biegły napisał wyraźnie, że ten pomnik już dawno nie powinien stać. Nie chodzi o karę, ale niech ktoś się przyzna, że miał bałagan i trzeba coś z tym zrobić, bo do dziś nic nie jest zrobione.

„Odpowiedzialność zarządcy cmentarza jest oczywista”

Mimo umorzenia postępowania adwokat rodziny zaskarżył decyzję prokuratury. – Odpowiedzialność zarządcy cmentarza jest oczywista. Zgodnie z obowiązującym prawem na zarządcy spoczywa obowiązek utrzymania porządku na cmentarzu i zarządzania nim – przekonuje adwokat Bartosz Koszów. I wyjaśnia: – Czytając postanowienie o umorzeniu, pojawia się taki obraz, że dziecko pozostawało na cmentarzu bez opieki i doprowadziło do upadku tej płyty. Jest to obraz zupełnie nieprawdziwy. Dziecko cały czas było pod nadzorem rodziców. Nie był to pierwszy raz, kiedy wizytowało ten cmentarz, znało to miejsce i wiedziało, jak się zachować. A jeśli chodzi o przewrócenie tego nagrobka, to dziecko ważyło niespełna 20 kilogramów i ciężko podejrzewać, że kilkuletnie dziecko ma taką siłę, żeby mogło przewrócić tak ciężką płytę.

Jak zaznacza Bartosz Koszów, to nie był jedyny nagrobek, który się przewrócił w tamtym czasie.

– Było więcej takich niebezpiecznych miejsc, które dopiero po nagłośnieniu sprawy zostały w podstawowy sposób zabezpieczone. Nie wykazano tu się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Nie podjęto nawet minimum czynności, które mogłyby zapobiec tak niebezpiecznej sytuacji – mówi Koszów.

Fakt, że na cmentarzu w Łopiennej było wiele niebezpiecznych nagrobków wykazaliśmy już w pierwszym reportażu, który pokazaliśmy krótko po tragedii. Informacje o istniejących zagrożeniach na cmentarzu proboszczowi mieli przekazywać także parafianie.

Mimo naszych sugestii, by zabezpieczyć chwiejące się nagrobki, niektóre nadal stanowią zagrożenie. Dlaczego parafia nie poczuwa się do współodpowiedzialności za stan cmentarza? Dlaczego nie wsparła rehabilitacji Marysi? Proboszcz odmówił rozmowy przed kamerą.

– Do tej pory proboszcz do nas nawet nie zadzwonił. Nie poczuł się na tyle odpowiedzialny, żeby zapytać, jak się czuje dziecko. Ale wiem, że odprawiane były msze za Marysię – mówi pani Beata.

Na szczęście stan Marysi się poprawia. – Każdy jest pełen podziwu, że Marysia widzi i słyszy, że nie ma problemu z błędnikiem. Będziemy ją tak długo rehabilitować, żeby jak najszybciej doszła do sprawności. Ona wie, o co jest walka i mam nadzieję, że do końca będzie tak wytrwała, jak jest teraz – mówi Beata Lisek.

Już po realizacji reportażu proboszcz poinformował wiernych, że w najbliższą niedzielę odbędzie się zbiórka na rehabilitację Marysi.