Nieuczciwa firma motoryzacyjna z wielkopolski naciągnęła ponad 70 osób z całej Polski

Po awarii samochodu kupili zregenerowany silnik, który miał być „jak nowy”. Z zewnątrz wszystko wyglądało idealnie, ale auta stawały na drodze już po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów. Zawiedzeni klienci wciąż nie mogą odzyskać dużych pieniędzy.

Bohaterowie naszego reportażu na własną rękę zaczęli szukać w internecie nowego, a w zasadzie zregenerowanego, silnika. Wszyscy trafili na jedną z firm z Wielkopolski.

To, co ten pan oferował, czyli silnik po kompletnej regeneracji plus przekładka, to było dla mnie idealne rozwiązanie, żeby jak najszybciej odzyskać sprawny samochód i móc nim jeździć

 mówi pani Małgorzata.

– Był miły w kontakcie, przekonujący i gwarantujący, że to, co sprzedaje, będzie dobrym produktem – wspomina pan Łukasz z Warszawy.

Na początku, podobną opinię o sprzedawcy silnika miał także pan Krzysztof z Wrocławia.

– Mówił mi, że warto zapłacić trochę więcej pieniędzy, ale mieć 100-procentową gwarancję i 100-procentową pewność, że ten silnik będzie idealny, jak nowy.

Samochody stanęły w trasie

Po wymianie silnika na pozór wszystko się zgadzało. Ale w niektórych przypadkach wystarczyło ruszyć albo przejechać kilkaset kilometrów i okazywało się, że zregenerowany silnik to bubel.

– Jeździłam samochodem miesiąc – mówi pani Małgorzata.

 Chciałem jechać na działkę na Mazury, ale niestety nie dojechałem, bo po 60 km silnik zaczął wariować i stwierdzono jego kompletną awarię – opowiada pan Łukasz. I dodaje: – Zaczęły się problemy w kontakcie ze sprzedawcą, przez kilka tygodni nie odbierał telefonów.


– Zadzwonił do mnie i stwierdził, że jeździłam bez płynu chłodniczego, więc gwarancja nie obejmuje tej usterki – przywołuje pani Małgorzata.

Sprzedawca zaczął zbywać klientów, przez co nie mogli oni skorzystać z gwarancji. Właściciele aut poczuli się oszukani i zaczęli dochodzić prawdy.

– Silnik z zewnątrz wygląda dobrze, ale nigdy nie wiemy, czy chleb nie jest zakalcem, dopóki go nie przekroimy. Diabeł tkwi w szczegółach, silnik niestety został złożony ze starych części, które spowodowały awarię – mówi pan Łukasz.

O opinię zapytaliśmy eksperta.

– Na prawidłowo zregenerowanym silniku można przejechać przynajmniej 200-300 tys. km – mówi Kajetan Paśko, rzeczoznawca samochodowy.

– A ja przejechałem 60 km – ubolewa pan Łukasz.

– Możemy powiedzieć, że ten silnik został zregenerowany niezgodnie ze sztuką – wskazuje rzeczoznawca.

Bartosz S.

Poszkodowani, którzy czuli się oszukani przez sprzedawcę silników, założyli na Facebooku grupę, która liczy już prawie 70 osób. Jednak ofiar tego procederu może być nawet kilkaset i to z całej Europy. Mimo że feralne silniki kupili od różnych firm, w praktyce był to ten sam sprzedawca: Bartosz S.

– Pan Bartosz powiedział, że u mnie są sami durnie, którzy nie potrafią wymienić silnika, że to na pewno nie jest jego wina. I powiedział, że nie mam, co liczyć i żebym się nie pruł, bo jak mnie spotka w Polsce, to on pięć lat siedział w więzieniu – opowiada pan Konrad z Helsinek.

– Bartek miał wyroki za rozbicie jakiejś dziupli, gdzie rozkładali auta na części, coś takiego. Wiem, że miał „obrączkę” i dozór policyjny – mówi anonimowo były pracownik. I dodaje: – Jak on coś robi, to z bardzo dużym wyrafinowaniem, ma głowę na karku. Poznałem jego charakter, często był wybuchowy. Nie dotrzymywał słowa i przeciągał klientów, którzy już dawno mu zapłacili.

– Toczyło się siedem spraw, pięć z nich zakończyło się szybko, czyli wydaniem nakazu w postępowaniu upominawczym, a dwie z nich nadal są w toku. Chodziło o kwoty od 830 zł do niespełna 30 tys. zł – mówi Joanna Ciesielska-Borowiec z Sądu Okręgowego w Poznaniu.

Konfrontacja

By móc spotkać się ze sprzedawcą, postanawiamy kupić jeden z silników.

– Kosztuje 9,5 tys. zł i silnik jest na miejscu. Może pan po niego przyjechać. Silnik jest całkowicie zregenerowany, miał nową pompę oleju, pierścienie, panewki, nowy rozrząd i głowica zrobiona jest na nowo – zachwalał telefonicznie sprzedawca.

Na produkt wystawiana jest gwarancja.

– Dwanaście miesięcy, jak my montujemy, jak ktoś inny montuje – to sześć – dodał mężczyzna.

Na miejsce pojechaliśmy z jednym z poszkodowanych, który od ponad roku, mimo ekspertyzy rzeczoznawcy, nie może doprosić się o zwrot pieniędzy za trefny silnik.

Kiedy sprzedawca dowiedział się, z kim ma do czynienia, szybko zmienił ton.

– Psy są agresywne, a jest agresywna sytuacja, może dojść do… Nie chcemy, żeby coś się wydarzyło. Pan idzie do sądu, psy są agresywne, proszę opuścić firmę – powtarzał mężczyzna. I stwierdził, że nikogo nie oszukał.

– Nie spodziewałem się takiej sytuacji, mocno zaskoczyły mnie psy i postawa tego człowieka, który wszystkich oszukuje. Liczyłem, że może w jakiś sposób uda się odzyskać stracone pieniądze, że może pójdzie po rozum do głowy, ale jak widać, on w dalszym ciągu będzie oszukiwać. Mam nadzieję, że w jakiś sposób sąd zajmie się tym człowiekiem

 mówi pan Krzysztof.


Okazja

– Każdy z nas ma tak, że chciałby najlepiej, najtaniej znaleźć okazję, więc ci ludzie padli trochę ofiarą okazji, a tak naprawdę, to ktoś wykorzystał to, w jaki sposób ludzie szukają silnika. On sprzedaje za 8 tys. zł, remont kosztuje 16 tys. zł, a nowy taki kosztuje 32 tys. zł. Nie robienie tego zgodnie ze sztuką, tylko po kosztach, to jest ciężkie przestępstwo i to jest do udowodnienia – uważa Michał Jesionowski, youtuber motoryzacyjny z kanału „Miłośnicy czterech kółek – zrób to sam”.

– Każdy ma prawo prowadzić biznes, ale jeżeli sprzedawca reklamuje silnik jako zregenerowany, nadający się do określonego celu, to on powinien się do tego celu nadawać, jeżeli ktoś tego nie robi, to łamie prawo. Mało tego, jeżeli robi to w sposób stały, to można się zastanowić, czy nie dopuszcza się nieuczciwych praktyk rynkowych – zaznacza radca prawny Dariusz Brzozowski z Motoprawnik.com.

– Jak się padło ofiarą, to trzeba zabezpieczyć dowody, czyli po pierwsze zdjęcia. Jeżeli wydajemy jakieś większe pieniądze, to warto zabezpieczyć ofertę, jeżeli tego nie zrobiliśmy, to warto wziąć oświadczenie mechanika, co jest nie tak – dodaje Brzozowski.

– Wnioski? Dzisiaj przede wszystkim zadbałabym o dokumenty w momencie odbioru samochodu. Powinnam dopilnować, żeby była gwarancja i faktura, a tego nie zrobiłam. Być może byłoby z czym iść do sądu – żałuje pani Małgorzata.

– Poszkodowany może być każdy z nas, więc chciałbym, żeby ludzie uważali na takie rzeczy – kwituje pan Krzysztof z Wrocławia.